Na okładce najnowszego tygodnia Sieci czytamy, że w numerze znajduje się wstrząsający reportaż o tym, jak w Gdańsku afirmuje się niemieckość.
„Czy Gdańsk chce do Niemiec?” – to okładkowy tytuł tekstu.
Artykuł rzeczywiście jest wstrząsający. Jednak nie jest reportażem.
Reportaż to gatunek literacki. Reportaże pisał na przykład Ryszard Kapuściński. Proponuję braciom Karnowskim lekturę chociażby jednego z nich, żeby zrozumieli, na czym polega różnica między reportażem, a tym czymś, co stworzyli trzej dziennikarze tygodnika Sieci: Marek Pyza, Andrzej R. Potocki i Marcin Wikło.
Niniejszy tekst również nie jest reportażem, jest felietonem. Prezentuję w nim swoje opinie, podaję argumentację, Czytelnikowi pozostawiam kwestię, czy moja argumentacja będzie dla niego przekonująca, czy nie.
Jest to felieton, więc zawiera moje opinie, z którymi można się zgadzać lub nie. Jednak nie zawiera kłamstw, manipulacji, niedomówień i insynuacji. Nawet w felietonie jest to niedopuszczalne.
Aha, i jeszcze jedno. Napisałem, że artykuł jest wstrząsający. Dlaczego jest wstrząsający? Tłumaczę to poniżej.
Wybrałem kilka fragmentów artykułu zapowiedzianego na okładce tzw. zajawką: „Czy Gdańsk chce do Niemiec”, a na stronie 22 opatrzonego tytułem: „Wojna Gdańska z Polską”. Przywołuję te fragmenty żeby je skomentować.
1.
Przez lata Westerplatte marniało zaniedbywane przez gdańskich historyków, muzealników i władze miasta.
(…)
– Zdajemy sobie sprawę – dzięki rozmowom z polskimi turystami, którzy chętnie nad Bałtyk przyjeżdżają – że traktuje się te tereny prawie jak niemiecką kolonię. Że Polska sięga najwyżej do Torunia, a dalej na północ to już tylko Krzyżacy – uśmiecha się Adam Koperkiewicz, historyk, wieloletni dyrektor Muzeum Historycznego Miasta Gdańska. Dodaje jednak, że to zbytnie uproszczenie.
Co w istocie powiedział Adam Koperkiewicz? Powiedział, że turyści, którzy przyjeżdżają do Gdańska – według jego osobistych odczuć (może robił jakieś badania socjologiczne, nie wiadomo…), odnoszą wrażenie, że przyjeżdżają do niemieckiej kolonii. A potem dodał, że to zbytnie uproszczenie. Ale co jest uproszczeniem? To, że turyści tak sądzą, czy to że Gdańsk jest kolonią? Nie wiadomo.
No cóż… Wypowiedź godna intelektualisty i wiele wnosząca do sprawy. Ale jest jeszcze jeden kontekst, o którym nie sposób nie wspomnieć: kim jest Adam Koperkiewicz? Byłym, wieloletnim dyrektorem jednego z najważniejszych muzeów w Gdańsku. Czyli tym, który – jak czytamy w samym artykule, „zaniedbywał Westerplatte”. Dlaczego więc autorzy tekstu nie zwrócą się do niego z pytaniem, dlaczego przez lata zaniedbywał Westerplatte, skoro sami go obarczają odpowiedzialnością za obecny stan rzeczy?
2.
W latach 1919-1939 w Wolnym Mieście Gdańsku było niespełna 4 proc. Polaków.
Nieprawda. Polaków było 8-10 proc., jak informuje – w wywiadzie dla Magazynu Kaszuby, historyk, znawca problematyki Wolnego Miasta Gdańska, dr Jan Daniluk. Dodaje, że dane wskazujące na 4 proc. Polaków to kłamstwa faszystowskiej propagandy z czasów dwudziestolecia międzywojennego. Czyżby autorzy, chcąc podkreślić niemieckość WMG, skorzystali z nieprawdziwych informacji przekazywanych opinii publicznej przez faszystów w latach trzydziestych?
3.
– Donald Tusk nie ukrywał wtedy separatystycznych zapędów – przypomina były radny z Gdańska z AWS Ryszard Śnieżko. – W 1992 r., tuż po upadku rządu premiera Olszewskiego, Tusk uczestniczył jako wiceprzewodniczący Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego (ZKP) w zjeździe tej organizacji, który odbył się w Domu Technika w Gdańsku. Przedstawił tam referat „Pomorska idea regionalna jako zdarzenie polityczne”. Zawarł w nim program pełnej autonomii Kaszub, które winny posiadać własną armię, walutę i rząd.
Kłamstwo. Wystarczy wpisać do wyszukiwarki tytuł owego wystąpienia, by móc zapoznać się z nim w całości. W najprostszy z możliwych sposobów można zweryfikować słowa Ryszarda Śnieżki. Aż nie chce się wierzyć, że dziennikarze tygodnika Sieci tego nie zrobili. Co jest w tym referacie?
Oddajmy głos autorowi referatu:
Konkludując: postuluję przystąpienie do budowy wielośrodowiskowego, z udziałem organizacji regionalnych, partii politycznych, środowisk przedsiębiorców, ruchu politycznego zdolnego na Pomorzu wygrać dwie najbliższe elekcje. Przy kultywowaniu dotychczasowych form działania, głównie zrzeszeniowego, należy zadbać o profesjonalizację przedsięwzięć politycznych. Chodziłoby przede wszystkim o stworzenie źródeł finansowania, skuteczną akcję edukacyjną, budowę przyszłościowego, ale realnego programu gospodarczego dla Kaszub i Pomorza, inspirowanie zmian legislacyjnych z przygotowaniem projektu nowej konstytucji włącznie. Tak przygotowani moglibyśmy przystąpić do wspólnej akcji w wyborach samorządowych jako liga pomorska, z perspektywą akcji parlamentarnej z podobnie ukształtowanymi ligami regionalnymi w kraju.
Ani słowa o jakiejkolwiek autonomii, rządzie kaszubskim czy walucie i armii. Donald Tusk w 1992 roku chciał aby organizacje regionalne stworzyły listy i powalczyły o mandaty w wyborach. Tylko tyle. Ryszard Śnieżko, z przyzwoleniem autorów artykułu i za ich sprawą (cytują jego słowa), zwyczajnie kłamie.
Donalda Tuska można szanować jako polityka lub nie, można go popierać lub krytykować. Ale czy rzeczywiście w prawicowych mediach można o nim napisać wszystko co najgorsze, nawet jeśli będzie to totalną bzdurą?
Czytaj również:
Cep polityczny do bicia przeciwników. Prof. Obracht-Prondzyński o „niemieckości” Gdańska [WYWIAD]
4.
A skoro już przy środkach transportu jesteśmy, warto wspomnieć o niezrozumiałej niechęci gdańskich elit do innego patrona – tym razem bezwzględnie zasłużonego… (w następnych zdaniach czytamy, że chodzi o Józefa Dambka).
Autorzy artykułu nie wspominają o kontrowersjach, jakie są związane z tą postacią, nazywając przywdcę Gryfa Pomorskiego „bezwzględnie zasłużonym”. Tymczasem…
Józef Dambek był skonfliktowany z Józefem Gierszewskim, drugim z przywódców Gryfa Pomorskiego. Oskarżył go o malwersację, wydał wyrok śmierci (wątpliwości dotyczą m.in. tego czy był to wyrok i w jakim trybie wydany i w jaki sposób wykonany). Dokonano egzekucji, Józef Gierszewski został zabity w bunkrze w okolicy leśniczówki Dywan na Kaszubach w czerwcu 1943 roku. Część historyków i środowisk kombatanckich uważa, że zabicie Gierszewskiego było efektem wewnętrznego konfliktu w organizacji. Faktem jest, że Józef Gierszewski miał ambicje żeby objąć całkowite kierownictwo nad Gryfem, a ponadto dążył do scalenia swojej organizacji z Armią Krajową,zaś Józef Dambek był temu przeciwny. Dambek mógł obawiać się – jako, że w odróżnieniu od Gierszewskiego nie był wojskowym, utraty kontroli nad kierowaną przez siebie organizacją. Zresztą sama Armia Krajowa nie kwapiła się do przyłączenia Gryfa Pomorskiego. W zachowanych raportach oficerowie AK nisko oceniają przestrzeganie zasad konspiracji przez gryfowców dowodzonych przez Dambka, wskazując na ryzyko dekonspiracji. I rzeczywiście, po śmierci Dambka (został zabity przez Jana Kaszubowskiego, agenta Gestapo), w jego rzeczach osobistych odnaleziono zaszyfrowane listy z nazwiskami członków organizacji. Wtedy też nastąpiła wielka wsypa i tysiące członków Gryfa trafiło do katowni Gestapo.
Nie jest moim zadaniem rozstrzyganie w niniejszym tekście o tym, czy i w jakim stopniu Józef Dambek był postacią świetlaną, godną upamiętniania, ani czy Gierszewski rzeczywiście zasłużył na śmierć z rąk towarzyszy broni. Z pewnością obaj byli patriotami, osobami pełnymi poświęcenia. Prawdopodobnie nie ustrzegli się tragicznych w skutkach błędów. Ich rzeczywiste postawy oceniają historycy. Kombatanci mają swoje zdanie. Tutaj przywołuję pewne opinie i fakty, wskazujące na to, że jego postać budzi duże kontrowersje. Trudno więc, za autorami artykułu w tygodniku Sieci, przyjąć, że był to człowiek „bezwzględnie zasłużony”, który powinien być patronem pociągu. Zdystansowanie się do tej kwestii przez marszałka Mieczysława Struka (skrytykowane przez dziennikarzy tygodnika Sieci) wydaje się więc zrozumiałe. Bo uhonorowanie Dambka wiąże się z przyznaniem, że Józef Gierszewski był zdrajcą i malwersantem. A to z kolei jest nie do przyjęcia dla części kombatantów. Sprawa jest więc niezwykle delikatna.
Jednak o tym wszystkim czytelnicy tygodnika Sieci nie przeczytają w artykule.
5.
Po odrestaurowaniu zabytkowego budynku poczty obok Dworca Głównego w miejsce napisu „Urząd Pocztowy Gdańsk 2” (pierwsza otwarta poczta polska po II wojnie) przywrócono niemiecki napis Postamt.
To ma być kolejny dowód na to, jak władze Gdańska afirmują niemieckość. Tymczasem – jak tłumaczył śp. Paweł Adamowicz – remont tego budynku odbywał się pod nadzorem wojewódzkiego konserwatora zabytków. Wojewódzkiego, więc podległego wojewodzie, nie miastu. Inaczej rzecz ujmując: o przywróceniu niemieckiego napisu decydował funkcjonariusz administracji obozu rządzącego (to był rok 2017). Tym samym władze Gdańska nie miały nic wspólnego z umieszczeniem tego napisu (decyduje o tym konserwator zabytków, nie zaś prezydent miasta), więc jeśli już ktoś miałby się z tego tłumaczyć, to byłby to wojewoda Dariusz Drelich. Zresztą rzecznik wojewódzkiego konserwatora tłumaczył się wówczas, że: „Takie ślady historii w Gdańsku nie są niczym zaskakującym”.
Sprawa została więc wyjaśniona. Czyżby? Dwa lata później ponownie, z premedytacją, dziennikarze tygodnika Sieci, jakby nie wiedzieli o tym kto zadecydował o umieszczeniu niemieckiego napisu, obarczają (rzekomą) winą śp. Pawła Adamowicza.
6.
Innym pomysłem gdańskiego magistratu było otwarcie ronda Granicznego Wolnego Miasta Gdańska.
To ma być kolejny przykład tego, jak władze Gdańska ulegają fascynacji niemieckością. Tymczasem… W Gdańsku nie ma takiego ronda, o jakim wspominają dziennikarze tygodnika Sieci. Jest natomiast rondo o nazwie: „Rondo Graniczne. Wolne Miasto Gdańsk – Rzeczpospolita Polska (1920-1939)”. Tak brzmi jego nazwa. Jest w niej zawarta informacja, że w tym miejscu przebiegała granica, a także informacja o dwóch podmiotach politycznych, które rozdzielała. W nazwie jest umieszczona również „Rzeczpospolita Polska”, jako jeden z dwóch elementów – graniczących ze sobą państw. Nazwa w oczywisty sposób ma nieść walor informacyjny, że tędy przebiegała granica, i między jakimi państwami. Stąd pojawia się: „Wolne Miasto Gdańsk”, a obok: „Rzeczpospolita Polska”.
Wystarczy jednak usunąć z nazwy jeden element – „Rzeczpospolita Polska”, by móc snuć tezę, że rondo poświęcone jest Wolnemu Miastu Gdańsk, a sama nazwa ma gloryfikować niemieckość. A że w rzeczywistości nazwa brzmi inaczej? Któż by się tym przejmował.
Czytaj również:
7.
Taka historyczna polityka włodarzy miasta jest akceptowana przez wielu mieszkańców. Jakaś część z nich odnajduje w niej swoją nową tożsamość, innym imponuje niemieckość ich metropolii kojarzona z europejskością.
To nie jest wypowiedź żadnego socjologa, badacza. To wynik analizy przeprowadzonej przez samych dziennikarzy. Nie odpowiadają na pytanie: jak wielu mieszkańców akceptuje politykę władz miasta, jaka część odnajduje swoją tożsamość, a ilu z gdańszczan upatruje europejskości w niemieckości. Autorzy tekstu nie zawracają sobie głowy takimi szczegółami. Sami formułują tezy, których nie uzasadniają żadnymi argumentami.
Tymczasem wystarczy sięgnąć do prowadzonych od wielu już lat badań socjologicznych – nie są nigdzie ukrywane, są dostępne dla każdego dziennikarza, który wykaże minimum dobrej woli, by do nich dotrzeć. Kwestia tożsamości mieszkańców jest zresztą szeroko opisana w wydanej niedawno książce „Współczesne oblicza tożsamości gdańszczan”.
Z badań tych (źródło podane na końcu artykułu) wynika, że na pytanie: „Czy w przeszłości Gdańsk był miastem wielokulturowym, niemieckim czy polskim”, odpowiedzi są następujące:
2004 rok:
nemieckim – 19 proc.
polskim – 58 proc.
wielokulturowym – 23 proc.
2015 rok:
niemieckim – 18 proc.
polskim – 40 proc.
wielokulturowym – 42 proc.
Tendencja jest wyraźna. Coraz więcej osób zdaje sobie sprawę z tego, że Gdańsk nie był polskim miastem, coraz więcej osób jest przekonanych o tym, że był miastem wielokulturowym, niekoniecznie niemieckim. Grupa przekonanych o niemieckości Gdańska na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat praktycznie się nie zmienia. Nowa tożsamość gdańszczan nie jest budowana na przekonaniu o dawnej niemieckości Gdańska, ale na przekonaniu o jego wielokulturowości.
Tak trudno podać w artykule powszechnie dostępne wyniki badań socjologicznych? Trudno, jeśli przeczą zawartej w artykule tezie – o tym, że gdańszczanie afirmują niemieckość.
8.
W czerwcu grupa 200 naukowców napisała list otwarty, w którym czytamy między innymi: „Od długiego czasu Gdańsk – zarówno mieszkańcy, jak i władze samorządowe, oraz osoby publiczne wywodzące się z miasta, są nieustannie dyskredytowane z tytułu rzekomej fascynacji niemieckością, uległości wobec Niemiec, reprezentowania niemieckich interesów, chęci odbudowy Wolnego Miasta, itd.”.
Rzeczywiście, gdańscy intelektualiści napisali otwarty list protestacyjny przeciwko przypisywaniu gdańszczanom jakiś szczególnych tendencji do afirmowania niemieckości. Dziennikarze tygodnika Sieci sprowadzili tą inicjatywę do próby ograniczania wolności mediów – ich zdaniem ów protest „jest domaganiem się jakiejś formy cenzury”.
Tylko, że… Dziennikarze nie wspomnieli o jednym, zapewne niewygodnym dla nich fakcie. Otóż list ten podpisało nie 200, a ponad 3400 osób, w tym wielu naukowców, pisarzy, dziennikarzy. Wśród sygnatariuszy listu jest m.in. prof. Andrzej Paczkowski, prof. Antoni Dudek czy prof. Krzysztof Pomian, i wielu innych wybitnych ludzi nauki.
Dziennikarze Tygodnika Sieci uznali, że te fakty i nazwiska należy pominąć.
Czytaj również:
Historyk: W artykule Tygodnika Sieci są kłamstwa i nadinterpretacje [WYWIAD]
9.
Na koniec w artykule następuje prawdziwy wystrzał z armaty. Oto dziennikarze natrafili na wyraźny ślad związków Donalda Tuska z niemieckimi organizacjami wspierającymi antypolską politykę władz Gdańska. I są to zależności finansowe! Ewidentny dowód na to, że Tusk przyjmuje korzyści majątkowe od Niemców. Otóż…
[słychać werble, napięcie rośnie]
Donald Tusk dwukrotnie leciał samolotem na koszt niemieckich organizacji, które go zaprosiły!
[kurtyna opada]
Śmiech na sali.
Gorzki śmiech.
***
Nakład tygodnika Sieci w 2018 roku wynosił średnio 90 tys. egzemplarzy (źródło: wirtualnemedia.pl). Artykuł o tym, że Gdańsk „chce do Niemiec” aktualnie czytają dziesiątki albo i setki tysięcy ludzi w całej Polsce.
Czytelnik może mi zarzucić jednostronność, że nie dostrzegam w omawianym artykule treści wartościowych, prawdziwych, że tylko się czepiam i wytykam błędy. No cóż, niestety błędy i zamierzone manipulacje według mnie dyskredytują cały artykuł, podobnie zresztą jak paskudna okładka z prezydent Aleksandrą Dulkiewicz na tle swastyk. Czy muszę się silić na wskazywanie „plusów” tego dzieła? Nie, nie muszę. Czy inne, podawane przez autorów artykułu, przykłady afirmacji i gloryfikacji niemieckości w Gdańsku są trafione? Gunter Grass, tramwaje, sprawa Gedanii… Nie, nie są, bo w Gdańsku nie ma żadnej afirmacji i gloryfikacji Niemiec. Są błędy popełniane przez władze miasta, są wpadki, są niewłaściwe decyzje. Ale nie ma żadnej „niemieckości”. A autorzy artykułu, po tym, jak opublikowali swoje „dzieło”, nie są partnerami do żadnej polemiki na ten temat.
Badania socjologiczne:
Jarosław Załęcki, Tożsamość Gdańska, postawy obywatelskie oraz ocena dokonań władz lokalnych w perspektywie 25-lecia samorządu terytorialnego. Wybrane zagadnienia z badań prowadzonych w latach 1996-2015, Gdańsk, maj 2015.
Informacje o konflikcie między Józefem Dambkiem i Józefem Gierszewskim oraz kwestie związane z próbami scalenia Gryfa Pomorskiego z Armią Krajową można znaleźć m.in. w książce:
Bogdan Chrzanowski, Andrzej Gąsiorowski, Krzysztof Steyer, Polska podziemna na Pomorzu w latach 1939-1945, Gdańsk, 2005.
R E K L A M A
POKAŻ WSZYSTKIM, CO O TYM MYŚLISZ!
https://jakkolwiek.pl/produkt/telewizja-klamie/