Irena Brzeska. Rzeźba jest teatrem 12

Irena Brzeska. Rzeźba jest teatrem

Podążam w jakimś kierunku, nie wiem gdzie dojdę. Gdy osiągam cel, to już widzę następny… Następny kierunek, i zaraz chcę iść dalej

Irena Brzeska bardzo niechętnie mówi o sobie. Nie lubi wywiadów. Chce zachować jak największą przestrzeń prywatności.

Ale w końcu zgadza się na artykuł o sobie.

Irena Brzeska. Rzeźba jest teatrem
Irena Brzeska. Fot. Edyta Słomczyńska/Magazyn Kaszuby

– Chciałabym, żebyście napisali głównie o tym, co robię teraz. Jeśli chodzi o moją przeszłość, wychowałam się w niewielkiej wsi Nowiny koło Fromborka i od trzydziestu lat jestem związana z Kaszubami. Czerpię z tej kultury, myślę że to jest moje miejsce na Ziemi.

Postanowiłam wyjść z moim teatrem przed budynek

Ca ma na myśli artystka, gdy mówi o tym co „robi teraz”? Chodzi o teatr. Bo Irena Brzeska, uznana na Kaszubach rzeźbiarka, od niedawna jest również autorką przedstawień teatralnych.

Ale po kolei…

– Zaczynałam od rzeźby. Ustawiając jedną z wystaw poczułam potrzebę prezentowania moich rzeźb w określonym porządku, kolejności. Tak, żeby całość opowiadała jakąś historię. Wkrótce zdarzyło się tak, że poszłam krok dalej.

Irena zaczęła rzeźbić marionetki, scenę, scenografię – cały teatr. Latem 2016 roku prezentowała swoje dzieło w Chmielnie.

– Pewnego dnia czekałam, czekałam… I nikt nie przyszedł. Wtedy postanowiłam wystawić mój teatr przed budynek. I stało się…

Mówi, że to był przełom. Ona – nieśmiała, mająca problemy z występami publicznymi, nagle stanęła na chodniku, przed przypadkową publicznością…

– I zaczęłam się bawić. Tak, to była zabawa. Przedstawiałam bajki kaszubskie i poczułam, że daję życie moim rzeźbom, że tworzę postaci, całe światy. Poczułam, że mogę to robić.

Dziś jest rzeźbiarką, i – jak sama mówi: reżyserką a także aktorką. Aktorstwa wciąż się uczy. Występuje w różnych miejscach. Gdy nauczycielki słyszą, że ma przyjechać teatrzyk, nie pałają entuzjazmem. Ale potem, gdy widzą własnoręcznie wyrzeźbioną scenę i lalki, zmieniają zdanie.

– Mówią: „czegoś takiego jeszcze nie widziałyśmy”.

Po przedstawieniu dzieci mogą dotknąć marionetek, Irena opowiada o swojej pracy. Są to przede wszystkim przedstawienia rzeźbiarki a nie aktorki.

Za marzeniem

Irena Brzeska, jak sama mówi, nie potrafi stać w miejscu.

– Czasem, na skutek tego, co mnie spotyka, nagle wybieram kierunek, i podążam za jakimś marzeniem. Czasem zawracam, ale zdarza się, że idę dalej, w obranym przez siebie kierunku.

Tak jest tym razem – jeśli chodzi o teatr rzeźby. Na razie tematem przedstawień są kaszubskie legendy. Ale artystkę ciągnie w nieco inne rejony, coraz bardziej magiczne. Noc świętojańska, ścinanie kani, demonologia. Niekoniecznie dla dzieci. Takie przedstawienia zamierza wkrótce robić. Mówi, że w teatrze fascynuje ją to, że do historii można „dołożyć coś od siebie”. Na przykład do historii o Macieju, który wyrzucał do jeziora pieniądze, bo uważał, że są diabelskie…

Inspiracje. Drzwi do szopy

Wróćmy jednak do początku, do samej rzeźby. Od tego wszystko się zaczyna.

– Gdy sięgam po klocek drewna, mam już jakiś pomysł na postać. Inni rzeźbiarze mówią czasem, że to drewno im mówi, co z niego powstanie. Ja też tak czasami mam… Ale nie zawsze. Bywa, że mój pomysł może nie być kompletny… Zaczynając pracę wiem, jak ma wyglądać rzeźba, ale nie do końca… Zdarza się tak, że nie wiem, jak będzie wyglądała twarz takiej postaci. Wówczas rzeźbię, i czekam aż pojawi się wizja. Dopiero wtedy kończę.

Inspiruje ją wszystko – otaczający świat, zdarzenia których doświadcza, ludzie, których spotyka.

– Szczerze mówiąc, sama nie wiem, jak to się dzieje, że to widzę oczami wyobraźni. Ludzie mają w sobie to „coś”, a ja to dostrzegam. Po prostu to widzę, a potem przekazuję „to” postaciom, które tworzę.

Nie sposób nie wspomnieć o drzwiach Ireny. Prowadzą do szopy, w której trzyma materiały, gotowe rzeźby, gdzie czasem pracuje (zazwyczaj jednak pracuje w domu, w kuchni). Do drzwi przymocowane są wizerunki postaci, na przykład diabłów. To konkretni ludzie, których spotkała w swoim życiu artystka, którzy „zasłużyli” na to, by znaleźć się w tym miejscu.

– To, ci którzy zaleźli mi za skórę – śmieje się Irena. – Żeby znaleźć się tam, trzeba sobie zasłużyć – dodaje ze śmiechem. I tylko ona wie, kto jest kim na drzwiach do szopy. Czarne charaktery są wyrzeźbione tak, by nikt poza samą autorką nie wiedział, nie rozpoznał w nich żyjących, zupełnie realnych postaci – ludzi, którzy zachowali się wobec artystki nie fair.

Irena Brzeska. Rzeźba jest teatrem 7
Irena Brzeska przy drzwiach od szopy. Fot. Edyta i Tomasz Słomczyńscy/Magazyn Kaszuby

Irena Brzeska: ludowa i napływowa

Irena irytuje się, gdy jest szufladkowana.

Próbuje się ją zamknąć w dwóch stereotypach.

Pierwszy z nich: „artysta ludowy”.

– Tworzę w nurcie sztuki ludowej, ale szczerze mówiąc, nie bardzo wiem co to znaczy „ludowy”. Myślę że moje prace wykraczają poza te ramy. Tak, jestem samoukiem, wszystkiego nauczyłam się sama. Ma to swoje dobre strony – nikt nie wpoił mi żadnych ograniczeń.

Drugi stereotyp dotyczy niekaszubskiego pochodzenia. Czasem Irena słyszy o sobie, że jest „napływowa”. Swego czasu stworzyła dzieło, na którym napisała (czasem napisy pojawiają się na jej rzeźbach): „jestem hybrydą”.

– Są tacy, którzy uważają, że jeśli ktoś – tak jak ja, mieszka na Kaszubach od trzydziestu lat, to już jest Kaszubą, a inny powie że nie, bo żeby być Kaszubą, to trzeba się tu urodzić. A jeśli ktoś tu mieszka tak długo, tworzy, czerpie z tej kultury – to jest Kaszubą czy nie jest?

Ktoś kiedyś jej powiedział, ze Kaszubi powinni promować artystów „;czystych”, a Irena jest przecież „zmieszana”, bo się tutaj nie urodziła.

– Nie można podchodzić w ten sposób do artystów. Nie można traktować tak ludzi w ogóle.

Praca „jestem hybrydą” to miał być żart. Ale stało się inaczej. Jest odbierana jako całkiem poważny komentarz artystki do kwestii współczesnej tożsamości Kaszubów.

– W swojej pracy, w instytucjach, z którymi współpracuję, spotykam wielu ludzi otwartych, którzy widzą że miejsce urodzenia nie jest tak istotne. Ale – jak dotychczas, nie wszyscy mieli takie podejście. Myślę jednak, że to się zmienia. Zobaczymy, jak będzie dalej.

Kobieta. Co dalej? Horyzont

Sztuka Ireny, jak sama mówi, jest sztuką kobiecą.

– Postacie, które rzeźbię, to najczęściej matki, żony… Opowiadam o życiu kobiety, sama przecież nią jestem. Artysta przetwarza wszystko przez siebie, to przecież normalne.

Co dalej?

Irena uchyla tylko rąbka tajemnicy. Nie chce powiedzieć, co będzie „kolejnym krokiem”. Stwierdza tylko, że będzie to związane z rzeźbą i teatrem.

A największe osiągniecie?

– Nie am takiego. Bo to jest tak, że ja nie planuję, podążam w jakimś kierunku, nie wiem gdzie dojdę. Nawet jeśli stawiam sobie cele, to gdy ten cel osiągam, to już widzę następny cel, następny kierunek, i zaraz chcę iść dalej. Nie mam punktów końcowych. Być może nigdy nie będę potrafiła powiedzieć, co było najważniejsze, bo zawsze na horyzoncie będzie kolejny cel.

 

Irena Brzeska. Rzeźba jest teatrem 11
Fot. Edyta i Tomasz Słomczyńscy

[współpraca: Tomasz Słomczyński]

***

 

Zadanie zostało zrealizowane dzięki stypendium kulturalnemu Gminy Kartuzy.

Małgorzata Walkosz-Lewandowska. "Haftowane" kolorowanki 7