Gdańsk po kaszubsku. Święto miasta z jarmarkiem 19

Kaszuba ze wsi, Kaszuba nieufny, Kaszuba nie-Polak. Rozprawa ze stereotypami Eugeniusza Pryczkowskiego [WYWIAD]

Żywa kaszubszczyzna, stosowana na co dzień jako środek komunikacji między ludźmi, w zasadzie nie istnieje.

O to, czy jest już Kaszubą, Eugeniusza Pryczkowskego pyta Tomasz Słomczyński. A także wyjaśnia kwestie: czy Kaszubi mieszkają na wsi, czy są nieufni i czy chodzą do kościoła. Na koniec pyta, czy można być Kaszubą nie-Polakiem.

dr Eugeniusz Pryczkowski (kasz. Eùgeniusz Prëczkòwsczi) – dziennikarz, poeta, pisarz, tłumacz, autor tekstów, wydawca i działacz kaszubski.



Co to znaczy być Kaszubą?

Na to składa się kilka czynników. Oczywiście z punktu widzenia socjologicznego – i według mojej osobistej opinii,

wcale nie jest najważniejsze pochodzenie. Najważniejsza jest identyfikacja,

to kim dana osoba się czuje. Uważam że znakomitymi Kaszubami są moi sąsiedzi, którzy pochodzą z dawnego województwa tarnobrzeskiego czy krakowskiego albo poznańskiego. Przychodzą do mnie, sami z własnej woli i mówią: „chciałbym zapisać się do Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, bo czuję związek z tą ziemią. Tu mieszkam, pokochałem ją, próbuję wgryźć się w historię, w ducha tej ziemi i w zasadzie czuję się już Kaszubą”. Wtedy mówię: „jak najbardziej jesteś już Kaszubą”. Na pewno ważne jest by mieć świadomość historii i tradycji, wrastać w nią. Ale też trzeba pamiętać, że tradycję cały czas rozwijamy, to nie jest tak, że ona musi mieć setki lat. Tradycja to jest to, co kształtujemy cały czas.

KASZUBA Z URODZENIA, KASZUBA Z WYBORU

Pochodzenie nie ma żadnego znaczenia?

Na drugim miejscu bym postawił to, co rozumiemy przez pochodzenie, czyli sytuację, w której rodzice, dziadkowie byli Kaszubami. To jest oczywiste i nie ma się co rozwodzić. Super jest jeśli ci, którzy są z urodzenia Kaszubami, czują co się za tym kryje, co to znaczy być Kaszubą.

A kwestia języka? Można stać się Kaszubą bez jego znajomości?

W tym wszystkim bardzo ważna jest znajomość języka. Jednak nie znaczy to, że trzeba umieć się nim posługiwać, bo to nie jest takie proste… Zdaję sobie z tego sprawę, tym bardziej, że sami Kaszubi z urodzenia, po kaszubsku nie mówią. Powiem więcej: dzisiaj zanurzenie się w języku jest już na Kaszubach nierealne.

Ale trzeba mieć świadomość, że język kaszubski jest najważniejszym elementem kulturowym tej ziemi i rzeczywiście jest fundamentem tożsamości kaszubskiej.

Chodzi więc o świadomość tego faktu – ważności roli języka kaszubskiego, nawet jeśli go nie znamy, nie umiemy się nim posługiwać.

Weźmy „na warsztat” moją sytuację: sprowadziłem się do Kartuz, mieszkam tutaj od pięciu lat. I zadaję sobie pytanie: jak rozpoznać w sobie Kaszubę? Kiedy człowiek staje się Kaszubą? Gdzie jest ten moment, w którym można o sobie powiedzieć: „jestem Kaszubą?” Tym bardziej, że moi sąsiedzi nie traktują mnie jak Kaszuby i ja doskonale o tym wiem.

Z rdzennymi Kaszubami trochę tak jest, że jeszcze myślą w większości, że o identyfikacji kaszubskiej świadczy pochodzenie, fakt zamieszkiwania nie wiadomo od ilu pokoleń… Kiedy można o sobie powiedzieć, że jest się Kaszubą? Mi się wydaje, że to może być szybki proces, jeśli zanurzymy się w kulturowość kaszubską. Musimy zdawać sobie sprawę, że ta ziemia jest kaszubska i była taka od zawsze, od IX, X wieku – i jeśli dobrze się z tym czujemy… Jeśli ktoś żyje wśród ludzi, którzy chętnie o sobie mówią, że są Kaszubami, jeśli ktoś dobrze się z nimi czuje, i jeśli ma z Kaszubami „wspólny mianownik”, pokochał tę ziemię, to dla mnie ktoś taki jest już Kaszubą. Jeśli są osoby, które nie mając pochodzenia kaszubskiego czują to wszystko, to mogą śmiało o sobie mówić, że są Kaszubami. Powiem więcej – nikt nie ma prawa im tego odbierać. Nie ma prawa, nikt, nawet „prawdziwy” Kaszuba, którego rodzina mieszka tu od tysiąca lat. Na przykład w Baninie, gdzie mieszkam większość Kaszubów jest niekaszubskiego pochodzenia. Rdzenni Kaszubi są w mniejszości.

KASZUBY TO WIEŚ

Banino to miejsce dość specyficzne. Mówi się o nim: „sypialnia Gdańska”. Choć jest to wieś kaszubska, to energia, jaka tu panuje, jest energią metropolii Trójmiasta. Ludzie, którzy tu mieszkają, w większości zawodowo związani są z Gdańskiem. To są ludzie miasta. Tymczasem mamy stereotyp, że Kaszuba to mieszkaniec wsi, małego miasteczka. A kaszubskość to „wsiowość” – w złym tego słowa znaczeniu, jeśli rozumieć ją jako „nienowoczesność”, i w dobrym – jeśli rozumiemy ją jako „sielskość”. Ale to zawsze coś w związku ze wsią, nie dużym miastem.

Nawet w Baninie czasami tak mówią: „Byłem wczoraj na Kaszubach”. Ja mówię: „Ja jestem cały czas, a ty nie?” Rzeczywiście, jest taki stereotyp, niestety. Kaszuba jest kojarzony ze wsią. Nawet sami Kaszubi czasem tak myślą. Kiedyś pytałem uczniów w szkole w Gdańsku: „z czym się wam kojarzą Kaszubi?”. „Mieszkają na wsi” – taka była odpowiedź. Trudno z tym stereotypem walczyć. Tymczasem statystyki mówią co innego, znacznie więcej Kaszubów mieszka w miastach aniżeli na wsi, w Gdańsku ponad czterdzieści tysięcy, w Gdyni ponad osiemdziesiąt tysięcy. Z drugiej strony – jest prawdą, że Kaszubi mieszkający w mieście bardzo szybko zatracają swoją kaszubską tożsamość. Jest takie pojęcie socjologiczne – syndrom kaszubski – tu na pierwszym miejscu jest język i pochodzenie. Ten syndrom na pewno jest silniejszy w mniejszych miejscowościach – w Kartuzach, Kościerzynie czy Sierakowicach. Dlatego trudno się dziwić, że funkcjonuje przeświadczenie, że „tam są Kaszuby”. Ja osobiście z tym walczę. To, że Banino to Kaszuby, jest oczywistością, ale ja zawsze podkreślam, że Firoga, Matarnia, Łostowice, Klukowo – to też są Kaszuby, zawsze w dziejach nimi były, to dlaczego teraz miałyby nie być... Jeśli ludzie stamtąd mówią: „Jadę na Kaszuby” myśląc o Szymbarku, to znaczy, że nie zależy im na tej tożsamości, na jej pozyskiwaniu. Raczej się od niej odcinają. Odcinają się od tego, co może być dla nich źródłem wiedzy, znakomitych doświadczeń, pięknej kultury. Przy takim myśleniu „kaszubszczyzna” w Szymbarku i Sierakowicach na dłuższą metę również jest skazana na zagładę.

KASZUBA OBCYCH NIE LUBI

Zapytam o kolejne stereotypy: jeden jest taki, że Kaszuba jest mieszkańcem wsi, a drugi – że jest nieufny, podejrzliwy wobec obcych.

Tak. Myślę, że jeśli chodzi o tą podejrzliwość Kaszubów, ona nie ma już żadnego uzasadnienia. Jest uwarunkowana historycznie.

Wytłumaczmy więc to czytelnikom.

Przez setki lat byliśmy terenem pogranicza. Od czasów średniowiecza. Z jednej strony Brandenburczycy napierali na nas – mam na myśli ziemię koszalińską, słupską. Pomorze Gdańskie, gdzie się kaszubskość uchowała do dziś, bardziej związane było z Polską. Cały czas tkwiliśmy między dwoma żywiołami – niemieckim i polskim. W takiej sytuacji przez wieki zadawaliśmy sobie pytanie: „komu bardziej wierzyć?” Ale nie trzeba sięgać tak daleko w głąb dziejów, weźmy to, co działo się sto lat temu: w 1920 roku Kaszubi entuzjastycznie, chlebem i solą, witali polskich żołnierzy, ułanów krechowieckich… Wyobrażenie było takie, że przyjeżdża polska armia, na pięknych koniach i będzie pięknie… A było fatalnie. Przyjechali biedni, głodni, wychudzeni, obdarci i robili różne złe rzeczy. Czar prysł. I dalej, okazało się, że przynależność do Polski wiązała się z większą biedą niż za czasów pruskich. Więc komu wierzyć? Kaszubi przekonali się, że kto tu nie przyjdzie, nie niesie ze sobą niczego dobrego. A rok 1945… To już była masakra… Nie wiadomo było, w jakim języku się odezwać, po polsku, rosyjsku, niemiecku, kaszubsku… Zawsze źle. Czy można w takiej sytuacji być wylewnym wobec obcych?

Mówiąc jednym zdaniem: Kaszubi, od wszystkich, którzy tu przychodzili…

Dostawali po łbie. Myślę, że trafne jest zdanie Guntera Grassa, że Kaszubi byli zawsze za mało niemieccy dla Niemców, za mało polscy dla Polaków. Za to właśnie od obu stron dostawali po łbie. Tak naprawdę nie byliśmy za mało polscy, bo my jesteśmy bardzo polscy, wielokrotnie bardziej niż sami Polacy. Ale wielu tego nie rozumie. Wróćmy do 1920 roku, kiedy na te ziemie przyszła polskość, przysyłano tu urzędników z głębi kraju, okazywało się że nie mogą się oni z Kaszubami dogadać. Ale skąd Kaszubi mieli znać język polski? Oni znali tylko wersję kościelną, więc słownictwo mieli ubogie, raczej nieprzydatne w sprawach urzędowych. Posługiwali się kaszubskim, i całkiem nieźle znali niemiecki, bo chodzili do niemieckich szkół. W rozumieniu urzędników z Galicji czy Kresów, to było przestępstwo.

Popatrzmy na to z drugiej strony: przyjeżdżał taki średnio wykształcony człowiek z Galicji na stanowisko urzędnicze i słyszał kaszubski, którego nie rozumiał, i niemiecki, i trudno było mu uwierzyć, że wokół niego są Polacy.

No tak… I trzeba było dużo dobrej woli żeby wtopić się w tą społeczność, i przekonać się, że Kaszubi są bardzo polscy. I wtedy ten element, który z początku był odczytywany jako nieufność i dystans, nagle znikał. I tak się mówi do dzisiaj, że jak się zdobędzie serce Kaszubów, to potem już są otwarci. Stąd właśnie się bierze ten stereotyp dotyczący nieufności Kaszubów, z tamtych trudnych czasów.

KONIEC JĘZYKA KASZUBSKIEGO

A sami Kaszubi? Jak się dostosowywali do nowej sytuacji, gdy po latach zaboru pruskiego nagle znaleźli się w Polsce?

Jeśli komuś się ciągle mówi, że jest głupi, to ten ktoś w końcu zaczyna w to wierzyć. I Kaszubi też w to uwierzyli. Chcieli od razu być najwspanialszymi Polakami, pięknie mówić po polsku. Z tym wiązało się odrzucenie rodzimego języka, bo wmówiono im, że to właśnie kaszubski jest źródłem ich problemów z językiem polskim. Zaiste, trudno o większą głupotę, ale tak było. I do dzisiaj to pokutuje, niestety.

Pokutuje? W jaki sposób?

Mamy koniec… Koniec języka kaszubskiego.

Na siłę chcieliśmy się nauczyć języka polskiego, i to dobrze, bo przecież warto i trzeba znać język polski, ale zatraciliśmy jednocześnie język kaszubski. Wcale nie trzeba było niczego zatracać, dzisiaj wszyscy mówilibyśmy tak samo dobrze po polsku, jak i po kaszubsku. Tu dochodzi drugi aspekt – po wojnie, po 1945 roku, dyskryminacja Kaszubów była ewidentna. Ona także wynikała z tych samych powodów: „Co wy jesteście tacy mało polscy? Co to za język? Jakaś popsuta polszczyzna? To jakaś mieszanka polskiego i niemieckiego!”.

Ciekawe jest to, co pan powiedział o współczesnej sytuacji, w jakiej znalazł się język kaszubski – że to już jest jego koniec. Język kaszubski nie ma przyszłości?

Żywa kaszubszczyzna, stosowana na co dzień jako środek komunikacji między ludźmi, w zasadzie nie istnieje.

Żal mi to mówić, ale… No cóż kaszubski nie będzie pierwszym ani ostatnim językiem, który zaniknie. Taki będzie jego los, tak sądzę. Przyszłość kaszubskiego jest mglista i ja nie jestem w tej mierze optymistą. Co absolutnie nie umniejsza jego znaczenia – świadomość jego wartości jest ważna dla naszej identyfikacji. Tu muszę wspomnieć o literaturze pisanej w języku kaszubskim, to jest, i będzie dowód na to, że ten język istnieje, a w przyszłości może ktoś powie, że istniał…
To po co tyle zachodu, lekcje kaszubskiego w szkołach, wydawnictwa, to wszystko…?

Uważam, że trudna sytuacja wcale nas nie zwalnia od tego, żeby pracować, nie usprawiedliwia zaniedbania, zaniechania. Wręcz odwrotnie. Musimy tworzyć jak najwięcej utworów, dzieł, prozy, poezji po kaszubsku. I na tym polu – paradoksalnie, dzieje się wiele dobrego. Mamy taką sytuację, że język zanika, a jednocześnie przy świadomości tego faktu, zauważalna jest determinacja do tego, żeby tworzyć w tym języku. To z kolei nastraja optymistycznie – że jest sporo osób, które tworzą i dużo się wydaje w tym języku, i to jest najpiękniejsza rzecz, jaką możemy dać przyszłości.

Zostawmy język. Chciałem rozmawiać o czymś innym, ale zawsze rozmowa z wami – kaszubskimi działaczami, schodzi na tory językowe…

Bo to jest bardzo ważny temat.

KASZUBA ZAWSZE Z KOŚCIOŁEM

Nie wątpię, ale chciałbym porozmawiać o stereotypach. Przywołam kolejny, dotyczący światopoglądu: Kaszuba jest praktykującym katolikiem, konserwatystą, Kaszuby głosują na prawicę, zaś na lewicowy światopogląd nie ma tu – na Kaszubach, miejsca.

Z religijnością Kaszubów jest podobnie jak z ich tradycjonalizmem. Mówiąc o sobie, że jesteśmy Kaszubami, w myśleniu tradycyjnym, zaraz czujemy w sobie cały system wartości – przychodzą nam na myśl nasze wielopokoleniowe rodziny, tradycje oraz ta stereotypowa wiejskość, o której rozmawialiśmy. Z tym także wiąże się przywiązanie do Kościoła i konserwatywny światopogląd, to jest coś, do czego lubimy się odnosić. W tym rozumieniu stwierdzenie, że Kaszubi są religijni, ma jakieś uzasadnienie… Warto by było jednak to sprawdzić, dokładnie, metodą socjologiczną, na ile to twierdzenie jest prawdziwe. Trudno mi jednoznacznie powiedzieć, czy i na ile tak jest naprawdę. Myślę – nie mam pewności, to jest odczucie, że wskaźnik przywiązania do wartości chrześcijańskich jest na Kaszubach dość wysoki. Procent populacji uczęszczającej do kościoła w Baninie nie przekracza czterdziestu. W Sianowie – osiemdziesiąt procent. Jest zatem bardzo różnie z tym…

A w Gdyni? Przecież w Gdyni mieszka 80 tysięcy Kaszubów.

Pewnie dwadzieścia procent…

No właśnie. Może więc religijność Kaszubów nie wynika z ich identyfikacji czy pochodzenia, ale zależy od miejsca zamieszkania. Być może to jest charakterystyczne dla wiejskich społeczności – mówiąc inaczej: na wsiach na Podkarpaciu czy Podlasiu wskaźnik przywiązania do kościoła…

Byłby jeszcze wyższy niż na Kaszubach. Tak… Może tak być. Myślę, że pod tym względem wieś kaszubska jest taka jak każda inna w Polsce, w której zachowana została ciągłość pokoleń. Myślę, że inaczej może być na ziemiach zachodnich. Co jest ważne, co nas odróżnia… My, Kaszubi przebudziliśmy się po tym, jak papież Jan Paweł II powiedział w 1987 roku: „Drodzy bracia i siostry Kaszubi! Strzeżcie tych wartości i tego dziedzictwa, które stanowią o waszej tożsamości”. To były niezwykle ważne słowa, co się dzisiaj wielokrotnie podkreśla. To był przełomowy moment, jeśli chodzi o kaszubszczyznę, o zachowanie języka kaszubskiego, tradycyjnych wartości.

Czy w związku z tym – wracam teraz do współczesności, do roku 2019, na Kaszubach, wśród Kaszubów, jest miejsce na światopogląd lewicowy?

Pyta pan mnie czy ktoś o światopoglądzie lewicowym może się czuć Kaszubą? Dla mnie jest oczywiste, że tak. Swego czasu wynajmowałem mieszkanie u Kaszuby z wyboru, który miał bardzo silną identyfikację kaszubską. Zachęcał do celebracji mszy w języku kaszubskim, choć sam miał światopogląd lewicowy.

Pan nie ma z tym problemu, ale ja z panem rozmawiam jak z reprezentantem większej grupy, reprezentantem Kaszubów. Czy dla Kaszubów nie ma w tym jakiegoś problemu?

Jak najbardziej ktoś taki będzie zaakceptowany przez Kaszubów. Wśród nas, Kaszubów jest coraz więcej osób o takim światopoglądzie, i to nie jest żaden margines. Chociażby wśród literatów kaszubskich są osoby, które głośno, wręcz ostentacyjnie deklarują się jako zwolennicy lewicy, ateiści. Moja sąsiadka, która podkreśla, że jest Kaszubką, nie ukrywa też tego, że jest ateistką.

KASZUBA NIE-POLAK

Ostatni temat z gatunku kontrowersyjnych, jaki chciałem poruszyć: narodowość kaszubska. Czyli sytuacja, w której ktoś nie uważa się za Polaka, tylko za Kaszubę. Dla wielu przyjezdnych z głębi Polski, którzy nie znają naszej specyfiki, to jest szok. Można być osobą narodowości kaszubskiej, czyli być Kaszubą i nie-Polakiem?

Czemu nie? Tu znowu na plan pierwszy wychodzi to, co powiedziałem na samym początku: autoidentyfikacja. Żyjemy w wolnym kraju. Przez wiele lat nam nakazywano – mówiono nam, jak się ubierać, w jakim języku mamy mówić. Teraz jesteśmy wolnymi ludźmi. Moja wolność dociera do granicy, za którą zaczyna się wolność innego człowieka. Jeśli ktoś uważa, że jest wyłącznie Kaszubą, ja tego nie naruszam. Ja osobiście tak nie uważam,

ja jestem Kaszubą i Polakiem. Nieprzypadkowo mówię to w tej kolejności: najpierw Kaszubą, potem Polakiem.

Jeśli ktoś mówi, że nie jest Polakiem, tylko Kaszubą – znam takich osób mnóstwo, nie ruszam tego. To jest jego prawo. Nie wnikam, czy sądzi tak naprawdę, czy może jest to koniunkturalizm… Nie ma powodów, żeby również Kaszubi, obok na przykład Ukraińców czy Białorusinów, nie mieli prawa do takiego samookreślania się.

Zdecydowana większość Polaków jest przekonana, że Kaszuba to zawsze Polak, tak jak Góral.

Tak jest w dziewięćdziesięciu procentach. Ale mamy także Kaszubów – Kaszubów, Kaszubów – Niemców… Tych ostatnich w dwudziestoleciu międzywojennym było bardzo dużo, dziś są nieliczni, najczęściej w Niemczech. Gunter Grass mówił o sobie, że jest pół-Niemcem, pół-Kaszubą, przy czym dodawał, że w lepszej połowie jest Kaszubą. To przykład niemieckiego Kaszuby. Osobiście znam mieszkających jeszcze u nas Kaszubów ewangelików, którzy urodzili się podczas wojny, nie mówią po niemiecku, tylko po polsku i kaszubsku, ale uważają się za Kaszubów i Niemców. Jest ich garstka, ale są.

Więc jeśli ktoś mówi, że jest Kaszubą…

To już niekoniecznie jest Polakiem. Jak powiedziałem już w grubo ponad dziewięćdziesięciu procentach jest tak, że czuje się Polakiem. Ale jest odsetek Kaszubów – nie Polaków. Staram się zrozumieć osoby, które są zdziwione faktem istnienia osób narodowości kaszubskiej. Ich zaskoczenie wynika z tego, że postrzegają nas, Kaszubów – jak większość ludzi w Polsce, jako grupę wyłącznie regionalną, jak Górali na przykład.

A my jesteśmy czymś więcej niż grupą regionalną – jesteśmy grupą etniczną.

Mamy swój język… To on decyduje o statusie kaszubszczyzny.

I tu ponownie wracamy do tematu języka kaszubskiego…

Bo to jest bardzo ważny temat.