Sulęczyno po nawałnicy. Czy jest sens tutaj przyjeżdżać? 9

Sulęczyno po nawałnicy. Czy jest sens tutaj przyjeżdżać?

Dlaczego w tym roku do Sulęczyna nie przyjeżdżają turyści?

Sulęczyno zawsze ściągało letników. W sierpniu ubiegłego roku przeszła tędy nawałnica.

30 czerwca na stronie internetowej Nadleśnictwa Lipusz pojawiła się informacja wskazująca, które tereny są objęte zakazem wstępu do lasu (wprowadzonym po nawałnicy), a które nie. Na opublikowanej mapie wieś Sulęczyno otacza czerwony kolor. Zamknięte dla ruchu turystycznego są wszystkie leśne ścieżki, szlaki rowerowe i piesze, za wyjątkiem dróg dopuszczonych do ruchu kołowego.

No to czym prędzej spadamy

Lasy wokół Sulęczyna nie wyglądają tak, jak te na przykład w okolicy Rytla. Tam po nawałnicy mamy wielohektarowe pustynie albo gęstwiny jeszcze nie uprzątniętych, połamanych drzew. Katastroficzny krajobraz ciągnie się po horyzont. Tu jest inaczej: generalnie rzecz biorąc las stoi, jak stał. Gdzieniegdzie można dostrzec fragmenty noszące na sobie ślady nawałnicy. Niektóre są większe – kilkuhektarowe, inne mniejsze, jakby żywioł działał punktowo.

Środa, 4 lipca, wczesne popołudnie, jedna z restauracji w Sulęczynie. Dwie panie: Jola i Ola właśnie przyjechały rowerami ze Słupska, kierują się w stronę Bydgoszczy. Śpią w lesie, w hamakach albo na karimatach, „na glebie” – jak mówią. Dowiadują się, że wokół wszędzie obowiązuje zakaz wstępu do lasu.

– To żarty jakieś? To jakaś masakra. Gdzie obowiązuje ten zakaz?

– Do granicy nadleśnictwa.

Sprawdzają na zakupionej przed chwilą mapie, gdzie przebiega owa granica.

– To znaczy, że z tej strony granicy jest bezpiecznie, a z drugiej – już nie? Przypomina mi się granica między NRD a RFN. Tu strzelają, a tu nie strzelają, a pośrodku teren niczyj i króliki po berlińsku – śmieją się cyklistki.

– Jak stąd teraz wyjechać? – proszą o wskazówki. Nie chcą łamać zakazu, więc muszą jak najszybciej opuścić teren, po którym nie można się poruszać, a co dopiero szukać w lesie miejsca na nocleg.

Miejscowych nie dotyczy?

We wsi stoi kiosk, w którym można kupić produkty regionalne, mapki, drobiazgi.

– Jestem chodzącą informacją turystyczną – śmieje się sprzedająca tu Sara Gańska, mieszkanka wsi. – Zakaz wstępu do lasu? Może i jest, ale nikt z miejscowych się tym nie przejmuje. Ludzie chodzą zbierać jagody, niedługo zaczną się grzyby. Dla wielu jest to dodatkowe, ważne źródło zarobkowania. Nikt nie będzie z niego rezygnował ze względu na jakieś zakazy. Sama chodzę po lesie i się tym nie przejmuję.

Z zakazem wstępu do lasu zgadza się ojciec Sary, Krzysztof Gański:

– A ja rozumiem leśników, że wprowadzili ten zakaz. Jest tak sucho, że naprawdę może dojść do pożaru, szczególnie na tych terenach, gdzie przeszła nawałnica. Wie pan… Ja widzę tu turystów na co dzień. W weekendy w supermarkecie tutejszym. Powiem panu, że wolę jechać 8 km dalej do innego sklepu niż robić zakupy we wsi. Robią co chcą, zachowują się tak, jakby byli sami na świecie. Dlatego rozumiem zakaz. Niech nie wchodzą do lasu z papierosami, niech nie wjeżdżają samochodami, niech nie zostawiają śmieci. Naprawdę niewiele wystarczy, teraz, po nawałnicy, żeby wzniecić pożar.

Susza. To kolejny problem, jakby nie starczało, że niewielki podmuch może powalić drzewa, które po nawałnicy mają naruszone systemy korzeniowe. Leśnicy ostrzegają: ściółka na terenach po nawałnicy jest znacznie bardziej podatna na zagrożenie pożarowe niż na terenie zalesionym.

Jest więc – według Krzysztofa Gańskiego, zagrożenie pożarowe ze strony turystów. A jeśli chodzi o miejscowych? To już – według niego, inna sprawa.

– Wie pan, wszystko zależy od strażnika leśnego. Myślę, że nikt im krzywdy nie zrobi, niech sobie zbierają jagody czy grzyby. Jak leśnik spotka kogoś takiego w lesie, będzie widział, że nikomu nie szkodzi, tylko zbiera jagody, i nie będzie żadnego problemu. Bez przesady. Trzeba być człowiekiem, zawsze się można dogadać, wytłumaczyć.

Zamknięta brama i otwarta furtka

Słowa Krzysztofa Gańskiego – raczej nieoficjalnie, potwierdzają sami leśnicy. Za złamanie zakazu wstępu do lasu teoretycznie grozi 500 zł. mandatu. Teoretycznie, bo leśnicy zgodnie przyznają, że wolą edukować niż karać. To ma nie być tak, że każdy, kto złamie zakaz naraża się na taki mandat.

– Tę karę zastosujemy dla ludzi, którzy będą łamać zakaz notorycznie albo wykażą się jakąś skrajną nieodpowiedzialnością, będą zagrażali sobie lub innym. Raczej będziemy tłumaczyć, upominać niż od razu wypisywać mandaty – mówi, całkiem oficjalnie zastępca nadleśniczego z Lipusza, Maciej Robert.

Jak to zwykle bywa – bezwzględne zakazy swoją drogą, a życie swoją. Od ogólnej zasady podyktowanej centralnie, są niewielkie odstępstwa stosowane lokalnie.

– Wybieram się do Sulęczyna na wakacje i w sumie nie wiem, jak to jest z tym zakazem wstępu do lasu. To prawda, że nigdzie nie można sobie pospacerować po lesie?

Mówi leśniczy z Sulęczyna:

– Zakaz obowiązuje, ale my już powoli niektóre miejsca dopuszczamy do ruchu, zaczynamy zdejmować te zakazy.

– Jak przyjadę za tydzień do Sulęczyna, to będę mógł sobie pochodzić po lesie, na przykład wokół jeziora Węgorzyno?

– Tą ścieżką, gdzie było kąpielisko, to tak, można już tutaj chodzić, po jednej stronie jeziora.

– Ale gdzie indziej już nie?

– Raczej nie.

– Swobodnie nie mogę sobie spacerować po lesie?

– Nie, nie może pan.

W tym kraju absurd goni absurd

Domki letniskowe nad jeziorem obok wsi. Starsze małżeństwo siedzi na ganku.

– Co pan mówi? Nie można wchodzić do lasu? Ale tutaj w całym lesie są domki letniskowe.

– Do domku można dojść, ale po lesie wokół domku już nie można chodzić.

– Ale przecież tu nie ma wiatrołomów, tu nie było nawałnicy, las nie został zniszczony.

– Ale zakaz jest na całym obszarze.

– Wie pan co? W tym kraju absurd goni absurd.

Kilka kilometrów dalej. Mówi właściciel pensjonatu w słynącej z kamiennych kręgów miejscowości Węsiory:

– Bez sensu. Ten zakaz jest bez sensu. Dobrze znam ten las, i wiem, że w promieniu dwóch kilometrów jest jedno miejsce, gdzie rzeczywiście nawałnica narobiła szkód. Ale tutaj? Tu nie ma żadnego zagrożenia.

Pani pracująca w sklepie spożywczym z rozbrajającą szczerością przyznaje, że jej zakaz wstępu do lasu nie dotyczy, bo ona nie chodzi do lasu. Nie lubi lasu, boi się go. Wszystko tam skrzypi.

Ma swój zadbany ogród, w którym nic nie skrzypi, i tam spędza wolny czas. Ale – rzeczywiście, jak mówi, turystów jest dużo, dużo mniej w tym roku, niż w poprzednich. Widzi to dokładnie – po tym, jaki ruch ma w sklepie.

– Nie wierzy mi pan? To niech pan spyta tych, co mają domki, restauracje, co żyją z turystów.

Gdzie jest pies pogrzebany?

Nietrudno znaleźć kogoś takiego w Sulęczynie. Znacznie trudniej namówić na rozmowę pod nazwiskiem. Wszystko ma być anonimowo.

– Tak, to prawda. Jestem, powiem panu, załamana. Gości jest nieporównywalnie mniej niż w zeszłym roku. Połowa tego, co było. I nie chodzi tu o zakaz wstępu do lasu. To ludzi nie odstrasza, zbieraliby sobie jagódki na skraju lasu… Zresztą turysta nie przyjeżdża do nas, jak kiedyś, żeby chodzić po lesie, zbierać grzyby czy jagody, ładować do słoików na zimę… Dzisiaj co innego go interesuje. Co? Pogoda i woda. I tu jest pies pogrzebany. Ludzie dzwonią, pytają właśnie o dostęp do wody, plaży, muszę im mówić, że w sercu Kaszub, w krainie lasów i jezior nie będą mieli gdzie się wykąpać. Słysząc to wycofują rezerwacje, rezygnują z pobytu w Sulęczynie, i ja im się nie dziwię. Tragedia, mówię panu, w tym roku jest tragicznie.

– Zaraz, zaraz… Że nie mogą wejść do lasu, to rozumiem, obowiązuje zakaz. Ale dlaczego nie mogą się wykąpać w jeziorze?

– To nie wie pan? Już nie ma kąpieliska.

– A co się z nim stało?

– Zostało rozebrane. Wszystkie pomosty zostały rozebrane. Nawet nie ma jak ryb łowić.

– Dlaczego?

– Niech pan wójta zapyta.

Sucho

W pobliże niedawnego kąpieliska dojeżdża się samochodem skręcając z głównej drogi na leśniczówkę. Trzysta metrów i drewniana brama. Jeszcze w zeszłym roku rósł tutaj las, dzisiaj… Dobrze znany tutejszym widok po nawałnicy. Ekstremalnie sucha ściółka pełna szczątków drzew. Aż skrzypi pod podeszwami. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby rzucić na to wszystko niedopałek papierosa.

Teraz trzeba zostawić samochód, złamać zakaz wstępu do lasu i zejść zniszczonymi jak po przejściu frontu, schodkami w dół stromej skarpy. Ścieżką do jeziora, po paru minutach oczom ukazuje się niewielka plaża, pozostałości po pomostach, drewniany budynek, zamknięty dzisiaj na cztery spusty. Tu było kąpielisko.

Nie będę brać odpowiedzialności

Wójt Sulęczyna, Bernard Grucza:

– Kąpielisko nie było zalegalizowane przez lata. To miejsce jest bardzo niefortunne, trzy na pięć metrów kwadratowych przestrzeni przy skarpie, nie może tam dojechać pogotowie, samochód pożarniczy…

1 stycznia 2018 roku został powołany do życia nowy organ administracji: Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie. W związku z tym weszły w życie nowe przepisy dotyczące kąpielisk i „tradycyjnych miejsc kąpieli”. Są one dość restrykcyjne, m.in. nakładają obowiązek zapewnienia dojazdu do takich miejsc.

– Oczywiście, że trochę nawaliliśmy, bo gdybym ja wiedział w styczniu to, czego się dowiedziałem przed niecałym miesiącem, to wszystko byłoby inaczej. Dzisiaj nie jesteśmy w stanie spełnić wymogów, głównie chodzi o dojazd. W związku z tym nie mogę brać odpowiedzialności na siebie, gdyby doszło do nieszczęścia, gdyby ktoś by stracił życie.

Przepisy to nie wszystko. Jest jeszcze jedna przyczyna likwidacji kąpieliska.

– Powyżej tego kąpieliska znajduje się teren po nawałnicy. Tam obowiązuje zakaz wstępu.

To miejsce, w którym ludzie zostawialiby samochody, kierując się schodkami na dół, do brzegu jeziora.

– Nadleśniczy mówi, że przy czynnym kąpielisku nie da się go ochronić, że głupcy pójdą tam po piwie, rzucą peta, i będziemy mieli pożar… Jak to wszystko razem przeanalizowaliśmy, uznałem, że w tym roku sobie odpuścimy, że niestety będziemy mieli miejscowość gminną, pośród jezior, ale bez kąpieliska.

Wójt obiecuje, że w przyszłym roku będzie nowe kąpielisko, „z prawdziwego zdarzenia” i „na miarę XXI wieku”. Już dogadał się a Lasami Państwowymi co do nowej lokalizacji, nawet rozpoczęły się prace budowlane – powstaje nowoczesna przystań kajakowa, slip do wodowania łodzi i kajaków.

Wójt powalczy

– A co pan sądzi o zakazie wstępu do lasu, obowiązującym na całym terenie wokół Sulęczyna? Niektórzy z mieszkańców mówią, ze jest on bezsensowny, bo nie wszędzie nawałnica wyrządziła szkody.

– Ja rozumiem, że zakaz musi być tam, gdzie są szkody, ze względu na bezpieczeństwo. Ale jeśli kogoś złapią na jagodach w lesie, gdzie naprawdę nie ma szkód, gdzie dojście z drogi jest bezpieczne, to powinni odpuścić. Na ten temat chcę jeszcze rozmawiać z dyrektorem Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Gdańsku. Żeby troszkę odpuścili, żeby ludzie którzy chcą sobie zbierać jagody czy grzyby, mogli wejść na tereny nieuszkodzone przez nawałnicę. Albo po prostu żeby ludzie, którzy u nas wypoczywają, mogli pójść na spacer. Będę o to walczył.

Wójt stwierdza, że wobec braku kąpieliska, będzie kierował ludzi nad jezioro Mausz, na wyspę Ostrów, siedem kilometrów od wsi.

Zadowoleni Ślązacy

To tylko siedem kilometrów, a jakby inny świat niż w Sulęczynie. Tutaj teren rzeczywiście wygląda katastroficznie. Mniej więcej jak w Rytlu – nawałnica zmiotła wszystko, co porastało wzgórza wokół jeziora. Pracuje ciężki sprzęt – głównie forwardery ładujące chwytakiem pnie na przyczepy. Tu, rzecz jasna, również obowiązuje zakaz wstępu do lasu. I, szczerze powiedziawszy, w tym akurat miejscu, trudno się temu dziwić.

Tutaj właśnie – według wójta, mają szukać wypoczynku nad jeziorem ci, którzy nie będą mogli popływać w Sulęczynie.

W jednym z ośrodków wczasowych wypoczywają Barbara i Paweł Wawrzyczkowie z Piekar Śląskich. Powalony las im w ogóle nie przeszkadza. Jeżdżą na wycieczki, podziwiają katastroficzny krajobraz. Mówią, że czuć w nim siłę żywiołu. Nie zamierzają łamać zakazu wstępu do lasu, to dla nich oczywiste, że w tej sytuacji chodzenie po takim terenie byłoby niebezpieczne i bezsensowne. Na ganku suszą się kąpielówki, państwo Wawrzyczkowie chwalą sobie przejrzystą wodę w jeziorze. Nie, nie wyobrażają sobie wakacji bez możliwości korzystania z jeziora.

– Jesteśmy przykładem zadowolonych z pobytu tutaj Ślązaków. Czy przyjedziemy za rok? Nie ma takiej opcji, żebyśmy nie przyjechali. Mimo, że przeszła tędy nawałnica, i tak jest tu wspaniale.

Hiszpania

Zdaniem wójta Bernarda Gruczy, brak kąpieliska i nawałnica nie są przyczynami drastycznego spadku ruchu turystycznego na terenie gminy. To wszystko ma być spowodowane faktem, że ceny się wyrównują. Wakacje w Hiszpanii czy Włoszech zaczynają być tak samo kosztowne co na Kaszubach. Ludzie wybierają miejsca, gdzie pogoda zawsze dopisuje. To, zdaniem wójta, jest główny problem. Jak tak dalej będzie to w ogóle nie będzie tu turystów.

Żyć jakoś

Powrót z reporterskiej wycieczki. Na drodze za Sulęczynem, stoją dwie panie z jagodami.

– Po ile te jagódki i czemu tak drogo!?

Śmiech. Z obu stron.

– Wcale niedrogo. Słoik po piętnaście.

– Aż tyle?

– Oj, panie, susza jest, jagód mało, trzeba wybierać te najładniejsze… Taki słoik to półtora godziny zbieram.

– A wiedzą panie, że obowiązuje zakaz wstępu do lasu?

– No wiemy, ale co robić… Żyć jakoś trzeba.

– Leśnicy gonią? Czy przymykają oko?

– Na razie nie gonią. Na razie. Zobaczymy, co będzie dalej.


Komentarz autora:

Pomimo zakazu wstępu do lasu i braku kąpieliska do Sulęczyna warto przyjechać. Z kilku powodów.

Po pierwsze – nie ma w Polsce zakazu kąpieli w miejscach niestrzeżonych. Oczywiście wiąże się to z pewnym ryzykiem i koniecznością wzmożonej ostrożności, szczególnie jeśli chodzi o dzieci, ale jako takiego zakazu nie ma. Moje dzieci nauczyły się pływać na takim właśnie niestrzeżonym miejscu do kąpieli. Zawsze byłem z nimi w wodzie, na wyciągnięcie ręki, stojąc pewnie na gruncie.

Po drugie – nie jest tajemnicą, że zakaz wstępu do lasu jest powszechnie łamany. Oczywiście, do miejsc, gdzie leżą wiatrołomy, nie wolno wchodzić, i koniec, kropka. Nie wolno wspinać się na stosy pni poukładane wzdłuż dróg, najlepiej się do nich nie zbliżać. Absolutnie nie wolno – w warunkach panującej suszy, palić ognia, dotyczy to również papierosów. Ale – sam się o tym przekonałem, na brzegach jezior, w lesie objętym zakazem wstępu, nie brakuje opalających się rodzin, wędkarzy. Wszyscy oni zgodnie przyznają, że straż leśna nie robi z ich obecności żadnego problemu.

Po trzecie zaś – drogi dopuszczone do ruchu kołowego są dostępne. To są leśne dukty, szutrówki, doskonale nadające się do wycieczek rowerowych czy pieszych.

Po czwarte w końcu – Słupia jest spływna, w tym roku płynąłem tą rzeką kajakiem, i było świetnie. Nikt nas nie przegoni, jeśli wyjdziemy na brzeg rzeki, żeby odpocząć czy zajmiemy miejsce na polu biwakowym.

Jednym słowem – nie histeryzujmy. Sulęczyno jest piękne jak zawsze. Do zobaczenia w Sulęczynie!