Z Magdą Dziermańską z Grupy Badawczej Ptaków Wodnych Kuling, rozmawia Tomasz Słomczyński
Sieweczka obrożna – rzadki i chroniony ptak, zadeptywany przez ludzi. Również w sensie dosłownym?
Tak, kurczą się jej siedliska czyli miejsca do gniazdowania i wychowywania piskląt. W sezonie turyści masowo przybywają nad morze i dla sieweczki brakuje miejsca do rozrodu. Turyści chcą wchodzić wszędzie, nawet na tereny bardzo dzikie jak np. rezerwaty przyrody – tereny, na których sieweczka dotychczas sobie radziła, a teraz nie może wysiadywać jaj i wychowywać swoich młodych.

Powiedzmy więc, gdzie sieweczka występuje w naszym regionie.
W rezerwatach przyrody w ujściu Wisły „Mewia Łacha”, „Ptasi Raj”, na plaży Wyspy Sobieszewskiej, na obszarze kompensacji przyrodniczej na terenie Terminala Kontenerowego DCT Gdańsk, w Słowińskim Parku Narodowym i na wschód od Łeby czyli w rezerwacie Mierzeja Sarbska i w jego okolicach.
Gdzie zakłada gniazdo?
Na plaży w piasku tworzy mały dołek. Samica składa 3-4 jaja. Następnie ptaki wysiadują je przez 23 – 26 dni.
Kiedy to się dzieje?
Lęgi mają miejsce od kwietnia do sierpnia każdego roku.
Czyli przez prawie całe lato.
Niestety, sezon lęgowy sieweczki obrożnej zbiega się z wakacjami i szczytem sezonu turystycznego.
Mieliśmy rekordową parę, która powtarzała lęgi cztery razy w ciągu jednego sezonu. Traciły je po kilku dniach od złożenia jaj, które były rozdeptywane przez turystów lub plądrowane przez drapieżnika.
Po około tygodniu samica znowu składała jaja.
Dlaczego ludzie rozdeptują jaja?
Sieweczka zakłada gniazdo na piasku w płytkim dołku otoczonym drobnymi kamyczkami, muszelkami, w grubszym żwirze. Składa tam jaja, są nakrapiane, z kamuflażem – i to się wtapia w kolor piasku i podłoża.
Przechodząc, można to rozdeptać przez nieuwagę.
Tak! Właśnie o to chodzi. Gdy dyżurujemy w rezerwatach i pilnujemy, żeby ludzie do nich nie wchodzili, często słyszymy: „Ale ja nigdy nie widziałem tej sieweczki”. No tak, nie widać jej, bo jest dzikim ptakiem i odlatuje gdy z dużej odległości widzi człowieka czy psa. Człowiek często nawet nie wie, że ją spłoszył. Tym bardziej pisklęta – one uciekają gdzie popadnie, udają nieżywe, kładą się i leżą nieruchomo. Są w kolorze podłoża i często nie jesteśmy w stanie ich dojrzeć. Ja sama mam nie lada wyzwanie ze znalezieniem gniazd. Znajduję je kierując się głosem rodziców – głośno alarmują gdy zbliżam się do gniazda. Gdy wydają charakterystyczne odgłosy, wówczas wiem, że na bank jest w pobliżu gniazdo. A jak są już wyklute maluchy, to rodzice odzywają się w inny sposób. Na chybił trafił nie ma szans, żeby znaleźć takie gniazdo.
To widać na zdjęciach Grzegorza Jędro – młoda sieweczka to jest takie maleństwo, gdzieś tam na horyzoncie. Jak ktoś ma lornetkę albo lunetę, to jest w stanie dojrzeć ją i poobserwować.

Nie ma szans żeby znaleźć, ale jest szansa żeby rozdeptać.
Tak. I można natknąć się na takie gniazdo przez przypadek, „przy okazji”.
Jak ktoś zbiera muszelki i akurat sięgnie w to miejsce.
Albo zbiera bursztyn. Bursztyniarze szarpią tam piasek i przekopują plaże…

Ty wchodzisz do rezerwatu w celach badawczych – i spotykasz tam ludzi?
Chodzę co jakiś czas po rezerwatach i między nimi, głównie na Wyspie Sobieszewskiej, szukam gniazd sieweczki, żeby później monitorować, co się z tymi lęgami dzieje. Jak już są maluchy to staram się je złapać i je obrączkujemy.
Ludzie, pomimo tablic informujących o zakazie wstępu do rezerwatu, układają się z parawanami , półnamiotami, kocami, bo myślą, że mogą się tam opalać całkowicie nago. To jest ostatnio taki trend…
Drugie Chałupy chcą sobie zrobić w rezerwatach, na przykład w Ptasim Raju to jest już dość niepokojące. I są nago, więc jest niezręcznie tłumaczyć im o konieczności ochrony sieweczki…
Co ornitolodzy robią żeby chronić te lęgi?
Podejmujemy różne działania. Plażowiczów upraszamy by zachowywali dystans do gniazd i stref lęgowych sieweczki. Stawiamy tablice informujące o lęgach, np. „Zawróć! Miejsce ptasich lęgów!” oraz edukacyjne – podnoszące świadomość. Ograniczamy dostęp do lęgów poprzez odgradzanie danego obszaru oraz nakładanie kloszy ochronnych z siatki wokół gniazd. Stosujemy to przed ludźmi i drapieżnikami. A jest coraz więcej lisów i norek amerykańskich, te z kolei zjadają jaja i pisklęta.
A co robicie w Polsce, na naszym wybrzeżu, na przykład w rezerwatach w ujściu Wisły?
Mamy dyżury na miejscu podczas których pilnujemy rezerwatów i edukujemy osoby chętne i otwarte do rozmowy.
Czyli ludzie od was, z GBPW Kuling mają dyżury i ganiają ludzi stamtąd, tak?
Zgadza się.
A jeśli ktoś powie, że ma to gdzieś, i że się nie ruszy ze swoim parawanem z rezerwatu, to co wtedy?
Część ludzi, powiem wprost, wchodzi „na chama” mimo naszego reagowania.
Przyjeżdżają z psami, które na plaży często puszczają luzem. Sieweczki bardzo reagują na psy bez smyczy na plaży, uciekają i wykazują oznaki niepokoju w znacznie większym stopniu niż w kontakcie z człowiekiem. Badania z Australii pokazują, że nielotne pisklaki pozostają w ukryciu trzy razy dłużej w obliczu psów bez smyczy w porównaniu do ludzi bez żadnych psów. I czym to skutkuje? Ptasi rodzice nie opiekują się jajami czy pisklakami przez dłuższy czas, bo są zbyt przerażeni by powrócić do gniazda. Albo przepłoszeni rodzice z młodymi rezygnują z wędrówki po plaży by być bliżej wody i szukać pokarmu. I tak tracimy te lęgi. O tym wszystkim mówimy ludziom podczas dyżurów. Edukujemy i podnosimy świadomość, upraszamy by wzięli psa na smycz, by zawrócili, żeby mieli więcej wrażliwości i szacunku dla przyrody, żeby podzielili się plażą z sieweczką obrożną. Takie hasło ukuliśmy: „Podziel się plażą!”. Tej sieweczki jest bardzo mało, jest jej ok. 50 par lęgowych na Pomorzu, a ok. 350 – 400 par w skali kraju. Ludzie mogliby zrezygnować z plażowania w miejscach, gdzie są rodziny sieweczek, tym bardziej, że rezerwaty przyrody to są miejsca zamknięte dla ruchu turystycznego. Wyjątkiem są jedynie wyznaczone ścieżki dydaktyczne.
Ludzie nie przyjmują tego do wiadomości?
Jak już mają wakacje, to myślą, że im się wszystko należy. Przyjechali z daleka…
Cały dzień jechali nad morze w korkach…
Właśnie.

No to jaki jest pomysł na tak zwane kanalizowanie ruchu turystycznego na plaży – tam, gdzie gniazduje sieweczka?
Najlepszym rozwiązaniem jest zamykanie terenów rezerwatów. Całkowicie.
Po to w końcu są rezerwaty przyrody. Bo formalnie są zamknięte całorocznie i wejść można tylko na wyznaczone ścieżki.
Siatka ogrodzeniowa na plaży?
Są tablice, są ostrzeżenia na kierownicy ujścia Wisły, które mówią, że wstęp jest wzbroniony i grozi utonięciem, bo sporo ludzi topi się w tamtym miejscu wpadając do Wisły. Ludzie nie pilnują swoich dzieci i najczęściej to one wpadają do Wisły. Wiele osób chce zobaczyć co jest w rezerwacie. Jest więc szereg problemów i trzeba to wszystko pogodzić, żeby ludzie nie tracili życia, nie topili się co rusz oraz – jeśli chodzi o przyrodę, żeby nie niepokoili fok (bo to jest jedyne miejsce w kraju, gdzie foki występują dziko) i jest tam też rybitwa czubata, która w Polsce gniazduje tylko w ujściu Wisły.
I sieweczka obrożna.
Tak, i jeszcze wiele innych gatunków ptaków. I dlatego zależy nam na tym, żeby tam ludzie nie wchodzili.
Podprowadziłem ostatnio pod granicę rezerwatu „Mewia Łacha” znajomych z Warszawy. Przez lornetkę widzieliśmy fokę. Chcieli biec do rezerwatu, zrobić sobie fotkę i wrzucić na „fejsa”, bo nikt im nie uwierzy, że widzieli fokę nad morzem.
Miejscowi zrobili z fok nielegalną atrakcję turystyczną. Podpływają tam jachtami, skuterami wodnymi i kajakami.
Turyści chcą mieć fotki fok z bliska, najlepiej selfie. Pewnie jeszcze dobrze by było żeby foka pobawiła się piłeczką, jak w cyrku.
Ludziom brakuje wyobraźni, że to dzikie zwierzęta.
To co w takim razie zrobić? Stawiać płot?
Tam gdzie nie ma płotu – codzienne dyżury. Będziemy się o to starać. Bardzo bym chciała, żeby trwale zamknąć rezerwat Ptasi Raj od strony plaży. Jest taki projekt, byliśmy swego czasu w Urzędzie Miasta Gdańska na rozmowach w tej sprawie, żeby zrobić tam ogrodzenie i duże kamienie hydrotechniczne. Wtedy sieweczka odzyska z powrotem swoje siedliska. Bo jeżeli obecny stan będzie trwał i się pogłębiał przez kolejne lata, to ona się od nas wyniesie na dobre. To jest pewne.

Zagrodzić plażę – to wielu ludziom na pewno się nie spodoba.
Na ten temat pisały już gazety. Widać to było po reakcjach i komentarzach ludzi…
Komentarzach w stylu: „cała plaża jest dla ludzi, niech ptaki się wyniosą, niech je ktoś gdzieś przeniesie, bo chcą na plaży poplażować, wypić 'browara’, zrobić grilla czy ognisko…”
Zresztą, jak mamy dyżury, to ileś takich konwersacji musimy wytrzymać.
Różni są ludzie, ale są też bardzo roszczeniowi i obrażający nas.
Ja z ekoterroryzmem nie mam nic wspólnego, raczej wolę budować mosty i szukać wspólnych rozwiązań. Na przykład w Ptasim Raju chcemy pogodzić interesy okolicznych mieszkańców i przyrody. Niektórzy z nich wzięli kredyty, stworzyli hotele i gastronomię. Jestem przekonana, że da się to pogodzić tak, żeby z tej przyrody korzystać, a jednocześnie jej nie niszczyć.
To co proponujesz w Ptasim Raju?
Odpowiednia infrastruktura – ścieżka edukacyjna, kładka na jeziorze prowadząca do jednej z wież, dwie porządne platformy widokowe z lunetami na stałe, plaża w rezerwacie zostawiona ptakom i pływające wyspy na jeziorze Ptasi Raj – to wszystko przyciągnie turystów i pozwoli wydłużyć sezon turystyczny. Rozmowa i kompromis kilku stron i instytucji są możliwe, ale potrzeba głębszego zrozumienia każdej ze stron i dobrej woli. To jest nasz nadrzędny cel. Inaczej nigdy się nie zrozumiemy i zawsze będziemy się kłócić.
