[współpraca: Piotr Emanuel Dorosz]
Agnieszka pochodzi z Gdyni, Grzegorz z Gdańska, pięć lat temu odziedziczyli dom w Nowej Hucie na skraju Lasów Mirachowskich.
Grzegorz: Przez 20 lat pracowałem w Marynarce Wojennej jako pracownik cywilny, specjalista od uzbrojenia artyleryjskiego i rakietowego. Agnieszka była urzędnikiem i jest urzędnikiem do dzisiaj. Tak, dojeżdża stąd do pracy do Gdańska.
Pięć lat temu dostaliśmy dom i troszkę ziemi. Najpierw chcieliśmy to sprzedać, ale nas sąsiedzi przekonali, że ojcowizny się nie sprzedaje. W końcu postanowiliśmy otworzyć agroturystykę. Najpierw był pomysł, żeby mieć konie, ale przecież konie są w co drugiej wsi. Ja myślałem o strusiach, ale Agnieszka stwierdziła, że na Kaszubach strusie są w co czwartej wsi. I tak wymyśliliśmy sobie alpaki.
Pomysł na to, żeby hodować zwierzęta wziął się stąd, że chcieliśmy z ich pomocą przyciągnąć turystę. Nie mamy stąd blisko do jeziora. Co prawda są dwa jeziora – Kamienne i Lubygość, ale są rezerwatami i nie można się tam kapać. Musieliśmy więc mieć pomysł na coś, co przyciągnie turystę do nas.
Alpaki
Agnieszka: Kiedyś, dawno temu słyszałam o takich zwierzętach, więc zaproponowałam mężowi, żeby się nimi zainteresował. Wydawały mi się interesujące. A kiedy zobaczył je w internecie – to był już koniec naszych poszukiwań. Alpaki, nic innego, i wszystko stało się jasne.
Sprowadziliśmy się we wrześniu, a alpaki pojawiły się w lutym. W internecie znaleźliśmy jeden film o hodowli alpak w Polsce, pojechaliśmy tam, dowiedzieliśmy się, że hodowla jest bardzo łatwa, nic nie trzeba robić, wypuszcza się je na pastwisko, i już. Tymczasem później okazało się że wcale tak nie jest. Tam też, w tej hodowli otrzymaliśmy jedyną polskojęzyczną książkę na ten temat, zaczęliśmy ją czytać. Szukaliśmy hodowli, skąd kupić… Przysłano nam zdjęcia, zdecydowaliśmy się na zakup dwóch alpak, ale jak pojechaliśmy na miejsce to wzięliśmy trzy.
Co tu dużo mówić, zakochaliśmy się w tych zwierzętach. Są bardzo łagodne, raczej bojaźliwe, w ogóle nie są agresywne. Chcieliśmy, żeby to były zwierzęta, do których każdy będzie mógł wejść i nie będzie musiał się obawiać o dzieci.
Grzegorz: Uważaj bo cię osiusia!
[Agnieszka cofa nogę, alpaka siusia, robi to długo]
To był chyba impuls, raczej impuls niż wynik jakiejś kalkulacji. Choć sama decyzja była jak najbardziej przemyślana.
Nowe życie
Agnieszka: Tak, nasze życie kompletnie się zmieniło. Jeszcze siedem lat temu mieszkaliśmy w Trójmieście, w zupełnie innym kosmosie. A teraz? Mam wrażenie, że człowiek wyluzował, nie ma pędu, żyjemy spokojnie, nawet jak są jakieś problemy, to wydają się mało istotne. Staramy się nimi nie przejmować.
Grzegorz: Problemy bytowe? Jakoś dajemy radę. Trzeba działać wielotorowo. Można się z tego utrzymać prowadząc agroturystykę, hodowlę zwierząt, alpakoterapię i zagrodę edukacyjną. No i jeszcze etacik urzędniczy, no tak… Nie będę ukrywał, że mamy teraz bardzo duże zainteresowanie, gości z całej Polski, na przykład dziś przyjechali do nas na trzy godziny z Koszalina.
Skąd się wzięły alpaki?
Grzegorz: Nie występują w naturze, to pomysł Inków, oni je stworzyli. Alpaki hoduje się dla luksusowej wełny oraz mięsa, bo w Ameryce Południowej się je zjada.
Hoduje się je w Peru, Chile, Boliwii, Ekwadorze. Peru ustanowiło alpaki swoim dobrem narodowym i bardzo ograniczyli sprzedaż tych zwierząt. Teraz główna sprzedaż „idzie” z Chile.
Biznes
Grzegorz: Alpaka kosztuje średnio 6-8 tys. zł., ale górnej granicy ceny nie ma, podobnie jak dla koni. Alpaka alpace nierówna. Chodzi o budowę zwierzęcia, o jakość wełny. Niektóre z nich są championami, jeżdżą po wystawach w Belgii, Holandii.
[alpaka kładzie się w suchym piasku na drodze i się tarza]
On się teraz będzie kąpał.
To zwierze ma na sobie teraz około 400 zł. Strzyżemy je raz do roku, wełnę potem trzeba wyczyścić, wygremplować i można z tego na przykład zrobić bardzo drogie kołdry, komplet pościeli kosztuje 2,5 tys. zł. Wełnę można uprząść, przędza alpacza jest bardzo droga, kosztuje 600 – 700 zł, za kilo. Robi się z niej skarpetki, szaliki, poncza, płaszcze. Do kupienia w dobrych sklepach. Jest to luksusowa wełna. Nie uczula. Różnica też jest taka, że owca dość intensywnie pachnie. Alpaka – niech sam pan powącha… Nie mają tłuszczu, wełna jest zupełnie sucha. Pojedynczy włos jest mierzony w mikronach, jest bardzo cieniutki, ten włos w środku jest pusty, to jest taka rurka. Dzięki temu działa jak izolator – zimą grzeje, latem chłodzi. Tak, latem chłodzi.
Nie wierzy pan? Spójrzmy na ludzi mieszkających w Chile, w Peru, chodzą ubrani w to latem.
Nie do ogródka
Grzegorz: W Polsce jest około czterech tysięcy sztuk alpak. Do tej pory były to zwierzęta egzotyczne. Stowarzyszenia zrzeszające hodowców obecnie walczą o to, żeby alpaki stały się zwierzętami gospodarskimi, i stanie się to w listopadzie tego roku. Tak samo, jak krowa, koń i koza. No i skończy się kupowanie alpak do ogródka. Niestety tak się dzieje, obecnie jest taka moda. Wielu ludzi, również w miastach, nieprzygotowanych do hodowania zwierząt, kupuje alpakę jako swego rodzaju ozdobę, zabawkę. A potem im się ta „ozdoba” nudzi.
Alpaki są zwierzętami stadnymi, muszą mieć towarzystwo, żyć w stadzie. Najlepiej żeby to były trzy zwierzęta lub więcej. Tymczasem traktuje się jak jak pluszaki i miziaki, do przytulania. A prawda jest taka, że zwierzęta te wcale dotyku nie lubią. Te, które dzisiaj z nami wyszły na spacer, są przeszkolone. Tolerują dotyk, pracują w terapii.
Nie zawsze do przytulania
Grzegorz: My sami je szkolimy, ukończyłem specjalne kursy. Trzeba otwarcie powiedzieć, że wiele z tych zwierząt w ogóle nie nadaje się do pracy z człowiekiem. Te, które pracują u nas, to są zwierzęta wyselekcjonowane, które mają predyspozycje do przebywania z człowiekiem, nie sprawia im to przykrości czy niepotrzebnego stresu. U nas trzy alpaki pracują jako zwierzęta terapeutyczne, czwarte się uczy, jest w trakcie szkolenia. Chodzi na spacery, ale jeszcze nie jest do dotykania, jeszcze potrafi kopnąć, nie jest gotowe do zajęć z osobami niepełnosprawnymi.
Agnieszka: Największą radość nam sprawia radość osób niepełnosprawnych. To są ludzie, którzy bardzo intensywnie pokazują emocje. Choć czasem nie widać takiej reakcji, tylko opiekunowie nam mówią, że ta radość w nich jest.
Nasze alpaki pracują z dziećmi i dorosłymi z autyzmem, Zespołem Aspergera, z zespołem Downa, z osobami cierpiącymi na choroby psychiczne.
[jedna z alpak przytula się do Grzegorza]
Grzegorz: Alpaki zazwyczaj nie lubią dotyku głowy, tu wydzielają feromony, to jest ich miejsce intymne, a ten – jak widzimy, właśnie się we mnie wtula głową…
Mamy też kilkudniowego samca. Nie pozwalamy gościom tego dzieciaczka dotykać, on nie chce tego dotyku, ucieka. Ma mamę, i mama najpierw musi nauczyć go być alpaką, do szóstego miesiąca całkowicie ograniczamy kontakt z człowiekiem, potem dopiero zaczniemy sprawdzać, czy w ogóle ma predyspozycje do pracy przy terapii. Gdybyśmy teraz, od małego zaczęli go miziać i dotykać, najprawdopodobniej skończyłoby się to syndromem wściekłej alpaki czyli pluciem, kopaniem i wszystkim tym, na czym nam nie zależy.
Alpaki plują, tak samo jak lamy, ale zazwyczaj nie na ludzi. Plują na siebie nawzajem, w ten sposób załatwiają swoje interesy.
We wsi
Grzegorz: We wsi najpierw było zdziwienie, niedowierzanie, wycieczki pod płot. Potem pytania: ile to zwierzę kosztuje, po co się je hoduje, może niosą jajka, może dają mleko… Były też reakcję pokazujące nam, że mamy nie po kolei w głowie – kupować tak drogie zwierzę, za pieniądze, za które można kupić dziesięć cielaków…?
Dzisiaj mamy fantastycznych sąsiadów, pomagamy sobie wspólnie, żyjemy jakby w rodzinie.
Charaktery
Agnieszka: Każde z nich ma swój charakter są bardzo indywidualne, widać kto się z kim przyjaźni, które za którym chodzi, a które z którym niewiele ma wspólnego… Bardzo lubimy w wolnych chwilach siadać przed domem i obserwować je w zagrodzie. I tak żyjemy sobie tu na wsi powoli.
Grzegorz: Ktoś kiedyś powiedział, że kontakt z alpakami to zajęcie slow, nawet bardzo slow. No cóż, sport ekstremalny to na pewno to nie jest.