Za nami Mikołajki. Mikołaje uwinęli się pędząc po kaszubskim niebie od butów do butów, teraz – jak widzę w tej właśnie chwili, przechadzają się po marketach od Władysławowa po Chojnice. Pewnie nie zdają sobie nawet sprawy, że na Kaszubach są imigrantami, elementem napływowym. To znaczy – Kaszubi znali postać świętego Mikołaja, a także Nikołaja, tylko że nie mieli oni wiele wspólnego z rozdawnictwem niby-prezentów i zabiegami marketingowymi.
Święty Mikołaj, rybacy i wilki
Spójrzmy więc w przeszłość, zacznijmy od świętego Mikołaja. Pełnił on na Kaszubach dwie funkcje. Po pierwsze – ratował rybaków pływających po wzburzonym morzu. Po drugie zaś – mógł uchronić przed wilkami. Powiadało się, że za jego sprawą na Kaszubach nie ma wilków. Ale jego rola wobec leśnych drapieżników nie jest jednoznaczna. Mogłoby się wydawać, że jest kimś w rodzaju eksterminatora tego gatunku, jednak mówi się także, że był on opiekunem swoich wilczych braci. Może więc odwodził ich od zajmowania kaszubskich lasów łagodną perswazją lub stanowczym sprzeciwem? Może po prostu się go słuchały i nie musiał im robić im krzywdy? Tej wersji się trzymajmy.
Dziś wydaje się, że święty Mikołaj się przebranżowił, na morzu ustąpił miejsca przede wszystkim innemu rybakowi – świętemu Piotrowi, a i jeśli chodzi o wilki, to zaniedbał swoje obowiązki – na szczęście. Wilki, jak wiemy, na Kaszuby powróciły. Widać Mikołaj (już nie taki święty) tak bardzo zajęty jest promocjami w centrach handlowych, że nie starcza mu czasu na nic innego.
Nikołaj, kulawy diabeł
Bardzo ciekawa jest inna postać, być może to jakiś krewny Mikołaja, jakaś czarna owca w rodzinie… To mikołaj (pisany z małej litery) albo Nikołaj. Żeby dokonać jego opisu musimy zstąpić z panteonu świętych postaci i zstąpić do królestwa kaszubskich demonów.
Postać zwana mikołajem była utożsamiana ze złym duchem a także złym człowiekiem. Wiadomo, że nosił on czerwone buty. No i był jeszcze niejaki Nikołaj… W Puzdrowie powiadali, że był to kulawy leśny diabeł, który wyprowadzał zbłąkanych z lasu. Tylko że korzystanie z takiej usługi było dość ryzykowne. Wyprowadzany musiał odgadnąć jego imię. Kiedy mu się to udawało, wracał bezpiecznie do domu. Jeśli nie – Nikołaj zabierał mu duszę. Tak też było, gdy jeden chłop zbłądził w lesie i spotkał Nikołaja, a ten postawił mu powyższe ultimatum. Chłop głowił się i głowił, a po chwili spotkał babę, ta mu podpowiedziała, że to pewnie jest Nikołaj. Trzy razy jednak kaszubski gospodarz próbował odgadnąć imię diabła: najpierw nazwał go Purtkiem, potem Smętkiem, kulawy już cieszył się z udanego połowu, gdy chłop za trzecim razem wykrzyknął: „Ty jesteś Nikołaj!”.
Jest taka hipoteza, że święty Mikołaj od wilków to ten sam jegomość, co kulawy diabeł Nikołaj. Być może święty zasmakował w swobodnym wilczym życiu i się zbiesił, zamieszkał na dobre w lesie i zszedł na tak zwaną złą drogę. Niejeden wszakże święty mąż dał się skusić, niejeden uległ fascynacji wilkami… Jestem w stanie to sobie wyobrazić i zrozumieć te pragnienia…
Mikołajek
Imię Mikołaj znane jest na Kaszubach z jeszcze jednej opowieści. W zasadzie, nie tyle Mikołaj, co Mikołajek. Otóż: żył sobie nad morzem psotnik, pachole to było, zwał się Mikołajek. Niejeden raz szkodził figlami rybakom, zbieraczom bursztynu, a także – co gorsza – syrenom, służkom w orszaku żony Goska – króla Bałtyku. Psocił chłopaczyna, figlował, a że urok niezwykły miał w sobie, to mu wybaczano. Do czasu jednak. Jednego razu, gdy królowa z syrenami wygrzewały się nago na plaży, Mikołajek ukrył ich ubrania. Pani Goskowa tak się wściekła, że poskarżyła się mężowi. Ten, wzburzony, postanowił ukrócić swawolę chłopca. Zamienił go w roślinę. Ale że chłopiec wyjątkowej był urody, również i kwiat, którym się stał, jest niezwykły. Kulisty kwiatostan, gruba łodyga, kolczaste liście. Gosk postanowił nazwać kwiat imieniem nicponia – zwie się więc mikołajek nadmorski.
Czy chłopiec po wsze czasy został uwieziony w postaci rośliny? Niekoniecznie. Gosk postanowił, że będzie ratunek dla chłopca. Otóż – jeśli przez cały rok nikt nie zerwie mikołajka, chłopiec na powrót wróci do swojego ludzkiego ciała. Tylko, że mikołajek jest tak piękny, że ciągle jest zrywany, szczególnie przez przyjezdnych nad kaszubski Bałtyk. I nie pomaga objęcie go ścisłą ochroną gatunkową, wpisanie do Czerwonej Księgi gatunków zagrożonych czy obejmowanie jego siedlisk siecią Natura 2000. Jego uroda stała się jego przekleństwem. Ciągle ludzie go zrywają, i ciągle Mikołajek nie może ponownie zostać psotnym hultajem.
Kup pan prezent!
Gdy kończę to pisać, przycupnąwszy w centrum handlowym w jakiejś kawiarence, czekając aż łowieckie pożądliwości żeńskiej części wycieczki zostaną zaspokojone, zewsząd nachodzą mnie Mikołaje, czerwone, rubaszne (hoł, hoł) i nachalne. Są płci męskiej i żeńskiej, ubrane w stroje zimowe i roznegliżowane. Niektóre są całkiem żywe, niektóre widzę tylko w telewizorze, inne są plastikowe lub tekturowe. Pełno ich wszędzie. To tak zwana świąteczna atmosfera.
Już chyba wolałbym spotkać w lesie kulawego diabła.
Nie mógłby Gosk tych wszystkich współczesnych Mikołajów pozamieniać w jakieś ładne i pożyteczne kwiatki?
Korzystałem z:
Bernard Sychta, Słownik gwar kaszubskich na tle kultury ludowej, t. I-VII, Ossolineum, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk 1967–76.
Róża Ostrowska, Izabella Trojanowska, Bedeker kaszubski, Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1978.