Rozmowa z dr Eugeniuszem Pryczkowskim, kaszubskim pisarzem, dziennikarzem i regionalistą, który kandyduje w wyborach na prezesa Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego.

W najbliższych dniach odbędzie się I Kongres Młodych Kaszubów. Pan jest współorganizatorem tej imprezy. Czy uważa pan, że ruch kaszubski potrzebuje świeżej krwi, młodości, odświeżenia?
Tak, oczywiście. Zdecydowanie tak uważam, ten temat podnosi się co roku, co kadencję, od wielu lat, ale trzeba powiedzieć uczciwie, że kolejni prezesi Zrzeszenia niewiele w tym temacie dokonali w ciągu ostatnich dwudziestu albo i trzydziestu lat, od kiedy jestem aktywnym członkiem ZK-P. Oczywiście, były realizowane pewne działania, na przykład rozwój edukacji kaszubskiej w szkołach, ale brakuje atrakcyjnej regionalnej oferty dla młodych, którzy ją ukończyli na różnych etapach. Nie wydarzyło się nic takiego, co mogłoby porwać młodzież do pracy dla Kaszub, choć zauważamy, że wielu z nich samemu poszukuje pola do działania w tym obszarze dla siebie, zwłaszcza w muzyce kaszubskiej, mediach, także gospodarce.
Chce pan powiedzieć, że Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie się starzeje?
Niestety, to prawda. W niektórych oddziałach całkowicie brakuje młodych. Można przypuszczać nawet, że stąd bierze się stereotypowe myślenie młodych ludzi, że kaszubszczyzna jako język jest zarezerwowana wyłącznie dla starszego pokolenia. A przecież my pokazujemy, że wcale tak nie musi być. W klubie Cassubia, który we wrześniu br. reaktywowaliśmy w Baninie, jest dokładnie inaczej – młodzi uważają, że kaszubszczyzna to jest bardzo atrakcyjna materia kulturowa. W naszym oddziale bardzo pilnujemy tego, by reprezentowane były wszystkie pokolenia Kaszubów.
Wspomniał pan o Baninie, o tamtejszym oddziale Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Co takiego wyjątkowego jest w tym Baninie? To jest przedmieście Gdańska.
Na pewno nie jesteśmy przedmieściem! Wręcz odwrotnie – mamy silną podmiotowość, jako największa niegminna wieś w powiecie kartuskim, w której mieszkają bardzo kreatywni, świetnie wykształceni ludzie, szczerze kochający kaszubską tożsamość tego miejsca. Z kolei, w związku z bliskością Gdańska, widzę dużo pozytywnych pierwiastków – zwłaszcza w tym, że w Baninie tak wielu ludzi z Trójmiasta się osiedla. Ale też wśród nowych mieszkańców jest sporo Kaszubów, którzy może nie znają kaszubskiego ale czują się Kaszubami i prężnie działają w naszym oddziale ZKP, wrastają w tą społeczność i są tym niezwykle zainteresowani. W Baninie organizuje się tak dużo wydarzeń, że mają oni przez to możliwość stałego kontaktu z kulturą kaszubską. W ten sposób „przygarniamy” dużo młodych ludzi, niezależnie od tego, czy ich korzenie tkwią w Baninie i okolicy, czy daleko poza tym obszarem. Co czwarty członek naszego oddziału ma poniżej trzydziestego roku życia. Ostatnio zapisało się kilkunastu gimnazjalistów i licealistów. Dzieje się tak dlatego, że pokazujemy atrakcyjną współczesną kaszubszczyznę.
Współczesną?
Tak, chcę to podkreślić. Z pełnym szacunkiem do tradycji kaszubskich, pokazujemy coś co jest atrakcyjne dla młodych ludzi. Mamy trzy zespoły muzyczne, wszystkie młodzieżowe, w tym dwa o charakterze niefolklorystycznym. Robimy cały cykl spotkań z literaturą i muzyką Kaszub, organizujemy liczne konkursy, np. wokalne i teatralno – kabaretowe. Naszą najważniejszą coroczną imprezą jest kilkutygodniowy wakacyjny Festiwal Filmów Kaszubskich. Jest to bardzo współczesna i bardzo ciekawa forma dotarcia do wszystkich ludzi, a zwłaszcza do młodych, bo oni są szczególnie zainteresowani tym, co dzieje się we współczesnym filmie. Dodam, że zaprosiliśmy ich na plan zdjęciowy słynnego już filmu „Kamerdyner” z udziałem gwiazd polskiego kina, gdzie mogli wykazać się znajomością języka kaszubskiego. To jest prawdziwa pozytywna bomba. Podobna sytuacja była w Kanadzie, dokąd wyjechaliśmy wraz z trzema piętnastoletnimi członkiniami naszego partu w celu intronizacji Królowej Kaszub na Kaszubach Kanadyjskich.

Kim są ci, którzy – jak pan mówi, „garną się” do ruchu kaszubskiego, czy to są osoby, które mają w sobie kaszubską krew, czy też to ci nowi mieszkańcy Trójmiasta, którzy wcześniej z kaszubszczyzną niewiele mieli wspólnego?
To jest i tak, i tak. W naszym oddziale jest ponad 250 członków. Myślę, że więcej jest członków, którzy osiedlili się tutaj w ciągu ostatnich 15 lat. Trzeba jednak koniecznie dodać, że wielu spośród nowych mieszkańców, którzy przybywają głównie z Gdańska, mają także korzenie kaszubskie. W Baninie odkrywają oni swoją kaszubskość, która gdzieś tam w nich drzemała. Nawet jeśli nie mówią po kaszubsku, to uczą się języka i kultury kaszubskiej. Są już wolni od wszystkich stereotypów dotyczących Kaszubów, które jeszcze niestety funkcjonują w niektórych miejscach.
Za chwilę zapytam o stereotypy, bo to jest ciekawa kwestia, ale zanim to nastąpi, chciałbym, żeby pan powiedział – co to znaczy dla pana „być Kaszubą”? Kim jest Kaszuba? Kto jest Kaszubą?
Ten, kto się identyfikuje z tym regionem. Dla mnie bardzo ważną kwestią jest znajomość języka. Przy czym wiele osób nie mówi już po kaszubsku, ale identyfikuje się z tym językiem, który jest absolutnie fundamentalnym elementem tożsamości kaszubskiej. A więc: język kaszubski – znajomość tego języka albo dążenie do jego poznania lub przynajmniej akceptacja tego języka jako wartości najważniejszej, fundamentalnej dla całego regionu kaszubskiego. Z tym ściśle wiąże się ogromna przestrzeń użyteczności tego języka, czyli jego obecność w roli nadrzędnej, czyli w komunikacji interpersonalnej, zwłaszcza jednak w literaturze, także w edukacji szkolnej i kulturze, np. w postaci występów wszelkich grup artystycznych. Kolejna sprawa: świadomość potężnej, ponadtysiącletniej historii tego regionu, historii, która zasadza się na pierwiastkach wybitnie kaszubskich, myślę tu o historii książęcej Kaszub – dwóch dynastii Gryfitów w Szczecinie i Subisławiców w Gdańsku. Jesteśmy jedyną grupą na Pomorzu, która istnieje tu bez przerwy, przez wszystkie pokolenia, od początków osadnictwa na pomorskich ziemiach, nad Bałtykiem. Świadomość tej historii jest niezwykle ważna. W to wpisuje się dorobek intelektualny wybitnych ludzi tej ziemi. Można wymieniać długo: Florian Ceynowa, Aleksander Majkowski, Karol Krefft, Gerard Labuda, Gunter Grass…
Gunter Grass był Kaszubą?
Czuł się Niemcem, ale po matce był Kaszubą i świadomość jego kaszubskości była u niego bardzo silna. Bez podglebia kaszubskiego nie byłoby tych dzieł, które stworzył. Bez jego kaszubskiej świadomości nie byłoby „Blaszanego bębenka”. Nie byłoby Nagrody Nobla gdyby nie Kaszuby i kaszubskie serce i dusza Guntera Grassa. Podsumowując – bardzo ważnym elementem tożsamości kaszubskiej jest świadomość istnienia naszej wielkiej historii, wybitnych ludzi i przekonanie, że kaszubskość dla wielu ludzi stanowi pożywkę intelektualną.
Definicja „Kaszuby” w pana wydaniu jest dość obfita i długa…
Świadomie nie mówię o strojach ludowych, hafcie, porcelanie i tym podobnych zewnętrznych przejawach kulturowych. Oczywiście to są elementy istotne, wyróżniające nas na tle innych kultur, są niewątpliwie elementem kultury kaszubskiej, ale one nie decydują o tożsamości.
Wróćmy więc do stereotypów, o których już pan wspomniał. Spotyka się pan z negatywnym stereotypem Kaszubów? Czy negatywne postrzeganie Kaszubów to jest pieśń przeszłości, czy też nadal ten stereotyp tkwi w nie-Kaszubach?
Absolutnie nie jest to pieśń przeszłości. Bardzo bym chciał, żeby tak było, ale tak po prostu nie jest. Wiele osób entuzjastycznie chce mówić, że już nie ma stereotypów, a ja się z nimi spotykam nader często. Mało tego, powiem więcej: jeśli ktoś mówi, że nie ma dzisiaj dyskryminacji Kaszubów – to też nie jest prawdą. Oczywiście, dzisiaj jest o wiele lepiej pod tym względem niż dwadzieścia czy trzydzieści lat temu.
Jak przejawia się ta dyskryminacja?
Wystarczy choćby przejrzeć niektóre strony internetowe. Tam aż huczy od – zazwyczaj anonimowych – negatywnych, często obraźliwych, sformułowań wobec Kaszubów. Ten problem jest też bardzo obecny w szkolnictwie. Nierzadko ze strony nauczycieli, także uczniów, inne dzieci słyszą zdania w rodzaju: „A co ty będziesz uczył się języka kaszubskiego, tego wiejskiego języka?”, „A po co będziesz się uczył czegoś, co nikomu do niczego nie jest potrzebne?” To już nie jest tylko stereotyp. To jest dyskryminacja. To jest dyskredytacja najświętszych, bardzo osobistych, wartości ludzkich. Takie stwierdzenia zawierają w sobie przekonanie, że kaszubszczyzna to coś gorszego, to jakieś niedouczenie.
Chyba jednak takie przekonanie w ostatnich latach jest coraz rzadsze?
Tak, ten problem kiedyś był bardzo głęboki, obecnie jakby już zanika. Dawniej tak stereotypowo mniemano, że kaszubszczyzna świadczy o niższym poziomie intelektualnym. Dziś coraz więcej ludzi przekonuje się o tym, że Kaszubi są bardzo pracowici i świetnie wykształceni. Bo też nastąpiła w tym zakresie ogromna zmiana. Coraz częściej po kaszubsku mówi się w rodzinach inteligenckich, a nie – jak jeszcze niektórzy stereotypowo myślą, gdzieś „na głębokiej wiosce”. Nigdzie, na całych Kaszubach, nie ma miejscowości, w której istniałby naturalny przekaz językowy. On zanikł całkowicie. Dziś język kaszubski jest oparty przede wszystkim o szkolnictwo oraz rodziców, którzy w pełni świadomie uczą swe dzieci rodzimego języka. Badania wykazują, że znajomość dwóch języków od kołyski znacznie ułatwia nauczanie kolejnych. Dlatego uczenie swego rodzimego-rodzinnego języka jest niejako wielkim darem przekazanym nam przez poprzednie pokolenia, który świetnie wzbogaca nasz potencjał intelektualny.
A wśród zwyczajnych mieszkańców Trójmiasta? Mówię o ludziach, których przodkowie przyjechali do Gdańska, z różnych części Polski w 1945 roku. Jak im się kojarzą Kaszubi, kaszubszczyzna?
Przede wszystkim kojarzą im się stereotypowo. Krótko byłem nauczycielem w jednej z gdańskich szkół. Gdy pytałem: „A co ty wiesz o Kaszubach?”, dzieci mówiły: „To tacy, którzy mieszkają na wsi”. A trzeba przecież powiedzieć, że to również jest stereotyp, dlatego że dzisiaj większość Kaszubów mieszka w miastach. Największe kaszubskie miasto to Gdynia, gdzie mieszka osiemdziesiąt tysięcy Kaszubów. W Gdańsku – około czterdziestu tysięcy. Dla porównania w Kartuzach mieszka ok. czternastu tysięcy Kaszubów, w Wejherowie co najmniej dwukrotnie więcej.
Osiemdziesiąt tysięcy Kaszubów w Gdyni? Nie uwierzę, że jedna czwarta mieszkańców Gdyni zna kulturę Kaszub i się z nią identyfikuje. Być może mają jakieś korzenie kaszubskie, ale to nie jest tak, że jak jestem w Gdyni, to mam poczucie, że to miasto kaszubskie. Nie czuję ducha kaszubskiego unoszącego się nad miastem.
Myślę, że w Gdyni trochę jednak czuć tego ducha. Tych liczb, które przywołałem, nie wyssano z palca, to wyniki badań socjologicznych. Można się z nimi zapoznać w wydanej niedawno książce dr. Jana Mordawskiego „Statystyka ludności kaszubskiej”. Natomiast spacerując po mieście się tego nie czuje, bo – tak, jak powiedziałem na początku – najważniejszy wyróżnik to jest język. Kaszubi w Gdyni nie mówią na co dzień po kaszubsku. Wizualnie miasto też niczym się nie wyróżnia. Natomiast w Gdyni coś jest z ducha kaszubskiego, bo jak przejdziemy przez centrum miasta, to widzimy flagi kaszubskie, jest pomnik Abrahama – oczywiście trzeba wiedzieć, kim on był, ale to już inna sprawa. Jest także pomnik ks. prał. Hilarego Jastaka – Króla Kaszubów. Znacznie mniej tych wizualnych przejawów jest w Gdańsku. Jest pomnik Świętopełka Wielkiego, ale niekoniecznie każdy kojarzy go zaraz z Kaszubami. Na pewno za mało mamy kaszubskości w Trójmieście. Jak zapytamy na ulicy przechodnia: „Gdzie są Kaszuby?”, prawie każdy powie, że „gdzieś tam poza Trójmiastem”. Nawet wśród zupełnie nowych mieszkańców Banina czasami słyszę: „Byliśmy wczoraj na Kaszubach”. Najczęściej mają wtedy na myśli Szymbark i okolice.
Czy ma pan jakiś pomysł, żeby ten stan rzeczy zmienić? Żeby Kaszuby zaistniały w Trójmieście silniej, mocniej, wyraźniej?
Przede wszystkim chcę zaktywizować młodych ludzi. To młodzi muszą pokazać, że kaszubszczyzna jest atrakcyjna dla całego społeczeństwa Pomorza. Ja mogę mówić do młodych ludzi, ale to nie działa. To oni muszą samodzielnie się wypowiadać. Młodzi, którzy są świadomi swojej kaszubskości. Że jest ona potężnym zastrzykiem intelektualnym, że to jest wielka i piękna tradycja. Że wychowanie w kulturze kaszubskiej to jest dodatkowy bagaż intelektualny, który otwiera życie, otwiera na świat.
Czego się pan spodziewa po I Kongresie Młodych Kaszubów, który odbędzie się w najbliższą sobotę?
Dokładnie tego, o czym przed chwilą mówiłem. Spodziewam się, że w świat pójdzie jasny przekaz, iż młodzi kochają kaszubszczyznę. Ci młodzi ludzie, którzy się tam spotkają, pracują już od jakiegoś czasu nad określonymi postulatami. Kongres jest po to, żeby dać świadectwo: że my coś robimy, że jesteśmy świadomymi Kaszubami, że wychodzimy na zewnątrz, do Gdańska, również do Szczecina, ale przede wszystkim do innych młodych ludzi mieszkających w naszym regionie. I mówimy im, że Kaszuby są treścią naszego życia, i że od nas zależy, jaka będzie przyszłość kaszubszczyzny i tego dziedzictwa, które przejęliśmy po naszych rodzicach.
Ile osób będzie brało udział w Kongresie?
Około setki młodych ludzi.
I można powiedzieć, że jest to elita współczesnego młodzieżowego ruchu kaszubskiego?
Zdecydowanie tak!
Na koniec – mamy za sobą obchody Święta Niepodległości. Jak Kaszuby długie i szerokie, świętowano rocznicę odzyskania wolności przez Polskę. Pan jest zwolennikiem tezy o podwójnej – polskiej i kaszubskiej tożsamości Kaszubów? Dwóch, nie stających naprzeciw siebie, uzupełniających się tożsamościach?
Żyjemy w wolnym kraju i jeśli ktoś ma jakąś własną odpowiedź na ten temat, to jest to jego osobiste prawo. Nikomu niczego nie wolno zabraniać. To jest osobista sprawa. Natomiast ja jestem człowiekiem o podwójnej tożsamości. Mam tożsamość kaszubską i mam tożsamość polską.
