Globalne ocieplenie wokół nas. 10 przyrodniczych zwiastunów zbliżającej się katastrofy 5

Globalne ocieplenie wokół nas. 5 przyrodniczych zwiastunów zbliżającej się katastrofy

Pierwsze symptomy katastrofy widać już i u nas

Docierają do nas doniesienia światowych agencji informacyjnych, z których wynika, że globalne ocieplenie powoduje roztapianie się lodowców i umieranie raf koralowych. Takie informacje mogą utrzymywać nas w przekonaniu, że sprawa – póki co, nie dotyczy naszego kraju, miasta, podwórka czy ogrodu. Że w pobliskim lesie i na łące nic złego jeszcze się nie dzieje.

Niestety, to nie jest prawda. Zmiany klimatyczne już do nas dotarły, przyroda nie czeka na doniesienia medialne. Dla wielu gatunków roślin i zwierząt oznacza to spore problemy, konieczność natychmiastowej zmiany strategii przetrwania. Jednak owa zmiana nie może nastąpić z dnia na dzień…  Czasu jest zbyt mało, więc zmiany klimatu mogą oznaczać zagładę wielu gatunków roślin i zwierząt.

Globalne ocieplenie i milion gatunków

W maju bieżącego roku ONZ opublikowało raport, sporządzony przez Międzyrządową Platformę ds. Różnorodności Biologicznej i Funkcji Ekosystemu (IPBES), z którego wynika, że z ośmiu milionów gatunków roślin i zwierząt, które obecnie żyją na ziemi, na skutek zmian klimatu wyginie milion… a stanie się to – być może, w ciągu najbliższej dekady. Jeszcze nigdy tempo wymierania gatunków nie było tak szybkie.

Poniżej prezentujemy pięć gatunków, dla których globalne ocieplenie jest śmiertelnym zagrożeniem. To nie znaczy że one na pewno wyginą… Na pytanie, które gatunki znikną z naszej planety, nikt nie jest w stanie dzisiaj powiedzieć.

Dorsz

Niegdyś był ikoną i wizytówką bałtyckiego rybołówstwa. Dzisiaj niemalże zniknął – konia z rzędem temu, kto zdoła kupić dorsza u rybaka wracającego z połowu. Dzieje się tak z kilku przyczyn. Zaczynając od początku: od 2015 roku do Bałtyku nie było tzw. wlewów, czyli przemieszczania się mas wody z Morza Północnego. W poprzednich dekadach występowały one co dwa, trzy lata. Dlaczego są tak ważne dla Morza Bałtyckiego? Wlewy niosą ze sobą słoną i natlenioną wodę. Bez niej – i przy eutrofizacji Bałtyku (spowodowanej spływem wód z rzek, wprowadzających do morza środki chemiczne stosowane w rolnictwie), na dnie gwałtownie rozszerzają się obszary beztlenowe, w których nie ma życia. To wszystko powoduje, że dorsz ma problemy z rozmnażaniem się (obumiera ikra), a także ze zdobyciem pokarmu – młode osobniki żywią sie planktonem, którego brakuje  warunkach niedoboru tlenu.

Nie brak opinii, że Bałtyk zamienia się w pozbawione życia lekko słone jezioro, w którym dla morskiej ryby – dorsza, miejsca nie będzie.

Pozostaje zapytać – jak mają się do tego zmiany klimatyczne? Żeby do Morza Bałtyckiego wlewała się woda przez Cieśniny Duńskie, musi mocno i długotrwale wiać w określonym kierunku. Potrzebne są sztormy na Bałtyku, które zawsze, od setek, tysięcy lat występowały w okresie jesienno-zimowym. Tymczasem – od kilku już lat nie wieje i nie ma sztormów, i woda się nie wlewa. Na skutek globalnych zmian klimatu zmieniły się cyrkulacje mas powietrza. Jedną z pierwszych ofiar tego stanu rzeczy jest bałtycki dorsz.

Świerk

Z tym gatunkiem drzewa będziemy musieli się pożegnać. Przez Polskę przebiega południowa granica jego występowania. Wystarczy wzrost średniej temperatury o 1 lub 2 stopnie, żeby świerki w Polsce zaczęły usychać (przewidywany wzrost w ciągu najbliższych 30 lat ma wynieść – według różnych szacunków, od 2 do 4 stopni Celsjusza). Zamiast majestatycznych borów w Puszczy Białowieskiej i Karpackiej, będziemy mieli ciągnące się po horyzont cmentarzyska drzew. Oczywiście, przyroda nie zniesie próżni, i tereny te zasiedlą inne gatunki – drzewa liściaste, sosny lub jodły. Tylko że nie stanie się to z dnia na dzień, a będzie trwało przez dekady.

Próbkę tego, co może się wydarzyć, mieliśmy już w Puszczy Białowieskiej. Kornik zaatakował świerki. Obecność tego owada także jest nierozerwalnie związana ze zmianami klimatycznymi. Susze i wyższa temperatura powodują, że populacja kornika ma się coraz lepiej. Należy przyjąć, że świerki w Polsce będą przez niego atakowane coraz częściej, w wielu miejscach – i to już się dzieje, również w Bieszczadach i Tatrach.

Ropucha szara

Nie tylko ona – trudne czasy nadchodzą dla wszystkich płazów. Większość z nich potrzebuje do rozrodu zbiorników wodnych. Niepozornych bagienek, rozlewisk, większych kałuż. Ropucha szara zimuje zagrzebana pod ziemią w lesie. Na wiosnę wydostaje się na powierzchnię, gnana instynktem, rusza w podróż do najbliższego zbiornika wodnego.

Dotychczas w kwietniu ziemia była nasączona wodą, wilgotna, rozpulchniona i miękka. Ropuchy bez trudu ją rozgrzebywały. W tym roku, w wielu miejscach w Polsce, między innymi w Gdańsku, deszcz spadł dopiero pod koniec kwietnia. Susza spowodowała, że ziemia była twarda. Dla wielu płazów ich podziemne kryjówki stały się pułapkami, nie były one w stanie wiosną się z nich wydostać.

Susza także spowodowała, że w miejscach, gdzie zwykle były zbiorniki wodne, w tym roku znajdowała się sucha ziemia. Żabi skrzek nie miał gdzie się rozwinąć w kijanki.

Według obserwacji przyrodników, w tym roku – prawdopodobnie (brak badań naukowych) populacja żab na niektórych stanowiskach w Gdańsku zmniejszyła się o 70-90 proc.

Według specjalistów, jedna trzecia powierzchni ziemi ma się zamienić w pustynie. W Polsce mamy mieć – zamiast wilgotnych łąk i lasów, suche, trawiaste stepy. To nie jest środowisko, w którym mogłyby przetrwać nasze rodzime płazy.

Jeż wschodni, jeż zachodni

W Polsce mamy dwa gatunki jeży. Obydwa spędzają zimę w swoich gniazdach. W stertach liści i gałęzi hibernują się – i nie należy tego stanu mylić z zasypianiem. Niedźwiedź w gawrze zasypia na zimę i obniża temperaturę swojego ciała o kilka stopni. Gdy się wybudzi – jest w stanie wrócić do gawry i zasnąć ponownie w oczekiwaniu na wiosnę. Z jeżem jest inaczej. Podczas hibernacji temperatura jego ciała spada do zaledwie kilku stopni. Oddycha wolniej, a jego serce bije rzadziej. Spala wówczas tkankę tłuszczową, a nawet mięśniową. Wybudzenie ze stanu hibernacji oznacza dla niego bardzo duży wydatek energetyczny i nie jest w stanie z powrotem się zahibernować.

Ostatnie zimy – i chyba już nikt nie ma wątpliwości, że jest to skutek zmian klimatu, charakteryzują się dużymi różnicami temperatury, które potrafią w ciągu paru dni zmienić się diametralnie. W ciągu tygodnia mamy mróz, a potem dziesięć stopni „na plusie”. Po kilku dniach znowu – mróz… To powoduje, że jeże, „zwiedzione” chwilowym ociepleniem, wychodzą ze stanu hibernacji w środku zimy. W „normalnej” sytuacji stałoby się to w kwietniu, gdy dostępny już jest dla nich pokarm (głównie owady). W styczniu czy lutym, gdy znowu „chwyci” mróz i spadnie śnieg, skrajnie wycieńczone, po okresie hibernacji, nie są w stanie przetrwać. Giną więc, jeśli na swojej drodze nie spotkają człowieka, który im w tej sytuacji pomoże.

Pszczoła

Pszczoły i inne owady zapylające wymierają. Szacuje się, że w ciągu ostatnich trzydziestu lat „straty rodzin” pszczelich w Europie Środkowej wyniosły 25 procent. Są jednak kraje, w których wskaźnik ten jest znacznie wyższy, na przykład w Wielkiej Brytanii straty te sięgnęły 54 procent.

Trudno jest dokładnie i jednoznacznie ustalić, co jest przyczyną tego stanu rzeczy.

Dotychczas, kiedy mówiło się o spadku liczebności populacji pszczół, wymieniane były głównie pasożyty oraz środki chemiczne, którymi nawożone są pola uprawne. Szczególnie szkodliwe dla zapylaczy są środki owadobójcze. Według ostatnich badań, nie bez znaczenia pozostaje również stężenie dwutlenku węgla w powietrzu.

Udowodniono, że rosnące stężenie dwutlenku węgla w powietrzu powoduje zmiany fizjologii roślin i wyraźnie obniża poziom białka w ważnych źródłach pyłku. Pszczoły spożywają więc coś w rodzaju „śmieciowego jedzenia”. Jest to dodatkowy czynnik, który pogarsza ich sytuację, powoduje zmniejszenie odporności i zwiększa podatność na inne choroby. Wniosek z przeprowadzonych badań brzmi: niekorzystny wpływ podnoszącego się stężenia CO2 na zawartość białka w pyłku może odgrywać rolę w problemie wymierania populacji pszczół na świecie, bo zagraża właściwemu odżywieniu tych owadów, a tym samym ich sukcesowi reprodukcyjnemu.

Można powiedzieć, że produkując w ogromnych ilościach dwutlenek węgla przybijamy pszczołom przysłowiowy „gwóźdź do trumny”.


To tylko pięć drobnych przykładów zmian, jakie już zachodzą w środowisku. Jest ich znacznie więcej, w zasadzie, gdzie by się nie obejrzeć, widać zmiany wynikające z niedoboru wody, gwałtownych załamań pogody czy kolejnych fal upału.

Jeśli jeszcze do kogoś nie przemawiają raporty naukowców, niech przemówi do niego widok skrajnie wycieńczonego jeża czy usychającego świerka. Niech wymowna będzie cisza… Cisza nad łąką, zwykle rozbrzmiewającą bzyczeniem pszczół i trzmieli. Cisza nad stawem, gdzie zawsze słychać było wieczorny żabi koncert.