Dzikie hordy. Fragment książki "Historia Kaszubów w dziejach Pomorza". 1

Pomorze 1945. „Dzikie hordy”. Fragment książki „Historia Kaszubów…”

  • Gwałcone kobiety szukały ratunku w ucieczce do lasu, do bunkrów

  • Rosjanie strzelali do nas cywilów jak do kaczek

  • Jak ci Pan Bóg to nieszczęście dał, to niech to się to urodzi

  • Nieustannie gwałcono kobiety, które prosiły zatrzymanych mężczyzn, by kładli się w nocy na nie, ratując je w ten sposób przed napastnikami

Autor: prof. Cezary Obracht – Prondzyński

Początek 1945 roku był dla mieszkańców Kaszub dramatyczny, pełen lęku, obaw o przyszłość, egzystencjalnego strachu o siebie i najbliższych. Groza wojny objawiała się z całą mocą. Wszystko działo się w trudnych warunkach pogodowych zimy, która tego roku trzymała bardzo mocno i długo. Postawy ludzi były zróżnicowane – jedni uciekali ze strachu, inni trwali w nadziei, że wreszcie skończy się okrutna wojna. Chaos pogłębiały jeszcze decyzje władz hitlerowskich, które w obliczu ofensywy Armii Czerwonej [1] zarządziły powszechny udział w przygotowaniach do obrony, ale z drugiej nakazywały w wielu miejscach ewakuację ludności.

(…)

Idąca z niemieckiego zachodu na niemiecki Gdańsk Armia Czerwona nie bardzo starała się uwzględniać fakt, że pomiędzy nimi leżał pas ziem polskich, na których mieszkali Kaszubi i inni polscy Pomorzanie. Miało to swoje konsekwencje dla późniejszych losów tej ludności.


Zobacz relacje Świadków Historii (w materiale znajdują się drastyczne relacje świadków, jest przeznaczony dla widzów dorosłych):


Drugą ważną kwestią były okoliczności przejścia frontu, co zapisało się w pamięci wielu mieszkańców Kaszub jako doświadczenie traumatyczne, owiane grozą, strachem, ale i często szokiem wywołanym widokiem i zachowaniem żołnierzy radzieckich. Jeden z bardziej plastycznych obrazów pozostawiła Władysława Knosała (z d. Styp-Rekowska) z podbytowskiego Płotowa: „Cisza trwała do rana, 8 marca. O godzinie dziewiątej rozległy się głosy »Ruski są we wsi!« Ludzie wybiegli ich witać chlebem i papierosami. Ja nie wyszłam. Za chwilę zapukał do pokoju mały, młody żołnierz radziecki pozdrawiając »Zdrastwujtie hadziajko«. Spenetrował mieszkanie, szukał ukrytych germańców. Godzinę później dom i podwórze zaroiły się od wojaków. Każdy z nich łapał, co popadło w rękę. Istne małpy. Ciągnęli na Gdańsk poprzebierani w kolorowe szaty liturgiczne, damską jedwabną bieliznę, w rozprute wsypy pościelowe. Szli pieszo, jechali konno i na armatach ławą przez pola i jeziora, niby rozsypane mrowisko. Inni szukali kobiet, gonili za nimi, gwałcili. Ogarnął nas potworny strach. (…) Gdy usuwano nas do najmniejszego pokoju, nagle z krzykiem wpadła Kazimiera, a za nią oficer. Rzuciła się w moje objęcia wołając »Ratuj mnie«. Z pomocą pospieszył inny, chyba starszy rangą oficer. (…) Nocą bez przerwy grały katiuszki. Mówiono, że ostrzeliwały Gdańsk. Była to noc nie dająca się zapomnieć. Dom drżał od huku i błysków, a pies Nero wlazł ze strachu pod pierzynę i wył niemiłosiernie. Co chwilę do naszego pokoju wsuwały się kobiety ze wsi, prosząc o schronienie, gdyż we wsi był pogrom bab i strzelanina pijanych wojaków. Byli ranni i zabici”. A kilka zdań dalej dodawała: „Gwałcone kobiety szukały ratunku w ucieczce do lasu, do bunkrów. Tam nie odważył się dotrzeć żaden »wybawiciel« z armii radzieckiej” (…) Wreszcie wojsko opuściło wieś, ale prawie codziennie przyjeżdżali sołdaci na babskie polowanie”[2] .

Podobne elementy w opisach pojawiają się powszechnie – szukanie Niemców, nastawienie na rabunek, gwałty etc. Narażone były na nie różne grupy ludności, a relacje z wszystkich części Kaszub i szerzej z całego Pomorza – zarówno z powiatów starych, jak i nowych są podobne do siebie [3] . Sowieci są pokazywani zwykle jako wojsko, które było dziwnie ubrane, zwykle bez mundurów, zachowywało się w sposób niespotykany i zaskakujący, niekiedy przypominające jednorodną masę. Bardzo często pojawiają się w relacjach takie określenia jak „dzicz”, „horda” czy wręcz „zdziczałe hordy”, nastawione na rabunek, skore do przemocy, bezwzględne, nie wahające się przed gwałtami… Zwraca się jednak przy tym uwagę na odmienność pierwszych oddziałów frontowych i następnych, które nadciągały po nich. Jadwiga Hinz z Nowych Polaszek wspominała:„Jak przyszło sowieckie wojsko, okazało się, że to bardzo mili ludzie. U nas mieszkali żołnierze z Kaukazu, pięknie śpiewali. Dopiero z nimi szła ta horda, więźniowie rozpuszczeni…” [4] . Podobnie relacjonowała Gdańszczanka Urszula Kliszkowiak, która przeżyła wkroczenie Armii Czerwonej w Wejherowie, gdzie była u swoich dziadków: „W pierwszej grupie Sowietów, którzy weszli do naszego piwnicznego schronu, byli trzej dobrze odnoszący się do nas Rosjanie, którzy szukali ukrywających się niemieckich żołnierzy. Niestety po nich weszła już dzicz, dla której nic nie było święte: rabowano, niszczono, podpalano, gwałcono; traktowali Wejherowo i okolice jako obszary niemieckie”[5] .Z kolei w jednej z relacji z Chojnic można przeczytać: „Wiadomo było, że idą wojska radzieckie, wszyscy się bardzo cieszyli, bo koniec okupacji. Pierwszego żołnierza zobaczyłem kiedy biegł on od ulicy Wysokiej. Miał na głowie taką czapkę, że wyglądał jak Stańczyk. Ludzie wyszli naprzeciw, z ciastem, z napojami, odtrącił to wszystko zabrał się za zegarki, za pierścionki. I tak zaczęło się wyzwolenie”[6] .

(…)

Zdarzały się jednak i takie sytuacje, gdy groza mieszała się ze współczuciem i ratunkiem. W jednym ze wspomnień z okolic Bysewa i Rębiechowa pod Gdańskiem czytamy: „Okopy z drugiej strony drogi, które przedtem zajmowali Niemcy, teraz były puste. Niemcy pewnie wycofali się. Rosjanie strzelali do nas cywilów jak do kaczek. A my wszyscy brnęliśmy dalej w tym błocie. Padaliśmy, podnosiliśmy się, czołgaliśmy się chcieliśmy się jak najszybciej wydostać się z niebezpiecznej dla nas strefy. Kilku Rosjan (…) Wśród nas cywilów byli zabici i ranni. Ranny ciężko został mój brat Staś, rana szarpana biodra i lewego uda. Nasza mama też ciężko ranna, poniżej lewego kolana. I nasza sąsiadka też, równie ciężko w lewe biodro”. Ale jednocześnie „Po nas przyszedł żołnierz radziecki w kufajce, bez pepeszy z trójkątną częścią namiotu. Ułożył na niej braciszka i założył sobie na plecy. Mamie i nam dziewczynom kazał iść za sobą. Umieścił nas w schronie, niezbyt głębokim, obok domu w gospodarstwie. Dał nam dwóm mokre koce, które zdjął ze zwłok poległych żołnierzy. Mama podziękowała mu za pomoc, za koce też, bo było nam zimno. Byłło koło godziny 14. Był to nasz dzień wyzwolenia” [7] .

[…]

Mimo takich przypadków pomocy i humanitarnego traktowania dominują zupełnie inne opowieści. W wielu z nich można spotkać relacje kobiet o doznanych krzywdach – zwykle jednak przez inne osoby, bo przyznać się do gwałtu było niezwykle trudno. Zwłaszcza, że skutkowały one nader często niechcianymi ciążami i chorobami wenerycznymi. W jednej z relacji z okolic Zblewa można przeczytać: „My zaraz po wojnie to musielim się dać badać, którą Ruskie mieli; do Starogardu musielim jechać. Tam był taki doktor w Starogardzie, jak był ośrodek. Ja tak patrzę, tyle kobiet i wszystkie majtki mają w garści. Człowiekowi tak jakoś było… Mama mnie mówiła tak: »Jeżelibyś czasem w ciąży była – mówi – dziewczę, to nie daj nic sobie zrobić. Jak ci Pan Bóg to nieszczęście dał, to niech to się to urodzi” [8] . Takich niechcianych ciąż było wiele. Część z nich następnie była usuwana. Ale wiele dzieci się urodziło. Ich sytuacja w lokalnych społecznościach bywała po wojnie bardzo trudna.

Świadomość zagrożeń związanych z nadejściem frontu i Armii Czerwonej była powszechna. Stąd też w relacjach kobiet i ich rodzin znajduje się bardzo wiele przekazów o sposobach ukrywania się, próbach zabezpieczenia, celowym pogarszaniu swojego wyglądu, symulowaniu choroby, niekiedy samookaleczeniach itd. Wszystko po to, aby udaremnić gwałt i przemoc względem siebie. Z tego też względu szukano schronienia w miejscach odosobnionych, w różnego rodzaju schronach, ziemiankach, na strychach, szopach, piwnicach, niekiedy nawet domowych kominach. Ważnym miejscem, gdzie szukano powszechnienie azylu były obiekty sakralne [9] . Nie brakuje również wstrząsających relacji o dokonywanych samobójstwach pod wpływem przeżyć związanych z gwałtami.

Na przemoc narażeni byli również mężczyźni i to zarówno w powiatów dawnych, jak i na terenie nowych. Brunon Zwarra przytaczał opowieść swojego gimnazjalnego kolegi Jana Miotka, który przeżył front w Gdańsku: „Później zapędzono go wraz z innymi do koszar przy ulicy Słowackiego i ulokowano w dużej ujeżdżalni, pełnej ludzi. Byli tam niemieccy żołnierze, wracający do domów Polacy, byli jeńcy wojenni i przymusowi robotnicy. Znajdowało się tam także dużo niemieckich cywilów oraz byłych więźniów obozu Stutthof. Byli sowieccy jeńcy wojenni siedzieli osobno, a na ich twarzach widać było ogromne przygnębienie, bo wiedzieli, że czeka ich dalsza niewola, tym razem we własnym kraju. Nieustannie gwałcono kobiety, które prosiły zatrzymanych mężczyzn, by kładli się w nocy na nie, ratując je w ten sposób przed napastnikami” [10] . Można sobie wyobrazić, jakie musiały być nastroje wśród uwięzionych osób, które były niepewne przyszłości, a siedzieć obok siebie musieli dawni oprawcy z „narodu panów” i ich ofiary…

Stosunek do miejscowej ludności, traktowanej nader często jak Niemcy, był odbierany jako coś wyjątkowo niesprawiedliwego zwłaszcza w zderzeniu z dotychczasową, okupacyjną sytuacją, kiedy mieszkańcy byli traktowani w najlepszym przypadku z nieufnością, a w najgorszym po prostu mordowani. Teraz zaś okazywało się, że los się odwrócił, ale nie dla wszystkich na lepsze. Bycie uznanym za Niemca w ówczesnych realiach oznaczało rabunek, gwałt, a często i śmierć. Wynikało to zresztą stąd, że wkraczający na ten teren żołnierze Armii Czerwonej nie rozróżniali kto jest kto. O realiach i specyfice Kaszub wiedziało wówczas niewielu.

***

Cezary Obracht-Prondzyński , Historia Kaszubów w dziejach Pomorza , tom V: Dzieje najnowsze (po 1945 r.), wyd. Instytut Kaszubski.

PRZYPISY:

[1] Od 25.02.1946 r. Armia Czerwona zmieniła nazwę na Armia Radziecka. Dla ułatwienia lektury, mimo tej zmiany, pozostanę jednak konsekwentnie przy nazwie pierwotnej.

[2] W. Knosała,Utrwalić pamięć. O rodzinie Styp-Rekowskich z Płotowa, Gdańsk-Bytów 1994, s. 184-185.

[3] Zob. także G. Müller,Czasy dobre, złe, najgorsze… Rozmowy z Polonią gdańską. Gute, schlimme, schlimmste Zeiten… . Gespräche mit Danziger Polen, Gdańsk 1996, s. 93 i n.; M. Majkowski, Na kaszubskich pustkach, Gdańsk 2000, s. 175-176.

[4] Wojna na Kaszubach. Pamięć polskich i niemieckich świadków, red. R. Borchers, K. Madoń-Mitzner Gdańsk 2014, s. 272.

[5] U. Kliszkowiak,„Ze smutkiem patrzyłam na wyjazd w wagonach towarowych…” [w:] Gdańsk 1945. Wspomnienia 50 lat później. Danzig 1945. Erinnerungen nach 50 Jahren, opr. zbior., Gdańsk 1997, s. 127.

[6] Z. Peichert,Wyzwolenie, „Gazeta Chojnicka”, 1991, nr 6.

[7] I. Bednarek,Żyliśmy w Bissau, „Teki Gdańskie”, t. VI-VII, 2004-2005, s. 187-188.

[8] Wojna na Kaszubach…, s. 300.

[9] Zob. K. Filip,Wojska sowieckie w Sopocie w 1945 r., [w:] Armia Czerwona/Radziecka w Polsce w latach 1944-1993. Studia i szkice, red. K. Filip, M. Golon, Borne Sulinowo – Bydgoszcz – Gdańsk 2015, s. 90-91.

[10] B. Zwarra,Wspomnienia gdańskiego bówki, t. 4, Gdańsk 1996, s. 35.

***

Praca naukowa finansowana w ramach programu Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego pod nazwą Narodowy Program Rozwoju Humanistyki – 2013

***

Obecnie poszukujemy świadków wkroczenia Armii Czerwonej na Pomorze w 1945 roku. Zbieramy również fundusze na realizację filmu. Zachęcamy do kontaktu osoby prywatne i instytucje, które zechciałyby wesprzeć ten projekt.

Zobacz relacje Świadków Historii (w materiale znajdują się drastyczne relacje świadków, jest przeznaczony dla widzów dorosłych):


W najbliższy poniedziałek, 20 stycznia w Dużym Formacie ukaże się reportaż Tomasza Słomczyńskiego na ten temat, pn. „Blizna po żelazku”. Zapraszamy do lektury.