Gwarantuję, że nie będziemy strzelać do ciężarnych loch [WYWIAD]

Gwarantuję, że nie będziemy strzelać do ciężarnych loch [WYWIAD]

Myśliwy, który będzie się stosował do zaleceń ministerstwa spotka się w naszym środowisku ze zdecydowanym potępieniem. Mamy swoje zasady

Z Leszkiem Maliszewskim, myśliwym, rozmawia Tomasz Słomczyński.

Czy jest pan zwolennikiem tak zwanej depopulacji dzika w Polsce?

Szczerze? Głupota i jeszcze raz głupota.

Może pan rozwinąć tę myśl?

Proszę pana… Jak można strzelać do do loch w ciąży albo prowadzących młode…? Jak oni to sobie wyobrażają? Że myśliwy podniesie broń na taką zwierzynę? W każdym środowisku czarne owce się zdarzają, ale na naszym terenie, w moim kole łowieckim nie do pomyślenia jest, żeby myśliwi strzelali do loch ciężarnych albo loch prowadzących.

STRAJK WŁOSKI

Wytyczne ministerstwa wskazują jednak, że myśliwi mają teraz to robić.

Ostatnie polowanie zbiorowe w naszym okręgu łowieckim w tym sezonie mamy zaplanowane na 13 stycznia, jest ono zorganizowane według planu na cały sezon. Ten plan nie ma nic wspólnego z wytycznymi, które ostatnio się pojawiły. We wrześniu plany polowań trafiły do wójtów, zostały zaakceptowane i zgodnie z nimi działamy.

To polowania zbiorowe. Są jeszcze indywidualne – myśliwy może sam iść do lasu i strzelać do dzików…

Zgodnie z obowiązującymi przepisami, może to robić przez cały rok. Nie ma okresów ochronnych. Według przepisów możemy strzelać do ciężarnych i prowadzących loch, do prosiaków… Mamy niesamowitą samowolkę w tym zakresie.

Więc te czarne owce, które – jak pan wspomniał, są w każdym środowisku, ruszą do lasu…

U nas chyba nie… W naszym środowisku, mam na myśli swoje koło łowieckie, będą szybko zgaszeni. Koledzy szybko podziękują takim osobom. Ktoś taki zostałby zdecydowanie potępiony przez kolegów.

Potrafi pan sobie wyobrazić sytuację, że w najbliższych dniach przyjdzie przykaz z – nazwijmy to umownie: Warszawy, że trzeba szybko zorganizować dodatkowe polowania, w związku z planami ministerstwa?

Mało prawdopodobne jest, że taki przykaz przyjdzie do nas, ale gdyby przyszedł, to takie polowanie będzie spotkaniem koleżeńskim, pójdziemy do lasu, postrzelamy nie wiadomo do czego, ale żeby strzały były oddane, i wrócimy do domu. Gwarantuję panu, że w naszym kole łowieckim nie będziemy strzelać do ciężarnych i prowadzących loch. To panu mogę zagwarantować.

NIEGOSPODARNOŚĆ I SZUKANIE WINNEGO

Jak rozumiem, strzelanie do loch to problem natury etycznej, bo was – myśliwych, wychowuje się w przekonaniu, że do matek z dziećmi się nie strzela.

Tak, dokładnie tak.  Nie dotyczy to tylko dzików, ale też innych zwierząt, saren, jeleni… Mamy swoje zasady.

Ale jest również inny wymiar tak zwanej depopulacji. Wybicie dzików pociągnęłoby za sobą skutki finansowe dla samych myśliwych.

Może nie tyle finansowe, co powiedziałbym: hodowlane. Oczywiście, żaden gospodarz nie zabija maciory, jeśli chce mieć prosiaki. Jeśli wystrzelamy zwierzynę, to co będziemy mieli w naszych polskich lasach? Za chwilę wilki wejdą, w wielu miejscach już są. Są także jenoty – gatunek obcy. Nie będziemy mieli żadnej zwierzyny płowej, żadnej grubej…

Ministerstwo twierdzi, że dziki stanowią zagrożenie dla trzody chlewnej w związki z zagrożeniem ASF…

Moim zdaniem to nie ma związku.

To dlaczego jest takie ciśnienie na to, żeby wystrzelać dziki?

Bo jest ciśnienie na łowiectwo ogólnie, że jesteśmy mordercami zwierząt…

Ale tym razem nie ekolodzy karzą strzelać do dzików, tylko minister.

Tak, to prawda. To sprawa polityczna. Trzeba znaleźć ofiarę epidemii ASF. Winny jest biedny dzik.

MILCZEĆ?

Czy uważa pan, że Polski Związek Łowiecki powinien zająć oficjalne stanowisko w tej sprawie?

Tak, zdecydowanie powinien.

W internecie niektórzy myśliwi już piszą o swoim oburzeniu. Czy takie wypowiedzi mogą zagrozić w jakiś sposób myśliwemu?

Wie pan… To zależy. Jeśli związany jest służbowo z instytucją państwową… To lepiej dla niego żeby siedział cicho.

Na przykład z Lasami Państwowymi?

Na przykład.

Jak pan odbiera wypłacanie kwoty 650 zł. dla myśliwego, który zastrzeli ciężarną lochę?

To ma skusić myśliwego… Ale w łowiectwie nie chodzi o pieniądze, tylko o zasady, o hodowlę, o dbanie o zwierzynę. Pieniądze to kwestia drugorzędna.

POLITYKA

Mniej więcej przed rokiem sami myśliwi protestowali przeciwko uzależnianiu łowiectwa od wpływów politycznych. Czy można te dwie sprawy łączyć – podporządkowanie polityczne PZŁ i to, co dzieje się teraz?

Tak. W Polskim Związku Łowieckim dalej uprawiana jest polityka. Na przykład w Gdańsku mieliśmy świetnego fachowca na stanowisku łowczego okręgowego, którego już usunięto. Odsuwani są ludzie, którzy się naprawdę znają, fachowcy, całe życie poświęcili łowiectwu, i wstawiana są osoby „swoje”.

Po to, żeby teraz łatwiej było wprowadzać takie nakazy, jak ten dotyczący depopulacji dzika?

Tak właśnie należy to rozumieć.

Z tego, co pan mówi, w środowisku myśliwych mamy zdecydowany sprzeciw wobec planów ministerstwa. Jak to wszystko się skończy?

Rozwiązaniem Polskiego Związku Łowieckiego.

PODPISUJĘ SIĘ

Ostatnie pytanie. Czy zgodzi się na to, bym opublikował pana nazwisko pod wywiadem? Czy woli pan wypowiadać się anonimowo?

Wie pan… Może anonimowo, bo pracuję w Lasach Państwowych. Chociaż… Zmieniam zdanie. Może pan napisać moje imię i nazwisko. Mogę się pod tym podpisać.

Leszek Maliszewski – łowczy koła łowieckiego „Słonka” Sierakowice, leśniczy w Mirachowie, rocznik 1957, przepracował 44 lata w Lasach Państwowych, od 39 lat działa w łowiectwie. Z racji swojego wieku i doświadczenia jest uznawany na Pomorzu za autorytet w sprawach łowiectwa i leśnictwa.

Gwarantuję, że nie będziemy strzelać do ciężarnych loch [WYWIAD] 1
Fot. Pixabay