Muzeum Neclów w Chmielnie – pan Karol do roboty ma blisko. Wystarczy, że kapcie założy, i już, siada za kołem. W ciągu dnia jest w stanie zrobić pięćdziesiąt dużych dzbanów albo trzysta prostszych naczyń, misek albo kubków. Chociaż w sezonie „garnków nie lepi”, tylko turystów oprowadza. Nic dziwnego, jest najsłynniejszym garncarzem na Kaszubach.

Wszystko zaczęło się w Kościerzynie. Pierwsza wzmianka o tym, że Neclowie zajmują się produkcją naczyń ceramicznych, pochodzi z 1776 roku. Karol Elas Necel jest więc dziesiątym pokoleniem garncarzy w rodzinie.
Niegdyś każdy garncarz miał swoje złoża gliny. To był cenny materiał. Siódmemu garncarzowi z rodu Neclów, miał na imię Franciszek, złoże się wyczerpało. W poszukiwaniu gliny w 1897 roku zawitał do Chmielna. Tu założył swój warsztat, który funkcjonuje do dziś.
– Jako dzieciak bawiłem się, pomagałem, wyrosłem w tej tradycji. Jak byłem mały mówili mi: będziesz pracował tutaj – pan Karol się śmieje i wzrusza ramionami. – Mówiłem, że tak, że może będę…
Poszedł do technikum, wykształcił się w kierunku elektroniki. I nigdy nie pracował w swoim zawodzie. Po powrocie do Chmielna rozpoczął pracę w rodzinnym warsztacie.
Muzeum Neclów w Chmielnie – po pierwsze: Glina

W kącie pracowni stoją walce z plastycznej masy, jakby plasteliny.
– Glinę trzeba dobrą znaleźć, plastyczną i tłustą. Kopiemy ją cały czas tutaj, w okolicach Chmielna, na terenach po starych lub istniejących cegielniach. Przez setki lat w tym temacie zmieniło się tylko tyle, że łopatę zastąpiła koparka. Reszta pozostała taka sama.
Wykopana glina musi przez rok leży na świeżym powietrzu.
– Musi być sezonowana. Przeleży wszystko to co przyniesie pogoda – mróz, śnieg, upał, deszcz, dopiero się uplastyczni.
Po roku jest gotowa do zwiezienia. Ale nie trafia jeszcze na koło.
– Już na miejscu, w specjalnych młynach ślimakowych ją mielimy, chodzi o to, żeby tę masę wyrównać. Z tych młynów wychodzi w takich właśnie wałkach – Karol Necel wskazuje na kąt pracowni.
Wzory

Na środku pracowni – regały. Na półkach stoją naczynia poukładane w równych rzędach. Niektóre z nich są już pomalowane.
– Wyróżnikiem naszej rodziny są wzory. Jest siedem naszych wzorów, stosowanych od szóstego pokolenia, jeszcze w Kościerzynie. Wcześniej przodkowie nie malowali naczyń, były tylko użytkowe, nie zaś ozdobne. Potem każdy garncarz chciał się wyróżnić od innych. Nasza rodzina jako pierwsza zastosowała pieczątki, pradziad Franciszek, ponad sto lat temu zaczął stemplować naczynia.
Wzory Neclów są dziś chronione prawem.
– Prapradziadek zebrał wszystkie ówczesne wzory, które się powtarzały na naszych naczyniach, nazwał je i opatentował.
W pracowni stoi piec kaflowy, na płytkach widnieją wzory Neclów. Karol podchodzi do pieca, wskazuje dłonią:

– Gałązka bzu. To nasz najbardziej charakterystyczny wzór.
Dla kogoś, kto tradycję tego regionu zna tylko z cepeliowskich talerzyków, nie będzie to wzór kaszubski.
– Ludzie kojarzą tylko haft kaszubski. Przychodzą do nas, rozglądają się i mówią, że ładne, ale chcieliby kupić coś kaszubskiego Człowiek się burzy troszeczkę… Bo co, ja jestem, góral? Przodkowie od pokoleń tutaj to robią, to jakie to jest? Niekaszubskie? To kto i co decyduje o tym, ze coś jest kaszubskie, albo nie jest?
Na taką „znajomość” tradycji z pewnością przez wiele lat miała wpływ Cepelia.
– W czasie peerelu, jak była Cepelia, było tu wiele małych warsztacików, ludzie nas dla Cepelii podrabiali, ale teraz już nie… Wtedy duża produkcja tu była i w całej Polsce naczynia były sprzedawane. Dużo się robiło i byle jak. A teraz? Z każdym pokoleniem ładniej to wszystko wygląda, tak mi się wydaje. Jak porównuję to z tym, co dziadowie robili… Chociaż niektórym podobają się bardziej te starsze wyroby, bardziej toporne.
Koło

– A tu mam koła, już od ponad 60 lat mamy koła elektryczne, ale jak urządzamy gdzieś pokazy, warsztaty, to jeszcze zabieram ze sobą stare nożne koło.
Karol siada okrakiem za kołem. Bierze do rąk wałek gliny, ciężka masa z hukiem przed nim ląduje. Kilka klepnięć, dłoń pana Karola, jakby na pamięć wędruje do dużego włącznika przytwierdzonego za jego plecami na ścianie. Rozlega się warkot elektrycznego silnika. Po kilku minutach pod jego dłońmi obraca się już duży wazon.
– Duży dzbanek kosztuje 150 zł. Czy to drogo? Zależy jak się na to patrzy, na zachodzie praca ręczna jest bardzo droga.
Karol jest w stanie „wykręcić” na kole pięćdziesiąt takich dużych dzbanków dziennie. Ale sama praca polegająca na formowaniu kształtu, to tylko jeden z elementów procesu produkcyjnego. Być może najbardziej spektakularny, ale na pewno najkrótszy.
Teraz taki dzbanek będzie się suszył przez trzy tygodnie. Potem zostanie pomalowany gęsim piórem (tu też nic się nie zmieniło od setek lat, cały czas są malowane tym samym sposobem).
Piec
Następnie po zanurzeniu w cieczy, która zamieni się w szkliwo, dzban trafi do pieca. Temperatura – 960 stopni.
Dziś u Neclów stoją piece elektryczne. Ale kiedyś używano tego, który obecnie służy jako magazyn sklepowy.
– Najpierw składowano do niego jak najwięcej „surowych” wysuszonych naczyń. Zamurowywano wejście gliną i cegłami. 12 godzin go rozpalano, aż rozgrzał się do 900 stopni. Przez godzinę tę temperaturę utrzymywano i potem go wygaszano. Studzenie trwało 2-3 dni, dopiero wtedy można było go otworzyć.

Co się zmieniło? Węgiel i drewno zastąpione zostały przez prąd elektryczny. U Neclów stoją dwa piece, niedawno zakupione. Po odłączeniu również studzą się przez 2 dni. Dopiero wtedy naczynia gotowe są do użytku.
Teraz, poza sezonem, pan Karol pracuje przy kole, w weekendy głównie odrywa się, żeby oprowadzać turystów i prowadzić warsztaty. W sezonie turystycznym cały czas zajmuje mu oprowadzanie gości, do „lepienia garnków” najmuje pracownika.

– Nasza misją jest pokazywanie naszej pracy, żeby ocalić od zapomnienia ten ginący zawód – mówi pan Karol Elas Necel, nie jedyny, choć zapewne najbardziej znany garncarz na Kaszubach.
Córki
Tymczasem pracy Karola przyglądają się jego trzy córki. Najmłodsza ma dwa lata, najstarsza – 14. Czy przejmą rodzinny interes? Karol mówi, że tak się stanie, ale przyznaje, że pewności w tej mierze mieć nie może.
Obejrzyj VIDEO
Informacje praktyczne:
Godziny otwarcia:
Od poniedziałku do soboty od 9.00 do 18.00
W niedziele i święta nieczynne
Cena biletu
6 zł od osoby
[uczestnictwo w warsztacie garncarskim – dodatkowa opłata]
***
Planujesz aktywny wypoczynek w Chmielnie? Przeczytaj artykuł [kajaki, rowery, nordic walking, trasy, mapki] Chmielno. Słynna wieś przytulona do jezior