[materiał sponsorowany]
Kaszubska Truskawka zawita na Złotą Górę. Kolejne Truskawkobranie czeka nas już 1 lipca. Wystąpią gwiazdy: Fancy, Michał Szpak oraz Sound’n’Grace.
Jak każdego lata – bo Truskawkobrania odbywają się od 1971 roku, na stokach Złotej Góry królować będzie niewielki kaszubski owoc, który na dobre wpisał się w historię tej ziemi. O czym zresztą nie wszyscy wiedzą.
Truskawkobranie 2017
Będzie więc wielkie święto, jak co roku. Truskawkobranie – impreza, na której naprawdę warto być. Bo tu, na Złotej Górze, zawsze czuć kaszubskiego ducha.
Wszystko rozpocznie się w sobotę 1 lipca 2017 roku – już o godz. 14.30. Jak informuje Aleksandra Maciborska – Pytka, dyrektorka Kartuskiego Centrum Kultury, najpierw ruszy konkursowy program dla dzieci. Potem przyjdzie czas na kolejne atrakcje: m.in. wybory Truskawkowej Miss, koncerty „Dance with somebody” i kolejny występ – w wykonaniu artystów z Kartuskiego Centrum Kultury, zaś na pobliskiej przystani odbędą się zawody kajakowe „Polish Kayak Games”.
– Oczywiście na Złotej Górze zostaną ustawione stoiska z truskawkami w różnej postaci. Będzie można kupić kosz słodkich truskawek albo truskawkowy deser, na przykład pyszny koktail, lub też różnego rodzaju przetwory. Odbędą się dwa konkursy. W pierwszym jury wyłoni najsmaczniejszą potrawę z truskawek, w drugim zaś – najładniejsze truskawkowe stoisko – zapowiada szefowa Kartuskiego Centrum Kultury.
Jednak prawdziwe tłumy mają stawić się na Złotej Górze za sprawą gwiazd, które wystąpią tego wieczoru na scenie. Fancy – niemiecki artysta znany na całym świecie m.in. z przeboju Flames of love. To gigant muzyki disco. Oprócz niego wystąpią polscy wykonawcy, których raczej nie trzeba specjalnie przedstawiać: Michał Szpak oraz Sound’n’Grace.
Na Truskawkobrania co roku przychodzą dziesiątki tysięcy ludzi – to jedna z największych imprez plenerowych na terenie Szwajcarii Kaszubskiej.
Jednak tu nie chodzi tylko o rozrywkę, choć pewnie zabawa będzie przednia. Tu również chodzi o kultywowanie ważnej tradycji, której ważnym składnikiem jest właśnie kaszubska truskawka.
Warto, planując truskawkowe obżarstwo i nocne szaleństwo pod sceną, spróbować odpowiedzieć sobie na pytanie: co łączy Kaszuby z truskawką? Dlaczego właśnie tutaj jest ona tak ważna?
Szkoła spłonęła, krzaczki zarosły
Opowieść tę należy zacząć gdzieś połowie dziewiętnastego wieku, kiedy o truskawce nikt tu, na Kaszubach jeszcze nie słyszał. Wtedy w miejscowości Szklana, między Borzestowem a Sierakowicami, wybudowano szkołę podstawową [1] . I nie byłoby w tym nic istotnego dla historii truskawki, gdyby nie fakt, że tam właśnie – najprawdopodobniej, po raz pierwszy zagościła ona w kaszubskiej ziemi. Możemy tylko przypuszczać, że stało się to za sprawą któregoś z niemieckich nauczycieli, który sprowadził ówczesną botaniczną ciekawostkę, krzyżówkę dwóch rodzajów poziomek zza oceanu. Być może chciał ją hodować, być może uczynił to w celu edukacyjnym, nie wiadomo. Tak czy inaczej szkoła spłonęła podczas pierwszej wojny światowej. Krzaczki truskawki zarosły zielskiem. Ale… Przetrwały.
Krzaczki zamiast kwiatków
Mamy więc lato 1919 roku. W pobliżu ruin dawnej szkoły (dziś w tym miejscu stoi krzyż, to jest rozwidlenie dróg do Borucina, Sierakowic i Kamienicy Szlacheckiej) mieszka niejaki Wilhelm Warmowski. Jest wdowcem, a wdową jest również mieszkanka pobliskiej wsi Długi Kierz – Rozalia. Żeby się przypodobać Rozalii, Wilhelm wyrywa trzy krzaczki truskawek z dawnego szkolnego zagonu i niesie wybrance serca. Rozalia jednak nie ma głowy i czasu do hodowli owoców. Kaszubska Truskawka, posadzona w nowym miejscu, dalej czeka na swój czas.
Wydrzeć kawałek ziemi
Czas ten nadchodzi dwa lata później, wraz z niosącą poziomki Heleną Gruchałą, która akurat wraca z kościoła w Wygodzie Łączyńskiej. Kobieta niesie poziomki, bo po mszy zaszła na miedzę po nowe sadzonki. Szuka sposobu, by zarobić na chleb. A jest niełatwo. Jej ziemia jest piątej klasy…
Ziemia ta, pochodząca z parcelacji byłego majątku Długi Kierz, w przeważającej części była piątej klasy. Duża jej część pokryta była wodą, wrzosem, kamieniami i krzewami. Trzeba było ogromnego wysiłku i trudu, by kawałek po kawałku niejako wydzierać tę ziemię naturze. Była to praca ciężka, a niekiedy syzyfowa.
Bieda
W 1920 roku, na mocy postanowień Traktatu Wersalskiego, większa część terenu Kaszub trafia w granice młodej Rzeczpospolitej.
Gdy nastała wreszcie Polska a mężczyźni powrócili do domów, wszystko byłoby dobrze, gdyby nie bieda, która dawała się nam we znaki. Nie było grosza na podstawowe życiowe potrzeby. Głowili się wszyscy, jak wyjść z biedy. Helena Gruchałowa też nad tym myślała. Aż wymyśliła. Postanowiła hodować mirty. Kupiła znaczną ilość doniczek i rozpoczęła produkcję. Sadziła, nawoziła, podlewała, doglądała, a mirty ładnie wzrastały i wabiły specyficznym zapachem. Jednak wkrótce Helena Gruchała miała przekonać się, że interesu z tego nie będzie. Stąd właśnie pomysł na poziomki.
Obstukując kępę trawy
Zaraz, zaraz, można by przerwać tę opowieść – ale co połączyło Helenę Gruchałową z Rozalią Warmowską i jej truskawkowymi krzaczkami? Odpowiedź jest banalna, jak to zwykle w tego rodzaju historiach bywa… Połączył je przypadek. Lub Opatrzność, jak kto woli.
Wracamy więc na chwilę do lata 1919 roku. Widzimy Helenę Gruchałową, jak mija gospodarstwo Warmowskiej, której córka, kilkunastoletnia Łucja, dostrzega poziomki w ręku Heleny i zwraca uwagę, że w ogrodzie też mają takie „poziomki”, tylko trochę większe.
Helena żywo interesuje się słowami jasnowłosej nastolatki. Pojawia się i Rozalia. Pokazuje zachwaszczone krzaczki. Helena nie namyśla się długo i widząc, że są niewykorzystywane, prosi Rozalię, by dała jej kilka rozsadów. Łucja biegnie po haczkę, czyli motykę. Obstukując kępę trawy z piachu, kobiety wyłuskują siedem lichych sadzonek. Wątłych i ledwo żywych. Nie mają pojęcia, że w ten sposób rozpoczynają nowy rozdział w historii tej ziemi.
Jak kura
Helena Gruchałowa delikatnie chowa wątłe roślinki i zanosi na swoje gospodarstwo, sadzi je obok swojego domu. Podlewa, nawozi. I martwi się, czy tym razem jej się uda? Wyhodować – to jedno, zarobić na tym – to drugie. Wszakże również i mirty ładnie rosły, a przecież pożytku z tego nie było. Wkrótce pojawiają się pierwsze owoce.
Przesypuje więc Helena swoje truskawki do koszyka, i jedzie do Gdańska. Po drodze w pociągu zachodzi w głowę, czy w ogóle i za ile uda jej się je sprzedać.
Nie dociera nawet na rynek. Gdzieś po drodze, ktoś zauważa, co niesie, po niemiecku zagaduje, pyta, po ile sprzedaje truskawki. Helena próbuje coś wybąkać, a człowiek podwaja wypowiedzianą cenę, wciska banknoty zdziwionej Kaszubce zabierając owoce.
Helena pracuje dalej, coraz mocniej wierzy, że to, co robi, ma sens. Chociaż słyszy o sobie, że jest kurą. Tak mówią złośliwi sąsiedzi. Wszak „prawdziwa” gospodyni wykonuje różne prace w obejściu, a Gruchałowa… Nic tylko pochylona dłubie w ziemi. Jak kura.
Zawistnik
Dalej historia ta toczy się niemalże filmowo – bo cała ta historia może być kanwą dla scenariusza. Ciężka praca (podobno Helena sypiała cztery godziny na dobę) i spektakularny sukces. Z Kopciuszka Helena przeistacza się, może nie w królewnę, ale w kobietę sukcesu – o ile formułę tą można stosować do określenia mieszkanki Kaszub w okresie dwudziestolecia międzywojennego.
Chociaż były też i momenty trudne. Na przykład wtedy, gdy Helena miała sen… Wracała z mężem z Helu, z targu. Nie mieli pociągu, musieli przenocować w Kartuzach na dworcu. Przyśniło się jej, że ktoś do niej mówi, że truskawki zniszczone… Zerwała się na równe nogi i zmusiła męża by po nocy znalazł samochód i szofera. Pędzili do siebie, na plantację do Długiego Kierzu. Okazało się, że sen był proroczy. Ktoś – zapewne zawistnik jakiś, podeptał i zniszczył truskawki.
Ksiądz Sadowski
Niekiedy zasługi w zakresie wprowadzenia i rozpowszechnienia hodowli truskawki na Kaszubach, przypisuje się księdzu Sadowskiemu – proboszczowi w parafii w Wygodzie Łączyńskiej. Dzieje się tak dlatego, że w pewnym momencie duchowny ten włączył się w pomoc Helenie. Gdy zobaczył jej plantację, zachwycił się nią i zgłosił ją do konkursu. Przyjechała komisja z Torunia (ówczesnej stolicy województwa) i przyznała Helenie Gruchałowej tysiąc złotych nagrody. To była spora suma jak na owe czasy. Kobieta jednak jej nie przyjęła. Postanowiła przeznaczyć ją na cel charytatywny – na oświatę.
A kościół parafialny w Wygodzie Łączyńskiej wkrótce tonął w truskawkowych krzaczkach…
Kaszubska truskawka wyciąga z biedy
Z siedmiu sadzonek przekazanych Helenie przez Rozalię w ciągu następnych lat zrobiła się 3,5 – hektarowa plantacja. W latach trzydziestych Gruchałowa zatrudniała ponad 30 osób. Doczekała się wdzięczności w całej okolicy. Również i naśladowców. Mówiono, że zdołała tyle osiągnąć dzięki własnej pracy, uporowi, również odporności na kąśliwe uwagi i docinki zazdrosnych sąsiadów, którym zresztą potem pomagała.
Zmarła nagle 30 czerwca 1944 roku nie doczekawszy końca wojny. Miała wówczas pięćdziesiąt lat. Podczas pogrzebu, i wielokrotnie później, mówiono, że „Gruchałowa, dzięki niewielkiej truskawce, wyciągnęła Kaszubów z biedy”.
Wizytówka regionu
Przez lata PRL-u Kaszubi, kontynuując dzieło Heleny Gruchałowej, hodowali truskawki zaopatrując Trójmiasto, i nie tylko. Jednak nowe czasy i wstąpienie Polski do Unii Europejskiej miały w tym przypadku decydujące znaczenie…
Truskawka kaszubska lub kaszëbskô malëna została wpisana do europejskiego systemu nazw i oznaczeń geograficznych. Rozporządzeniem Komisji Europejjskiej w 2009 roku nazwę produktu zarejestrowano jako Chronione Oznaczenie Geograficzne.
Kaszubska Truskawka, rosnąc na nasłonecznionych stokach morenowych wzgórz jest słodsza, smaczniejsza od tych, które rosną w innych częściach kraju i Europy. Tak przynajmniej sądzą nie tylko sami plantatorzy, lecz również eksperci. Dlatego dzisiaj, za owoc oznaczony jako Truskawka Kaszubska można żądać ceny nieco wyższej – bo oferuje się produkt najwyższej jakości. Istnieje specjalny system certyfikacji, określone gospodarstwa mogą używać tej nazwy przy sprzedaży swoich produktów. Natomiast ci, którzy nielegalnie podszywają się pod kaszubską truskawkę, mogą zostać pociągnięci do odpowiedzialności i ponieść karę.
Gafa premiera
Kaszubska truskawka przed kilku laty trafiły na czołówki gazet, jako temat politycznych komentarzy. Dziś możemy wspominać tamtą „aferę” tak, jak wspomina się dobrą anegdotę – choć pozornie trąci banałem, to jednak ukazuje odrobinę rzeczywistości.
7 maja 2011 roku ówczesny premier Donald Tusk przebywał z wizytą w Chorwacji. Przez szefową rządu tego kraju został zaproszony na spacer po urokliwych zakątkach Zagrzebia. Po drodze Tusk próbował lokalnych specjałów, w tym dorodnych, czerwonych, miejscowych truskawek.
– Lepsze niż nasze – zachwalał, zajadając się owocem.
– Co proszę? – Kaszubi nie posiadali się ze zdziwienia – Jak to?
Kto jak kto, ale akurat Donald Tusk, który jest najważniejszym na świecie politykiem z kaszubskim rodowodem, powinien wiedzieć, że twierdzenie takie jest bardzo ryzykowne. Musiało mu się wymsknąć… Natychmiast na premiera – z jego małej ojczyzny, posypały się gromy. Wkrótce, po przybyciu do Gdańska musiał się Kaszubom tłumaczyć z wpadki.
– Byłem w Chorwacji, kupowałem na rynku w Zagrzebiu truskawki, które były lepsze, niż truskawki w Polsce o tej porze roku. (…) Proszę nie robić ludziom wody z mózgu. Mnie nikt nie musi uczyć fascynacji kaszubską truskawką, ale niestety na nie trzeba jeszcze kilka tygodni poczekać. I to, co dzisiaj w Polsce kupujemy w kwietniu, czy w maju, to nie są kaszubskie truskawki. To są truskawki z reguły importowane – dodał premier.
No cóż… Jakoś wybrnął. Kaszubska Truskawka zachowała pierwszeństwo przed swoją chorwacką krewną.
Z dumą
Dziś teren między Kartuzami a Sierakowicami, to kaszubskie truskawkowe zagłębie.
20 czerwca, poranek, polna ścieżka, gdzieś obok Wygody Łączyńskiej.
Dzień zaczyna się tu wcześnie rano. Zbieracze – na razie popijający kawę przy białej furgonetce, która przywiozła ich tu do pracy, będą przez kilka godzin pochylać się nad grządkami. Bo zbieranie truskawek, to naprawdę ciężka praca.
Zewsząd słychać język ukraiński. Ot, takie czasy – dawniej biedujący Kaszubi dziś mogą zatrudniać uboższych, oferujących swoja pracę Ukraińców.
Kaszubi mogą też z dumą częstować przechodniów truskawkami na Długim Targu w Gdańsku. Mogą także serwować truskawkowe specjały w wielu stolicach świata.
A wszystko to dzięki takim ludziom, jak Helena Gruchała – odważnym i pracowitym, którym niestraszne trzy kaszubskie demony: Trud, Strach i Niewarto.
***
[1] Historia sprowadzenia i rozpowszechnienia uprawy truskawek na Kaszubach pochodzi z relacji siostry Heleny Gruchały, pani Bronisławy Polaszk, opublikowanej w publikacji „Truskawka kaszubska. Czerwone jagódki z ogródka pani Heleny Gruchałowej”, wydanej przez Koło Gospodyń Wiejskich w Lisich Jamach. Stamtąd też pochodzi poniższy przepis na kaszubski deser truskawkowy.
PRZEPIS NA KASZUBSKI DESER TRUSKAWKOWY
Składniki:
- śmietana 36%,
- truskawki mrożone,
- cukier,
- cukier waniliowy,
- serek twarogowy,
- płatki migdałowe,
- masło,
- czekolada.
Czas przygotowania ok. 30 min.
Ubić śmietanę, dosypać cukier i cukier waniliowy, następnie dodać serek twarogowy – wszystko dokładnie wymieszać. Płatki migdałowe usmażyć na maśle z cukrem. Następnie przełożyć ubitą masę z mrożonymi truskawkami. Na koniec wszystko posypać smażonymi płatkami i poprószyć startą czekoladą.