I Kongres Młodych Kaszubów, Kartuskie Centrum Kultury, 19 listopada 2016, fot. Tomasz Słomczyński/Magazyn Kaszuby

Młodzi Kaszubi. Dobry początek dalekiej drogi

Dlaczego nie czytacie tekstów po kaszubsku? Bo to nudne jest – odpowiadają szesnastolatkowie

Pierwszy Kongres Młodych Kaszubów już za nami – odbył się w zeszłą sobotę. Pełna sala ludzi, ok. 140 uczestników zgromadzonych w Kartuskim Centrum Kultury. Prezentacje na scenie głównej, dyskusje w grupach warsztatowych, występy artystyczne. Raz po raz – brawa na sali.

Sukces – i piszę to bez cienia ironii. Świetnie, że młodzi ludzie – tak licznie, spotkali się by rozmawiać o przyszłości ruchu kaszubskiego, kaszubszczyzny w ogóle.

Lecz myli się ten, kto myśli, że w kolejnych zdaniach niniejszego felietonu będzie równie miło. Otóż nie – nie będzie.

 

I Kongres Młodych Kaszubów, Kartuskie Centrum Kultury, 19 listopada 2016, fot. Tomasz Słomczyński/Magazyn Kaszuby
I Kongres Młodych Kaszubów, Kartuskie Centrum Kultury, 19 listopada 2016, fot. Tomasz Słomczyński/Magazyn Kaszuby

Jeszcze kilka zdań tytułem wstępu.

Niżej podpisany autor tekstu nie jest rodowitym Kaszubą. Raczej nuworyszem. Dziennikarzem – publicystą, któremu przyszło zamieszkać na kaszubskiej ziemi, którego owa kaszubskość zafascynowała na tyle, że postanowił założyć Magazyn Kaszuby. Nie jest działaczem żadnej kaszubskiej organizacji. Sam siebie sytuuje w roli bardziej obserwatora niż uczestnika, choć niejednokrotnie obserwując, chciał nie chciał – uczestniczy.

I jako obserwator tego, co działo się podczas Kongresu, a zarazem uczestnicząc w jego obradach, niniejszym przekazuje Czytelnikom kilka uwag. Bardziej to przemyślenia na tematy różnorakie niż systematyczna analiza, podsumowanie czy coś w tym rodzaju. Nie, nic z tych rzeczy. To tylko felieton.

Myśl pierwsza

Godnym zastanowienia jest, co to znaczy: „młody Kaszuba”? Ile ktoś taki ma lat? Podczas prezentacji na scenie najczęściej pojawiali się, że tak powiem – przedstawiciele średniego pokolenia. Z pewnością nie byli to nobilitowani działacze o siwych włosach i wojennych życiorysach, ale też nie byli to nastolatkowie. „Na oko” średnia wieku wśród tych, którzy wiedli prym – to cztery krzyżyki na karku. To pokolenie nadawało ton zgromadzeniu.

Nie chcę pisać, że to źle. Być może młodsi Kaszubi potrzebują nieco starszych przewodników. Kwestia do przemyślenia.

Myśl druga

Kilkukrotnie podczas prezentacji pojawiali się studenci. Na przykład przedstawicielka Klubu Studenckiego „Pomorania”, która opowiedziała o tym, co robią studenci zainfekowani (w pozytywnym znaczeniu oczywiście) miłością do Kaszub.

Robią mniej więcej to, co robili ich poprzednicy – działają, organizują różne wydarzenia. Nie to jednak przykuło moją uwagę, lecz stwierdzenie: „Na spotkania przychodzi zwykle kilkanaście osób, studentów uniwersytetu”. Z kolejnych słów prelegentki wynikało, że drugie tyle uczestniczy w spotkaniach na Politechnice.

Tymczasem w Trójmieście kształci się ok. 100 tys. studentów.

Mam wielki szacunek dla tej garstki osób, które działają na rzecz kaszubszczyzny w środowisku akademickim. Dlaczego jednak jest to garstka? Dlaczego nie ma czegoś, co moglibyśmy nazwać „środowiskiem akademickim” działającym na rzecz Kaszub?

Myśl trzecia

Najważniejszym elementem tożsamości Kaszubów jest język. Mówią to wszyscy kaszubscy działacze. To najcenniejszy skarb.

Cenny nie tylko w wymiarze symbolicznym. Cenny również dla samorządowców, władz lokalnych, w sensie jak najbardziej praktycznym. W 2015 roku na naukę języka kaszubskiego do samorządów trafiło w sumie 127 mln zł. Nauki te pobiera w sumie 18 tys. dzieci. Rachunek jest następujący: na jedno dziecko rocznie przypada 7 tys. zł.

W tej sytuacji każde dziecko uczące się języka kaszubskiego powinno przynajmniej raz do roku mieć darmową wycieczkę do Kanady, otrzymać za darmo ręcznie wyszywany strój kaszubski, laptopa specjalnie dedykowanego do nauki języka, i Bóg wie co jeszcze.

Podczas Kongresu, zarówno na scenie głównej, jak i w kuluarach, często poruszano ten temat. Włodarze, za pieniądze przeznaczone na język kaszubski, budują drogi, boiska i sieci kanalizacyjne. I choć niektóre media regionalne poruszają ten temat a uczestnicy Kongresu nie kryli oburzenia tym faktem, to jednak w dziwny sposób, nie trafia on do ogólnej świadomości jako skandaliczna, powszechnie stosowana praktyka, której natychmiast należy zaprzestać.

Dlaczego?

Wydaje się, że powody są dwa. Po pierwsze – szerokie nagłaśnianie ewidentnych nadużyć w tym zakresie mogłoby oznaczać koniec hojności państwa. Ktoś w Warszawie stwierdziłby, że – skoro dotacja nie jest prawidłowo wydatkowana, to należy ją zmniejszyć albo – co gorsza, cofnąć. Takie demaskatorskie materiały dziennikarskie mogłyby więc „zaszkodzić sprawie”.

Drugi powód jest bardziej ogólny. Dotyczy kondycji dziennikarstwa w małych miasteczkach. Tu właśnie – lokalnie, dziennikarze powinni „rozliczać” władze z otrzymanych subwencji oświatowych przyznanych „na kaszubski”. Ale w tych miasteczkach bardzo znaczącym reklamodawcą często bywa urząd, czyli ta sama władza, której winno się patrzeć na ręce. Budżety takich niewielkich powiatowych redakcji dopinają się „na styk”. Gdy burmistrz lub wójt się obrazi, mogą się nie dopiąć. Jak w tej sytuacji krytycznie pisać o własnym chlebodawcy? To tak, jakby zaciskać sobie samemu pętle na szyi.

Myśl czwarta

O języku kaszubskim ciąg dalszy. Niżej podpisany wziął udział w jednym z paneli. Był poświęcony „mediom” – temu, jak dziennikarze mogliby swoją działalnością wspierać to, co kaszubskie.

W dyskusji – oprócz redaktora Magazynu Kaszuby (lat czterdzieści) oraz redaktorki jednej z lokalnych gazet, wzięło udział kilkoro młodych ludzi (lat szesnaście, osiemnaście), nie mających z dziennikarstwem nic wspólnego.

Nastolatkowie stwierdzili, że potrafią czytać po kaszubsku. Nauczyli się w szkole.

Padło pytanie:

– Gdy widzicie tekst kaszubski, znaki diakrytyczne, dajmy na to w gazecie albo w internecie, czytacie to?

– Nie, nie czytamy – odpowiedź była rozbrajająco szczera.

– Dlaczego?

– Bo to nudne jest.

No cóż, młodość znaczy szczerość. Należy zaznaczyć, że słowa powyższe wypowiedzieli młodzi ludzie, którzy znaleźli się na Kongresie, więc Kaszuby – ich mała ojczyzna, są im bliskie.

Przestrzegałbym przed traktowaniem tych słów („bo to nudne jest”) w kategoriach niezbyt grzecznej opinii. Należy się zastanowić, czy nie są po prostu stwierdzeniem faktu, oczywistego dla szesnastolatka, trudnego do przyjęcia dla dojrzałego kaszubskiego działacza.

Niedługo święta. Proponuję zajrzeć do księgarni internetowej z książką kaszubską. I spróbować wybrać coś po kaszubsku dla kaszubskojęzycznego nastolatka, który czytuje zazwyczaj Andrzeja Sapkowskiego, J.K.K. Rowling i Stephenie Meyer.

Co tu wybrać na prezent? Pismo Święte? Bajki dla dzieci? Klasyków – Derdowskiego, Majkowskiego? A może tomik wierszy?

Proponuję też zajrzeć do internetu.

Po kaszubsku czytamy o sprawach „kaszubskich”. Dużo jest o historii, działaczach, sztandarach i delegacjach wysyłanych na pogrzeby zasłużonych działaczy (z całym szacunkiem).

Czy jest to lektura dla szesnastolatka?

Grecy mają swojego Homera, którego dzieła są skarbem literatury. Grecy zapewne kochają swojego Homera, i w szkołach uczą się greki – w postaci, w jakiej była w użyciu przed tysiącami lat. Tylko, że język, którym się posługiwał Homer służy dziś jedynie intelektualistom do rozszyfrowywania dzieł będących świadectwem przeszłości.

Tysiące kaszubskich dzieci uczą się języka kaszubskiego. To niewątpliwy sukces. Na co dzień jednak nie chcą się nim posługiwać. W tym sensie, niestety, Aleksander Majkowski może wkrótce być porównywany do autora „Iliady” i „Odysei”.

Szesnastolatkowie nie chcą posługiwać się na co dzień kaszubskim, bo nie widzą ku temu powodu. Argumenty przemawiające do starszego pokolenia (tradycja, mowa ojców) nie muszą do nich trafiać. Nie słuchać starszych, szukać własnej drogi – takie jest ich prawo.

Myśl piąta

Po kongresie pozostał niedosyt. Paweł Ruszkowski śpiewał za krótko (a i tak zdążył na chwilę zaczarować publiczność). Zabrakło innych kaszubskich wykonawców; Krystyny Stańko, Damroki, grupy Bubliczki, Natalii Szroeder, Weroniki Korthals i innych.

Na myśl przyszedł Kaszëbë Music Festiwal, który odbył się w sierpniu w Kartuzach. Wyobrażam sobie, że w przyszłości mogłoby to tak właśnie wyglądać – nie tylko jak Kongres (który, rzecz jasna, też jest ważny), ale – znacznie szerzej: jak ś w i ę t o młodych Kaszubów.

Bo młodzi Kaszubi, jak wszyscy młodzi, lubią się bawić. I często, jest to dla nich ważniejsze niż wszystkie dyskusje panelowe świata. Czy nam, starszym, się to podoba, czy nie.

Jeśli więc mają się w ten sobotni wieczór bawić, niech – po dyskusjach, bawią się po kaszubsku.

Dlatego – w żadnym razie nie czyniąc zarzutu wobec Kongresu (który, jak napisałem – należy uznać za udany), życzę na przyszłość rozmachu.

Niech impreza nie kończy się o osiemnastej, tylko w środku nocy, wśród ogólnego śmiechu, zabawy i radości – z tego, że żyjemy w regionie nowoczesnym, patrzącym w przyszłość, doceniającym to, co dzieje się współcześnie, korzystającym i uczestniczącym w kulturze XXI wieku.

I Kongres Młodych Kaszubów, Kartuskie Centrum Kultury, 19 listopada 2016, fot. Tomasz Słomczyński/Magazyn Kaszuby
I Kongres Młodych Kaszubów, Kartuskie Centrum Kultury, 19 listopada 2016, fot. Tomasz Słomczyński/Magazyn Kaszuby

 

 

 

 

Na koniec…

jeszcze raz chcę pogratulować organizatorom. Pierwszy Kongres Młodych Kaszubów na pewno nie może być ostatnim. To dopiero początek, mam nadzieję.