Dr Marta Śledzińska o sytuacji szpitala: Nie jesteśmy gotowi na koronawirusa [WYWIAD]

Dr Marta Śledzińska o sytuacji szpitala: Nie jesteśmy gotowi na koronawirusa [WYWIAD]

Jeden kardiomonitor, brak respiratora. Rzeczywistość inna niż ta z ministerialnych konferencji prasowych

Z dr n.med. Martą Śledzińską rozmawia Tomasz Słomczyński

***

Pracujesz w…?

Jestem pediatrą i pracuję w Pomorskim Centrum Chorób Zakaźnych i Gruźlicy w Gdańsku, na oddziale dla dzieci.

W Polsce od dzisiaj funkcjonuje 19 szpitali tzw. jednoimiennych, to są szpitale dedykowane dla chorych  z koronawirusem.

Tak, i nasz szpital jest jednym z tych 19 szpitali. Nasz szpital nie był przekształcany naprędce, tylko po prostu był i jest szpitalem zakaźnym.

Jeśli dziecko z koronawirusem w Gdańsku będzie wymagało hospitalizacji…?

To trafi do nas, do mnie lub do którejś z czterech innych lekarek, bo jest nas w sumie pięć na oddziale.

KARDIOMONITOR, SZTUK JEDEN

Czy jesteście przygotowani na to, co może się wydarzyć w najbliższych dniach? Na przyjęcie dużej liczby pacjentów?

Jeżeli chodzi o przygotowanie mentalne psychiczne – to tak.

A jeśli chodzi o przygotowanie samej placówki?

Placówka nie jest przygotowana.

Dlaczego?

Z kilku powodów. Na przykład – mamy tylko jeden kardiomonitor na oddziale. W przypadku, gdyby było więcej pacjentów, nie wyobrażam sobie biegania z kardiomonitorem po salach.

W jakich przypadkach może być potrzebny kardiomonitor i dlaczego miałabyś „biegać z nim po salach”?

Kardiomonitor pozwala na śledzenie podstawowych parametrów życiowych pacjenta. Oprócz akcji serca, akcji oddechowej, ciśnienia, bardzo ważna w przypadku chorób układu oddechowego jest saturacja.

Pamiętam tak zwany „OIOM”, gdzie przy każdym łóżku stoi monitor…

Tak, to właśnie jest kardiomonitor. Na naszym oddziale – dziecięcym, jest taki jeden.

Dziecko z koronawirusem także może być w ciężkim stanie, jeśli na przykład jest „obciążone” innymi chorobami, na przykład onkologicznymi.

Dokładnie tak. Nasz oddział jest dedykowany pacjentom z koronawirusem, którzy są obciążeni chorobami onkologicznymi lub wymagają leczenia lekami immunosupresyjnymi czyli takimi, które obniżają odporność, i takich pacjentów się spodziewamy. Dzieci, jak wiadomo, przechodzą infekcję koronawirusem dosyć łagodnie, jednak chorych dzieci możemy mieć u nas więcej, dlatego, że jest to ośrodek kliniczny, tu mamy po sąsiedzku onkologię, dzieci cierpiące na choroby pulmonologiczne, astmatyków, z mukowiscydozą, leczone immunosupresyjnie, z powodu chorób nerek czy innych chorób przewlekłych. Wszystkie te dzieci ze swoimi „obciążeniami” mogą ciężko przechodzić zakażenie koronawirusem.

Rozumiem. Możemy sobie wyobrazić, że trafia do was w ciągu kilku godzin trzech pacjentów – troje dzieci z koronawirusem, w stanie ciężkim ze względu na owe „obciążenia”. Wszystkie wymagają monitorowania. I co wtedy?

No właśnie…

Wtedy robi się duży problem. Każdy z takich pacjentów powinien być podłączony do urządzenia monitorującego czynności życiowe. A tymczasem kardiomonitor jest jeden.

Ale nie chodzi tylko o ten kardiomonitor.

RESPIRATOR, SZTUK ZERO

Czego jeszcze brakuje?

Respiratora.

Dzieci też mogą potrzebować respiratora?

Oczywiście. Pewnie w mniejszym odsetku niż dorośli, ale powinniśmy być przygotowani, że trafi do nas mały pacjent, który będzie potrzebował respiratora.

A ile macie respiratorów?

Nie mamy żadnego.

Żadnego?

Żadnego.

To co zrobisz, jak trafi do ciebie dziecko w ciężkim stanie, które będzie musiało zostać podłączone do respiratora, bo samo nie będzie oddychać?

W tym momencie jesteśmy zobligowani do przekazania takiego pacjenta do innej jednostki, mam na myśli szpital na ul. Polanki. Tamten szpital został zobligowany do udostępnienia miejsc intensywnej terapii dla naszych pacjentów.

A tamten szpital, też jest jednoimienny, przygotowany dla pacjentów z koronawirusem?

Nie, tam są wydzielone specjalne sale, miejsca „oiomowe” dla takich pacjentów.

Czyli pacjent – dziecko, w ciężkim stanie, będzie musiało od was, ze szpitala przygotowanego dla chorych z koronawirusem, jechać do innego szpitala, który generalnie nie jest dla pacjentów z koronawirusem, ale tam jest respirator, którego u was nie ma…?

Tak to wygląda. Przyjeżdża do nas takie dziecko, my nie mamy respiratora, więc uruchamiam procedurę związaną z przekazaniem tego pacjenta, ustalam czy jest tam wolne miejsce, jeśli jest, zamawiam transport, czekamy na transport…

Przepraszam, a takie dziecko, które wymaga podłączenia do respiratora… Czy ono może czekać aż pozałatwiasz formalności, aż przyjedzie karetka i zabierze, i przewiezie?

Jeśli jest w stanie niewydolności oddechowej, natychmiast wymaga wsparcia oddechowego.  Do momentu, w którym nie zostanie podłączone do urządzenia, czyli respiratora, trzeba je wentylować ręcznie, służy do tego urządzenie zwane aparatem AMBU (to coś w rodzaju pompy z ustnikiem – red.).

U nas na oddziale na dyżurze jest jeden lekarz i dwie pielęgniarki, można przyjąć, że w takiej sytuacji przez cały czas cały personel będzie zaangażowany w poszukiwanie dla tego dziecka miejsca z respiratorem w innym szpitalu i utrzymywanie go przy życiu. Tak to będzie wyglądało. Mówię o sytuacji skrajnej, ale dzisiaj trzeba takie sytuacje brać pod uwagę.

A jeśli będziecie mieli trzech takich pacjentów ciągu godziny?

To będziemy mieli problem.

CZY KTOŚ MOŻE POŻYCZYĆ PRZYŁBICĘ? BO NIE MAMY…

Dużo mówi się o  wyposażeniu ochronnym – maseczki, kombinezony, gogle, przyłbice. Jak wygląda wasze wyposażenie?

Jakieś tam rezerwy są, co prawda szybko nikną. Zużywa się tego naprawdę dużo. Jeśli mamy pacjenta na oddziale, to każde wejście lekarza czy pielęgniarki to jest zużycie kompletu. O ile maskę można dezynfekować, o tyle fartuch, rękawiczki i maseczkę – już nie.

Macie komfort pracy, w którym wiedzielibyście, że tego wam nie zabraknie?

Nie, nie mamy. Liczymy się z tym, że może ich w każdej chwili zabraknąć. Wiele uwagi poświęcamy logistyce, organizacji pracy. Tak, żeby wchodzić do pacjenta jak najrzadziej, żeby za każdym razem „załatwić” jak najwięcej spraw, dokonać jak największej liczby czynności. Żeby jak najmniej zużywać fartuchów, maseczek, rękawiczek.

Ale gdybyście mieli pacjenta w stanie ciężkim, gdyby trzeba było ratować jego życie?

To natychmiast przestałoby to mieć znaczenie. Ale wówczas szybko skończyłyby się nam zapasy, o ile nie dotarłyby nowe. Staramy się robić, co możemy.

Dlatego chciałabym się zwrócić z apelem – do stomatologów, pracowników gabinetów kosmetycznych. Jeśli macie państwo tak zwane przyłbice, a ich nie używacie w związku z tym, że wasze gabinety są zamknięte, przekażcie je nam. One chronią nie tylko oczy, ale też stanowią dodatkową barierę zabezpieczająca drogi oddechowe. Bardzo są nam teraz potrzebne.

Apel poszedł w świat. Jeśli ktoś ma takie przyłbice, niech skontaktuje się z oddziałem dziecięcym szpitala zakaźnego w Gdańsku i przywiezie.

Tak, jest, bardzo o to prosimy.

PERSONEL. CZARNA DZIURA

Ile macie miejsc na oddziale dla pacjentów z koronawirusem?

Mamy 25 miejsc na oddziale, ale pacjentów z koronawirusem powinniśmy izolować, mamy 15 sal.

Dzisiaj trzeba również rozpatrywać scenariusz włoski. Wówczas 15 sal może się zapełnić w ciągu doby.

Dotychczas obowiązująca procedura nakazywała nam przyjmowanie każdego pacjenta, który ma kaszel i gorączkę. Na szczęście ta procedura się zmieniła i teraz robimy mu test w izbie przyjęć. W tym momencie możemy wysłać pacjenta do domu pozostając z nim w stałym kontakcie telefonicznym – o ile oczywiście jego stan nie wskazuje na konieczność hospitalizacji. Gdyby te wytyczne się nie zmieniły, to rzeczywiście, sale zapełniłyby się w ciągu doby.

Ale nie możemy wykluczyć, że ilość zakażonych wzrośnie na tyle, że w krótkim czasie zapełnią się sale w twoim szpitalu.

Jeśli ludzie wykażą się odpowiedzialnością i dopilnują, żeby ich dzieci pozostały w domu, nie kontaktowały się z rówieśnikami, to jest szansa, że krzywa zachorowań nie będzie  tak dynamicznie rosła, jak we Włoszech, i że unikniemy scenariusza włoskiego. To nam pozwoli rozłożyć hospitalizacje w czasie, i będzie szansa, że wystarczy tych miejsc, które mamy. Ale jeśli założyć model włoski, że ludzie będą się spotykać mimo to… Zakładając taki scenariusz, bardzo szybko dojdzie do sytuacji, w której wszystkie miejsca w szpitalu będziemy mieli zajęte.

W momencie gdy macie u siebie wszystkie miejsca zajęte – macie piętnaścioro dzieci, czy jesteście w stanie funkcjonować prawidłowo jako szpital?

Ależ oczywiście, że nie. Jeśli wśród nich byłoby kilkoro w stanie ciężkim, wymagającym podłączenia kardiomonitora czy respiratora… O tym już mówiliśmy. Poza tym – braki w personelu. Mamy na dyżurze jednego lekarza, który obsługuje izbę przyjęć i oddział. Jeśli tych przyjęć jest, dajmy na to dziesięć, to lekarza nie ma na oddziale, tylko cały swój czas spędza w izbie przyjęć – bada pacjentów, zleca badania, wypełnia dokumentację. Wobec tego pacjenci na oddziale są pozbawieni opieki lekarskiej – zostają pielęgniarki. I one są najważniejszym punktem krytycznym w tym szpitalu. Niedobór personelu pielęgniarskiego…

W izbie przyjęć na dyżurze są dwie pielęgniarki. To jest… żenujące, zatrważające, przerażające. To są kobiety, których średnia wieku jest powyżej pięćdziesiątego roku życia. Jeśli one zachorują, a musimy się z tym liczyć – bo tak było we Włoszech, tak było w Chinach, to… Szczerze mówiąc, to już nie jest czarny scenariusz. To już jest czarna dziura.

NADZIEJA W NAS

Nie brzmi to wszystko tak, jak podczas konferencji prasowych ministra zdrowia. Jak będzie? Jesteś dobrej myśli?

Nie jestem z tych, którzy panikują. Dotychczas w mediach społecznościowych uspokajałam nastroje. Nie chodzi o to, żeby panikować. Trzeba racjonalnie podejść do tematu. My lekarze, zrobimy wszystko, co w naszej mocy. Na ile nam starczy sił i zdrowia, tak długo będziemy stać przy pacjentach. Mamy nadzieję, że egoizm ludzki nie zwycięży, że ludzie nie będą mieli dość izolacji. Jestem osobą, która ma optymistyczne podejście do życia. Czuję, że media, artyści, celebryci, wszyscy są dzisiaj naszym ogromnym wsparciem, mam nadzieję, że dalej będą wyzwalać w ludziach chęć pomocy nam, lekarzom, żebyśmy  mogli rozłożyć siły na cały trudny okres, który nas czeka. Bo wiadomo, że czeka nas to, co w innych krajach, że w ciągu najbliższych trzech, czterech tygodni to się rozwinie, że będziemy mieli ciężkie przypadki… To wszystko nas nie ominie. Ale wierzę, że ludzie nie będą działać irracjonalnie, że zachowają zdrowy rozsądek, podporządkują się zaleceniom i wezmą odpowiedzialność za siebie i za swoich bliskich.