Wakacje, sądząc po temperaturach i kolejkach do obiektów gastronomicznych, czy też powszechnym braku miejsc parkingowych w miejscowościach turystycznych, są w pełni. Również na Kaszubach, czego dowodem niech będzie sytuacja, której sam doświadczyłem starając się o nocleg w dniu XV Mistrzostw Polski w Przyrządzaniu Ryb Morskich „Dorszowe Żniwa”. Wokół popularnej miejscowości turystycznej nie było nawet połowy miejsca noclegowego.
Kaszëbsczé piekłé rëbë
W ostatnią niedzielę siedziałem więc na tarasie domu w Gdańsku, bo posłuchałem prognoz, które mówiły, że będzie padać, i nie wybrałem się na dłuższy pobyt do kaszubskiej wsi. Zadzwonił wtedy telefon. Dzwonił, nomen omen wydawca przewodników turystycznych, w tym po Kaszubach i Pomorzu, Jarek Ellwart. Pytał o chwalony przeze mnie bar w Zaworach, który sprzedaje oczywiście to, co lubią turyści, czyli chipsy, frytki, pizzę, zapiekanki, ale i jak to sami właściciele owego przybytku wypisali na szyldzie: „kaszëbsczé piekłé rëbë”.
Niebagatelne znaczenie ma położenie opisywanego przybytku. Z której strony goście chcą dojechać do baru, zawsze mijają jeziora. Nie jezioro, a jeziora. Oznacza to ni mniej, ni więcej jak to, że są w Szwajcarii Kaszubskiej. Krainie, w której jezior jest bez liku, a ryba jest jednym z największych bogactw naturalnych regionu. Nie bez przyczyny, jednym z patronów parafii pobliskiego Chmielna jest św. Piotr. Święty Piotr, święty rybak. Patron rybaków.
PRL i ryba pierwsza klasa
Wracając zaś do samego baru: muszę powiedzieć, że – jeśli chodzi o kaszubskie ryby, to miejsce jest dla mnie kultowe. Niepozorny budyneczek wyglądający jak bar z lat 70-tych ubiegłego wieku. Minimalistyczne wyposażenie mające lata świetności za sobą, toaleta w budce obok baru… Ale za to same ryby pierwsza klasa! I to cała plejada bogactw pobliskich jezior kaszubskich. Od morenczi, czyli sielawki, przez òkùnczi, czyli okonki i lënë, czyli liny, aż do szczëki, czyli szczupaka.
Co ciekawe, w tym barze lista dań nie wskazuje na potrawy z wyróżnikiem: „kaszubski” czy „kaszubska”. Nie ma kaszubskiej sielawy, jest sielawa. Nie ma okonia kaszubskiego, jest okoń. Bo też nie ma potrzeby takiego dodatkowego oznaczania produktu.
Sam lubię gotować, sam lubię dobrze jeść, więc kiedyś zapytałem pana z okienka, jaka jest tajemnica jego ryb. Pytałem o markę przypraw. Powiedział mi, że nie korzysta z żadnej przyprawy do ryb. Korzysta z, o ile dobrze pamiętam, pięciu składników i swojego dobrego nastawienia, chęci sprawienia przyjemności gościom. Ja znam te składniki, ale z racji solidarności ludzi, którzy gotują, nie zdradzę jego tajemnicy. Może sami namówicie go na zwierzenia. A jak nie, to zastanawiajcie się, skąd ten wspaniały smak.
„Kaszubskie pierogi”
Wracając do Jarka i jego telefonu, po jakimś czasie otrzymałem od niego informację, że kolejka była na godzinę, miejsc do parkowania brakło, więc pojechał do Kartuz. Mego przyjaciela spotkała tam przygoda, której morał jest bardzo ważny. W miejscu, w którym jadł, zadał pytanie o pierogi oznaczone wyróżnikiem „kaszubskie”. Myślał, że w zgodzie z bogactwami regionu, będą to sezonowe pierogi z truskawkami. Jakież było jego zdziwienie, gdy kelnerka oświadczyła, że to pierogi z kapusty, grzybów i mięsa. Pierwsze słyszę o takiej kombinacji, ale może to nowoczesna kuchnia fusion. Tylko, czy dla jej uwiarygodnienia potrzeba używać słowa „kaszubskie”?
Kolega, znawca kaszubskiej kultury, znawca regionu i języka (słowniki nie wspominają o pierogach) stwierdził, że nie ma pierogów kaszubskich. Na to pani kelnerka, z pełnym spokojem, że jeżeli w Przodkowie placek cygański może być plackiem „przodkowskim”, to i pierogi u niej mogą być „kaszubskie”.
Nie wszystko co „kaszubskie” jest kaszubskie
Wielu potraktuje to jako żart, jako prowokację internetową, a ja twierdzę, że to niestety – samo życie. Nie potrafimy rozróżnić tego, co kaszubskie, regionalne, tradycyjne i przede wszystkim ugruntowane w zapisach historycznych od tego, co wytworzono na Kaszubach obecnie i jest hitem jednego sezonu. Oczywiście zgadzam się z tym, że może istnieć współczesna kuchnia w regionie Kaszub, ale by coś się stało kanonem takiej kuchni, trzeba wielu wysiłków. Trzeba dowieść związku z tradycją kulinarną regionu, związku z produktami z najbliższej okolicy.
W tym miejscu chcę wspomnieć o dwóch, ważnych jak sądzę, kwestiach. Pierwsza – to kulinarni celebryci, którzy narzucają nienaturalne kierunki kuchni regionów, a druga – to próba nazywania tradycyjnych dań nazwami funkcjonującymi w świadomości kulinarnej jako swego rodzaju standardy. Tymczasem, tak, jak nie ma kaszubskich pierogów, tak i nie ma kaszubskiej pizzy.
Brytyjczycy słyną z mądrych rad. Jedną z nich jest „Less is better”. Zrób dobrze, to się obronisz, ale nie plącz w to kaszubskiej kultury kulinarnej. Ona potrafi się obronić bez używania jej w nazwie twoich potraw.
Smacznego!