Spływ kajakowy Hydroaktywni to jedna z bardziej znanych tego typu imprez na Kaszubach. Od kilku już lat chcieliśmy wziąć w niej udział, ale zawsze coś stało na przeszkodzie… W tym roku stwierdziliśmy, że jedziemy. Słyszeliśmy o niej dużo dobrego, czas zweryfikować to co zasłyszane, z tym co sami zobaczymy.
Coraz cieplej
Sobota zapowiada się słonecznie, choć na razie jest dość chłodno. Przed dziesiątą rano, dosłownie z minuty na minutę robi się jednak cieplej, coraz cieplej, i nie chodzi tu jedynie o warunki atmosferyczne. Wokół budynku, w którym umiejscowiono jadalnię i biuro spływu, coraz więcej śmiechów, żartów i przyjaznych pozdrowień. Kolejne auta parkują, kolejni kajakarze szykują się do drogi, jest nas coraz więcej. Widać od razu, że większość z biorących udział w spływie, to dobrzy znajomi, dla których sam spływ jest przede wszystkim okazją do spotkania.
Dostajemy numer startowy, koszulki, śniadania, mapkę.
Hydroaktywni to impreza cykliczna. Odbywa się już dziewiąty raz. Organizatorami spływu jest firma Kajaki-Słupia (przystań kajakowa „Kajlandia” w Sulęczynie) oraz Fundacja Aby chciało się chcieć. Kilkuletnia tradycja zaowocowała przyjaźniami, co wyraźnie się tutaj czuje.
Zapowiada się dobry dzień…
Tymczasem minęła dziesiąta, organizatorzy zwołują wszystkich na odprawę.
![Spływ kajakowy Hydroaktywni 2018. Spłynęliśmy z klimatem [FOTORELACJA, FILM] 4](https://magazynkaszuby.pl/wp-content/uploads/2018/05/splyw-kajakowy-hydroaktywni-2018-splynelismy-z-klimatem-fotorelacja-film-5.jpg)
Start
Krótki przejazd autobusem do oddalonego o 12 kilometrów Gowidlina. Tu, na plaży czekają już rzędy kajaków, chwila na ostatnie przygotowania i start. Najpierw ruszają „zawodnicy” – oni się będą ścigać. Wodują się „jedynki”, potem „dwójki”. Na końcu ruszają „rekreacyjni”, którzy nie biorą udziału w zawodach. Czyli, między innymi my – to znaczy piszący te słowa ze swoim ośmioletnim synem Szymonem.
![Spływ kajakowy Hydroaktywni 2018. Spłynęliśmy z klimatem [FOTORELACJA, FILM] 5](https://magazynkaszuby.pl/wp-content/uploads/2018/05/splyw-kajakowy-hydroaktywni-2018-splynelismy-z-klimatem-fotorelacja-film-6.jpg)
Najpierw płyniemy przez jezioro Gowidlińskie. Sportowcy znikli za horyzontem, daleko przed nami. Ja zaś, wiosłując, podziwiam perkozy, błotniaka, czaple i połyskujące w słońcu fale (w międzyczasie zrobiło się cieplutko). A Szymon… ucina sobie drzemkę w kajaku.
Niedługo jednak ma trwać trochę nudnawa, lecz bardzo przyjemna sielanka. Po mniej więcej godzinie wpływamy do rzeki Słupi. Budzę Szymona, bo zaczyna być ciekawie…
Jest przygoda
Rzeka jest wąska, miejscami ma zaledwie 4-5 metrów. Część konarów, które ostatnio się przez nią przewaliły (nawałnica z sierpnia zeszłego roku?) jest poprzecinana, rzeka udrożniona. Ale to nie znaczy, że w wodzie nie ma gałęzi i pni. Owszem, jest ich pełno. A że niżej podpisany słusznej budowy jest, więc zarazem i ciężaru, to na niemal każdym pniu pod kajakiem, tam gdzie inni się prześlizgują, my „siadamy” i z trudem się przesuwamy… obserwując jak inni „rekreacyjni” radośnie nas wyprzedzają w momencie, w którym jakoś próbujemy się uwolnić… Trochę to frustrujące, ale co tam…
Jest przygoda. Trzeba wypatrywać drogi, wolnych szczelin między gałęziami, przeciskać się.
Rynna nie dla nas
Jest także jedna przenoska i punkt kontrolny spływu. Tu rozmawiamy z Piotrem, który przekonuje, że ośmioletni Szymon w kajaku i brak mojego doświadczenia (płynę tą trasą po raz pierwszy) to argumenty, żeby zrezygnować z ostatniego odcinka trasy – Rynny Sulęczyńskiej. To odcinek górski, łatwo wywrócić kajak, lepiej nie narażać chłopaka na bliskie spotkanie z kamieniami. Stosujemy się do zaleceń, choć Szymonowi z trudem przychodzi ta decyzja. Szczerze mówiąc, t0 decyzję podejmuję ja, Szymon próbuje protestować… Ale jestem nieugięty.
Chwilę później jesteśmy już na jeziorze Węgorzyno. Niecała godzinka i przed Rynną Sulęczyńską dobijamy do brzegu, gdzie czeka na nas samochód – na nas, i jeszcze na kilka osad, które – tak jak my, zrezygnowały z płynięcia Rynną. Koniec trzygodzinnego spływu, liczącego około 12 kilometrów, nie ukrywam, że pozostaje niedosyt…
Zmagania kajakarzy w Rynnie obserwujemy z mostu.
![Spływ kajakowy Hydroaktywni 2018. Spłynęliśmy z klimatem [FOTORELACJA, FILM] 33](https://magazynkaszuby.pl/wp-content/uploads/2018/05/splyw-kajakowy-hydroaktywni-2018-splynelismy-z-klimatem-fotorelacja-film-34.jpg)
„Po naszemu” czyli wodowanie tyłka
Wsiadam i ja do kajaka, żeby pokonać metę choć symbolicznie (wszak z Szymonem zeszliśmy na ląd przed rynną, więc do „Kajlandii” trafiliśmy lądem). Wsiadam wiec, dopływam kilkadziesiąt metrów, do pomostu przy mecie. Jeden z instruktorów stoi na pomoście, podaję mu wiosło, żeby mnie przyciągnął, on zaś pyta, czy ma to zrobić „po naszemu”.
– Po waszemu? – pytam. – Dobrze, niech będzie po waszemu.
Po chwili do wody wskakuje dwóch osobników, a mój kajak pływa już do góry dnem. Ja zaś… Już wiem, co znaczy „po ichniemu”. Dobrze, że wziąłem ciuchy na przebranie. Z tajemniczych dla mnie powodów, moje wodowanie tyłkiem na dnie, sprawia wszystkim zgromadzonym ogromną radość.
Dla dzieci. Popisy kajakowych wyjadaczy
Myliłby się ten, kto sądziłby, że spływ kończy się w momencie dopłynięcia do mety… To znaczy – spływ może i się kończy, ale impreza trwa nadal w najlepsze.
Na uczestników czeka już obiad (wliczony w cenę uczestnictwa) – grochówka i bigos. Są i atrakcje dla dzieci (Szymon zapomina o Rynnie Sulęczyńskiej, której nie przepłynął): malowanie twarzy, strzelanie z pneumatycznych karabinków, przejazd kucykiem, tor przeszkód.
Jednak największe wrażenie robi pokaz technik kajakarskich.
I jeszcze pokazy filmów, a potem, wieczorem już – ognisko, wspólne śpiewanie i zabawa do rana, przy dźwiękach muzyki – tańce, hulanki, swawole.
Spływ kajakowy Hydroaktywni. Po pierwsze: klimat
Spływ kajakowy Hydroaktywni różni się od innych, jakich jest wiele na Kaszubach. Czuć tu wyjątkowy klimat. Co się na niego składa? Po pierwsze – połączenie luzu i odpowiedzialności. Nikt nie ciśnieniuje, nie napina się, a jednak organizatorzy, pracowicie jak pszczółki, dbają o komfort i – przede wszystkim: bezpieczeństwo uczestników. A przy tym, a jakże – po samym spływie jest piwko, luz, śmiechy.
Czuć i widać gołym okiem, że sami organizatorzy dobrze się tu bawią. Dlatego właśnie jest tu taki wyjątkowy klimat, który można szybko i bez trudu „podłapać”. Moim zdaniem, obok świetnej organizacji, to największa zaleta Hydroaktywnych.
Współpraca: Piotr Emanuel Dorosz (wielkie podziękowania za udostępnienie zdjęć).