W drodze do sklepu czyli różne spojrzenia na reformę szkolnictwa

Likwidacja gimnazjum z perspektywy małej wiejskiej szkoły na Kaszubach

Mój wiejski sklepik znajduje się vis-a-vis niewielkiej, wiejskiej szkoły. U nas wszystko jest niewielkie; domy, gospodarstwa, liczba mieszkańców. Tylko kamienie, które co roku rodzi ziemia bywają ogromne i jest ich wielka ilość.

Obok sklepu i szkoły jest przystanek autobusowy. Stąd odjeżdża młodzież gimnazjalna do Staniszewa. Spotykam ją czasami. Zawsze kłaniają się, mówią dzień dobry, mimo że wcale się jeszcze nie znamy. Mieszkam tu zaledwie od kilku miesięcy. Czuję się trochę jak na górskim szlaku, gdzie wszyscy się pozdrawiają. To miłe.

W drodze do sklepu spotykam też młodsze dzieci, te z podstawówki. Często mają lekcje na zewnątrz. Nie tylko zajęcia sportowe, ale też z przyrody czy geografii. Słyszę, jak wracając do domu opowiadają sobie o wycieczkach do Trójmiasta, na poligon, czy nad pobliskie jezioro, gdzie podglądali życie ptaków wodnych. I myślę sobie: jest dobrze. Mamy grzeczną, dobrze wychowaną młodzież, mamy zaangażowanych nauczycieli, którzy prowadzą ciekawe zajęcia.

Tymczasem zapowiadana jest reforma szkolnictwa. Ma nastąpić już, nagle, zaraz, bo… No właśnie, nie wiem dlaczego. Co takiego wydarzyło się, że natychmiast trzeba zmian, powrotu do systemu edukacji sprzed lat? O co w tym wszystkim chodzi? I jak to wygląda z perspektywy ucznia małej, wiejskiej szkoły na Kaszubach?

Lekcja w Szkole Podstawowej nr 1 im. Świętego Kazimierza w Kartuzach. Fot. Tomasz Słomczyński
Lekcja w Szkole Podstawowej nr 1 im. Świętego Kazimierza w Kartuzach. Fot. Tomasz Słomczyński

Nie odnalazł się

Pani B., matka dwojga pełnoletnich już dzieci mówi, że stanowczo popiera pomysł ośmioklasowej szkoły podstawowej. Dlaczego? Ponieważ uważa, że dziecko w wieku 13 lat jest jeszcze niedojrzałe, by zmieniać środowisko, nauczycieli, wychowawcę. Syn pani B. był nieśmiałym, drobnej budowy chłopcem i przeciętnym uczniem. Nie odnalazł się w nowej szkole. Było to kilka lat temu. Czuł się odrzucony przez rówieśników i nauczycieli. Nie radził sobie emocjonalnie. Według pani B. lepiej byłoby, gdyby dłużej uczęszczał do swojej małej, przyjaznej szkoły we wsi.

Pani B. niezbyt dobrze wspomina gimnazjum swoich dzieci. Miała wrażenie, że nauczyciele pracowali głównie ze zdolnymi dziećmi, zaniedbując te słabsze.

– Tak, gabinety przedmiotowe były, nowe i dobrze wyposażone. Biblioteka i komputery też – dodaje. Ale chyba lepiej byłoby, gdyby dzieci mogły dłużej uczyć się w swojej wiosce.

Co w takim razie będzie działo się po ósmej klasie, gdy nauka przestanie być obowiązkowa? Teraz do gimnazjum młodzież wożona jest bezpłatnym i bezpiecznym transportem. A co potem?

– Pewnie uruchomią połączenia autobusowe z miastem – mówi pani B.

– Ale przejazdy będą już płatne – dodaję. Czy rodziców będzie stać na opłacanie biletów miesięcznych? Czy nie będzie tak jak wcześniej, że edukacja zakończy się na ósmej klasie lub że młodzież, nawet ta zdolniejsza, wybierze szkołę zawodową, zamiast kształcić się dalej?

Nie wiadomo.

Kolejnym zastrzeżeniem rodzica było to, że klasy w gimnazjum są zbyt liczne, mają po 28 – 32 uczniów.

– We wiosce było znacznie mniej dzieci, można było z nimi pracować indywidualnie, niemal jak w prywatnej szkole – śmieje się pani B.

Drużyna, samorząd

Pewnie w takich warunkach łatwiej jest uczyć poszczególnych przedmiotów, tłumaczyć zawiłości matematyki czy dopilnować, by każde dziecko zrozumiało omawiany temat. Ale…

Dyrektor Szkoły Podstawowej nr 1 w Kartuzach, Dariusz Zelewski zwraca uwagę na inne, istotne sprawy, mianowicie że młodzież powinna rozwijać się społecznie. W małej, wiejskiej szkole trudno stworzyć na przykład drużynę piłkarską, uczyć rywalizacji zespołowej, zachowań społecznych a nawet utworzyć samorząd szkolny. To wymaga większej grupy uczniów. Poza tym w niedużych, wiejskich szkołach utrudniony jest dostęp do dobrze wyposażonych bibliotek , a droga do powstania gabinetów przedmiotowych będzie długa i kosztowna. W ten sposób zamiast wyrównywania szans edukacyjnych młodzieży wiejskiej powstanie jeszcze większa przepaść między dziećmi ze wsi a ich rówieśnikami z miasta.

Zajęcia szkółki piłkarskiej w Szkole Podstawowej nr 1 im. Świętego Kazimierza w Kartuzach. Fot. Tomasz Słomczyński
Zajęcia szkółki piłkarskiej w Szkole Podstawowej nr 1 im. Świętego Kazimierza w Kartuzach. Fot. Tomasz Słomczyński

Gabinet z mikroskopem

Z kolei pani dyrektor Szkoły Podstawowej w niewielkiej wsi – Starej Hucie, Halina Bobrowska uważa, że powrót do ośmioklasowej szkoły podstawowej ma swoje uzasadnienie. Z większym, pozytywnym skutkiem można prowadzić ucznia gdy ma się do dyspozycji osiem lat, a nie sześć. Poza tym gimnazjum skupia młodzież w szczególnie trudnym wieku, stąd nauczyciele muszą borykać się z wieloma kłopotami natury wychowawczej, w tym z patologią. Młodzież po ósmej klasie jest już bardziej dojrzała, mniej skora do wybryków.

– A co z wyposażeniem szkoły w gabinety, czy to nie odbije się na jakości kształcenia? – pytam.

– Skuteczne nauczanie nie musi opierać się na gabinetach, wcale nie znaczy, że gdy w szkole jest gabinet, to oznacza lepszą naukę.

Czyżby? Nie brakuje pedagogów, rodziców i samych dzieci, które utrzymują, że najlepiej uczyć się przez doświadczenia. Lepiej rozumie się świat i jego prawa, gdy można zobaczyć, dotknąć, posmakować.

Tak czy inaczej, nauczyciele gimnazjum są rozgoryczeni. Kompletnie nie wiedzą, co ich czeka i jak mają uczyć. Uważają, że najgorsze lata mają za sobą. Teraz, gdy uporali się z większością trudności, również tych wychowawczych, gdy mają sukcesy na polu nauki, gdy stale dokształcając się zdobyli potrzebne kompetencje, nagle wszystko burzy się i niweczy.

Nauka tolerancji. Poczucie bezpieczeństwa

A co sądzi sama młodzież? Szóstoklasiści?

Marta w tym roku skończyła podstawówkę i poszła do gimnazjum. Tu, we wsi była jedynym dzieckiem ze swojego rocznika. Najpierw trochę bała się zmiany otoczenia, nowych nauczycieli, teraz jest bardzo zadowolona. Wreszcie ma koleżanki – rówieśniczki! Nauczyciele też okazali się przyjaźni i nauka nie taka straszna. Świat jakby przybliżył się, oswoił.

Mama Marty uważa, że im wcześniej młodzież opuści rodzinną wieś, pozna nowych ludzi, nowe miejsca, tym lepiej.

– Trzeba otwierać się na świat – mówi – na innych, poznawać ich poglądy, zwyczaje, sposób wypowiadania się, a nawet ubierania. Człowiek od najmłodszych lat uczy się w ten sposób tolerancji i akceptacji dla różnorodności. Dzieci muszą nauczyć się żyć w realnym świecie, radzić sobie w każdej sytuacji.

Marta ma młodszych braci. Najchętniej też poszliby po szóstej klasie do gimnazjum, ale nie wiadomo, czy nie będą musieli zostać w swojej małej, wiejskiej szkółce przez kolejne dwa lata. Marta w nowej szkole uczy się drugiego języka obcego.

Kamila chodzi do drugiej klasy gimnazjum. Wolałaby zostać dłużej w swojej starej szkole. Tutaj czuła się bezpieczniej wśród dzieci, które znała od zawsze, wśród nauczycieli, którzy jej zdaniem lepiej tłumaczyli trudne zagadnienia. Dwie dziewczynki i dwa różne spojrzenia.

***

Jutro znów pójdę do sklepu. Po drodze zapytam o szkołę.

Fot. Tomasz Słomczyński/Magazyn Kaszuby
Fot. Tomasz Słomczyński/Magazyn Kaszuby