Wściekłość i upokorzenie. Wywiad z Dariuszem Zelewskim, dyrektorem SP1 w Kartuzach 1

Strajk, wściekłość i upokorzenie. Wywiad z Dariuszem Zelewskim, dyrektorem SP1 w Kartuzach

Nikt dzisiaj nie wie, co dalej będzie

Z Dariuszem Zelewskim, katechetą i dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 1 w Kartuzach, rozmawia Tomasz Słomczyński

 

Wyjaśnijmy jedną kwestię na samym początku rozmowy: pan, jako dyrektor szkoły, nie strajkuje.

Nie strajkuję. Dyrektorom nie wolno przystępować do strajku.

Ale w przestrzeni publicznej, w mediach społecznościowych widać, że pan murem stoi za swoimi pracownikami. Pan popiera ten strajk?

Stoję murem za swoimi pracownikami, za prawami nauczycieli i za tym, o co walczą. Walczą o to, co zostało ostatnio zniszczone w przestrzeni medialnej – o godność nauczyciela i status nauczyciela. Dlatego rozumiem żądania nauczycieli i w pełni się z nimi solidaryzuję.

 

 

STRAJK NIE JEST PRZYJEMNY

Dzisiaj rano zapytałem moich dzieci, które uczęszczają do szkoły, którą pan kieruje, o co by zapytały swojego pana dyrektora. Odpowiedziały, że zapytałyby co robią nauczyciele w szkole podczas strajku.

Powstrzymują się od jakiejkolwiek pracy związanej z obowiązkami nauczyciela i przebywają w tej chwili na pierwszym i drugim piętrze naszej szkoły, w klasach lekcyjnych. Siedzą, rozmawiają.

Dlaczego nie zaproszą dzieci do szkoły? Mogliby nie sprawdzać list obecności, nie uzupełniać dzienników, nie wystawiać ocen, nie realizować programu, tylko spędzać czas ze swoimi uczniami na przykład grając w piłkę, w planszówki lub prowadząc lekcje wychowania obywatelskiego, tłumacząc, czym jest strajk?

Odpowiedź jest bardzo prosta. Nie robią tego, bo nie mogą tego robić. Zabrania im tego prawo. Prawo o sporach zbiorowych mówi jasno – osoby przystępujące do strajku nie mogą podejmować żadnych działań zawodowych, mało tego, nie mogą przebywać z innymi osobami z zewnątrz, czy osobami niestrajkującymi, dlatego zadaniem dyrektora jest wyznaczyć miejsce odosobnione, i jednocześnie zapewnić im to, co prawo im gwarantuje. Nie mogą zająć się dziećmi, nawet gdyby chcieli. Nie ma w tym żadnej złej woli nauczycieli. Zresztą niektórzy rodzice przyprowadzają do szkoły dzieci. Moim zadaniem – dyrektora, jest zapewnienie im opieki – i tę opiekę zapewniam.

Jakie są nastroje wśród strajkujących nauczycieli?

Nauczyciele odczuwają to dotkliwiej niż inne grupy społeczne. Strajkowanie wcale nie jest przyjemne. Wcześniej były demonstracje, akcje sprzeciwu, ale tamto protestowanie nic nie dało. Poczuli się przyparci do muru i podjęli tę trudną decyzję. I trzeba pamiętać, że nauczyciele nie dostają wynagrodzenia za czas strajku. Sami przecież także mają rodziny, potrzebują środków do życia, jak każdy z nas. A jednak, przychodząc do pracy codziennie rano, wpisując się na listę strajkujących, podejmują decyzję o rezygnacji z wynagrodzenia. To dla nich duże poświęcenie – również w sensie materialnym.

JUTRO EGZAMINY

Jutro egzaminy gimnazjalne. Czy nauczyciele mogą wejść w skład komisji egzaminacyjnych?

Musieliby zrezygnować ze strajku.

W takim razie czy rodzice mają przysłać swoje dzieci jutro na egzaminy?

Oczywiście, że tak. Postaram się, żeby egzamin się odbył. Zorganizujemy egzaminy. Do komisji egzaminacyjnych powołałem wicedyrektorów, katechetów (nie strajkują – zakaz kurii – przyp. red.), nauczycieli z innych szkół, którzy nie podjęli strajku. Staramy się skonstruować te komisje w taki sposób, żeby nie było możliwości zakwestionowania egzaminów, podważenia jego wyników. Bo to, co proponuje w tej chwili ministerstwo w zmienionym rozporządzeniu, że do komisji można powołać każdą osobę, która ma uprawnienia pedagogiczne, nawet jeśli w szkole nie pracowała i nie pracuje, może być podstawą do uznania egzaminów za nieważne.

Ale gwarancji, że egzaminy się odbędą, dać nie mogę. Jutro o ósmej rano przekonam się czy rzeczywiście będę miał do dyspozycji tę osobę, która jest powołana do komisji egzaminacyjnej. Być może będzie miała zwolnienie lekarskie albo przystąpi do strajku, do czego ma prawo. Wszystko okaże się jutro rano. W tej sytuacji, twierdzenie ministerstwa, że egzaminy na pewno się odbędą, to jest zaklinanie rzeczywistości.

STRAJK. CO Z TEGO BĘDĄ MIAŁY DZIECI?

Wasze postulaty dotyczą płac.

Nie tylko.

W porządku, zaraz pan to rozwinie. Przekaz, który idzie w Polskę, zasadniczo jest taki: nauczyciele chcą tysiąc złotych podwyżki, choć w ostatnich dniach ta kwota się zmniejszyła, poszli na ustępstwa. Taka informacja funkcjonuje w przestrzeni publicznej. Z drugiej strony – sami nauczyciele mówią, że walczą również o dobro ucznia. Więc zapytam jako rodzic – co moje dzieci będą miały z tego, że będziecie zarabiać więcej?

Przede wszystkim to, że do pracy w szkole będą trafiać osoby wykwalifikowane, z pasją. Obecnie sytuacja jest taka, że od roku nie otrzymuję podań o pracę dla nauczycieli, specjalistów, ale też nauczycieli języka polskiego, matematyki. W tej chwili, jako dyrektor dużej szkoły w Kartuzach mogłem pozwolić sobie na to, żeby brzydko mówiąc, powyciągać nauczycieli z innych szkół. Zatrudniłem w tym roku szkolnym ośmiu nauczycieli, którzy pracowali w innych szkołach, głównie wiejskich, gdzie nie mieli pełnych etatów. Dotychczas było tak, że mogłem posiłkować się ludźmi po studiach. Teraz takich nie ma. Na godzinę przed naszym spotkaniem zadzwoniła do mnie jedna z nauczycielek, żeby mnie poinformować, że rezygnuje z pracy od pierwszego września, bo ma tego wszystkiego dość. Ja w tym momencie w jej specjalizacji nie mam na biurku żadnego podania od innego nauczyciela, który by chciał pracować. Co mogę zrobić? Jeśli gdzieś – w którejś wiejskiej szkole, ostał się jeszcze nauczyciel w tej specjalizacji, to być może uda mi się go namówić do pracy w Kartuzach. A w wiejskich szkołach brakuje specjalistów – już ich nie ma. Nie ma fizyków, chemików, biologów. Podsumowując – dzięki podwyżkom pańskie dzieci, i wszystkie inne dzieci, zyskają nauczycieli, którzy będą chcieli pracować w tym zawodzie.

To jest największy problem polskiej oświaty. Będzie wkrótce tak, jak z lekarzami, pielęgniarkami. Nie będzie kadry.

Może też być tak, że będzie nabór negatywny. Być może znajdą się osoby, które pójdą pracować do szkoły, ale tylko dlatego żeby mieć dwa miesiące wakacji, pracować osiemnaście godzin w tygodniu, bo przecież – jak to jest przekazywane w przestrzeni publicznej, nauczyciele mają tak dobrze…

Podsumowując – dzięki podwyżkom, dzieci będą miały lepszych nauczycieli, a w wielu przypadkach – w ogóle będą miały nauczycieli?

Tak.

WŚCIEKŁOŚĆ NA TVP

Co pan czuje, jak pan ogląda Wiadomości TVP?

Wzburzenie i wściekłość.

Dlaczego?

Moi rodzice byli zaangażowani w ruch Solidarności. Słuchali Wolnej Europy, bo nie chcieli oglądać ówczesnej telewizji. Pamiętam – jako dziecko i jako młodzież, te czasy. Dzisiaj czuję to samo. Manipulacja… Przekonuję się o tym, dlaczego ludzie odbierają nas, nauczycieli w ten sposób.

Nauczyciele, którzy strajkują piętro wyżej nie są komunistami, terrorystami ani nie rozbijają się świetnymi samochodami. To nie są osoby, które zarabiają krocie, to nie są lenie i osoby, które nie chcą się zajmować dziećmi.

Widzę jak pracują, jakie wyniki osiąga nasza szkoła, ale też widzę – bo je podpisuję, listy płac.

Pan zarabia sześć do ośmiu tysięcy?

Nie mówię, że jako dyrektor zarabiam tyle co nauczyciele. Zarabiam więcej, bo mam dodatek funkcyjny. Ale podpisuję listy płac moich nauczycieli. O nich mówimy. Ostatnio podpisywałem listy płac, na których była kwota do wypłaty – tysiąc osiemset złotych. Dla nauczyciela po studiach. Nauczyciel dyplomowany dostaje dwa siedemset do trzech tysięcy na rękę po trzydziestu latach pracy.

Ale jeszcze jest pełno dodatków, o których się teraz tyle mówi.

To już ze wszystkimi dodatkami!

Ale w telewizji publicznej podawane są kwoty: pięć, sześć, siedem, osiem tysięcy…

Do tych kwot dodawane są trzynastki, dodatki od samorządów, w Warszawie są pewnie inne dodatki niż na wsi. Są nauczyciele, którzy dostają dodatku za wychowawstwo 30 zł., i są tacy którzy dostają tego dodatku 500 zł. Do średniej są naliczane godziny ponadwymiarowe. Nauczyciele czasem pracują półtora etatu – i wtedy mają pensję wyższą, na przykład dodatkowy tysiąc za godziny ponadwymiarowe, ale przecież pracują półtora etatu. Tak to wygląda… Być może gdzieś w Polsce są tacy, którzy średnio mają cztery tysiące na rękę, ale to na pewno nie jest większość.

POLITYKA I STRAJK

Rozumiem. Zostawiając już kwestie wynagrodzeń, przejdźmy do polityki. Protest nauczycieli to akcja polityczna, bo szef ZNP Sławomir Broniarz to polityk opozycji, związany np. z SLD.

Na 97 pracowników mojej szkoły kilkunastu należy do Związku Nauczycielstwa Polskiego, kilkunastu należało do Solidarności…

Należało?

Tak, ponieważ z tego, co mi wiadomo, o czym poinformowała mnie szefowa tego związku w mojej szkole, po wczorajszym wystąpieniu Ryszarda Proksy, osoby te występują z Solidarności. Z tego co wiem, przewodnicząca Solidarności w naszej szkole rezygnuje ze swojej funkcji i szereg osób wypisuje się ze związku. Taki jest efekt działań kierownictwa Solidarności.

Prawda jest taka, że w zdecydowanej większości moi pracownicy nie mają wiele wspólnego z polityką. Gdy słyszę, że jest to strajk polityczny, to się uśmiecham i nawet nie chce mi się tego komentować.

Ale polityka krajowa na pewno stanowi tu jakiś kontekst.

Wśród dziewięćdziesięciu osób strajkujących w naszej szkole mamy nauczycieli, którzy głosują i będą głosować na różne opcje polityczne. Stanowimy przekrój społeczeństwa. Na pewno wielu z nich nawet tego nie ukrywa, że są zwolennikami takiej czy innej opcji politycznej, ale teraz strajkują w obronie nauczycielskich, nie politycznych interesów.

Nie zmienia to faktu, że dla wielu osób, może nie samych strajkujących, tak właśnie jest – że strajk jest akcją polityczną. Nie boi się pan, że stając murem za swoimi nauczycielami, spotka się pan z niechęcią części rodziców?

Dla mnie ważna jest odpowiedź ze strony rodziców na nasze działania.

RODZICE

Jaką więc ma pan odpowiedź?

Taką, że w ciągu dwóch dni miałem kilkadziesiąt telefonów od rodziców, i zaledwie dwa z nich wyrażały niepokój czy obawę w związku ze zbliżającymi się egzaminami. Nie spotkałem się z ani jedną wypowiedzią rodziców, która wskazywałaby na to, że nauczyciele, pracownicy szkoły robią źle. Wręcz przeciwnie, były to słowa wsparcia. Przed strajkiem rozmawialiśmy z Radą Rodziców – to jest 26 przedstawicieli poszczególnych oddziałów. Wtedy strajk był zapowiadany, mówiłem że możliwe jest, że rozpocznie się strajk.

Rada Rodziców wsparła protestujących nauczycieli jednomyślnie.

A ci rodzice, którzy mimo strajku, przyprowadzają dzieci do szkoły – co mówią? Nie są zdenerwowani?

Wręcz przeciwnie. Przepraszają, tłumaczą się, że to tylko na kilka godzin, że są w sytuacji bez wyjścia, na co ja im odpowiadam, że nie ma problemu, że zaopiekujemy się tyle, ile będzie trzeba. Ja wiem, że dla wielu rodziców problem jest olbrzymi, ale zapewniam – nie doświadczyłem żadnego ataku od strony rodziców, jaki widzę w mediach publicznych albo na przykład ze strony internetowych trolli na portalach społecznościowych czy w komentarzach pod artykułami.

Część mediów dalej będzie utrzymywać, że problemy rodziców to wina strajkujących nauczycieli, i że oni uparli się, bo nie chcą porozumienia, podczas gdy ten „dobry” związek zawodowy, czyli Solidarność, wykazała się odpowiedzialnością i porozumienie podpisała. Czas będzie działał na niekorzyść strajkujących. Nawet jeśli rodzice dzisiaj są wyrozumiali, to po dwudziestu dniach strajku ta wyrozumiałość może się wyczerpać.

Nie wiem, co będzie dalej… Nauczyciele także zadają sobie to pytanie. Ktoś dziś rano zażartował – może powinniśmy jechać do Warszawy i palić opony? Ale sami stwierdzili, że są rzeczy, na które nauczyciele mogą się zdobyć, i takie, na które się nie zdobędą. Na takie działania, jak palenie opon i rzucanie butelkami, się nie zdobędą… Nauczyciele, przystępując do strajku, nie kalkulują. Wiedzą, że strajk jest bezterminowy. Nie widzą innych możliwości, ale też nie mają gdzie się cofnąć. I to pytanie – co będzie dalej, nie jest pytaniem do nauczycieli. Czekają na porozumienie, czekają na poważne rozmowy, nie takie jak dotychczas… Czekają na propozycje od strony rządowej, ale nie takie, jak te, które wyłożono na stół w piątek i w niedzielę, bo tą propozycją upokorzono nas, nauczycieli.

UPOKORZENIE

Pan się czuje upokorzony? Dlaczego?

Na stół położono propozycję: zwiększymy wam pensum, więc będziecie pracować więcej, ale dostaniecie jakąś podwyżkę, będziecie zarabiać osiem tysięcy, ale za cztery lata. Według średniej oczywiście – a czym jest ta średnia, o tym już rozmawialiśmy. Według tej średniej teraz zarabiamy pięć tysięcy sześćset, tylko że „na paskach” mamy dwa, trzy tysiące. Taka zmiana pensum wymaga zmian przepisów, uzgodnień, konsultacji… I położenie na stole takiej propozycji na kilkanaście godzin przed strajkiem to jest zwykła prowokacja. Tego nie da się uzgodnić i załatwić w kilkanaście godzin.

Zmiana pensum wymaga konsultacji i zmiany przepisów?

Prosty przykład. Mam piętnastu nauczycieli edukacji wczesnoszkolnej czyli pracujących z dziećmi w klasach 0-3. W tych klasach uczniowie maja zajęcia z jednym nauczycielem…

Maluchy mają „swoją panią”…

Tak i jest to na przykład osiemnaście godzin lekcyjnych w ciągu tygodnia, czyli tyle, ile wynosi pensum tej nauczycielki. Teraz to pensum nagle – z dnia na dzień, ma zostać podniesione do 24 godzin. Proste pytanie, na które nikt nam nie odpowiedział: co z nauczycielem, który teraz będzie musiał pracować 24 godziny, a z klasą ma 18 godzin? To tylko przykład, że takich spraw nie załatwia się w kilkanaście godzin, i nie one są przedmiotem sporu. Tego rodzaju przykłady można mnożyć.

Podsumowując – zwiększenie pensum…

Pociąga za sobą masę innych zmian, które muszą być przemyślane, przepracowane, przygotowane.

Powtórzę jednak pytanie: dlaczego pan się czuł upokorzony?

Właśnie dlatego, że strona rządowa nie odniosła się do postulatów nauczycieli, tylko położono na stół propozycję dużych zmian w oświacie, która na pewno nie jest do zaakceptowania w ciągu kilkunastu godzin, która nie rozwiązuje problemów nauczycieli. Wszystko to w sytuacji, w której dramatycznie brakuje nauczycieli: w ciągu roku najpierw wprowadzono system oceniania naszej pracy, potem wydłużono z 10 do 15 lat drogę awansu zawodowego (od stażysty do nauczyciela dyplomowanego – przyp. red.), a teraz jeszcze propozycja zwiększenia pensum, przy czym podwyżka płac jest wirtualna, bo rozłożona na cztery lata, z zastrzeżeniem, że „jak my wygramy wybory, to wtedy ją dostaniecie”. Kto w tej sytuacji przyjdzie do zawodu? Czy to powstrzyma odpływ ludzi z zawodu nauczyciela? Czy to rozwiązuje nasze problemy?

Taka była propozycja rządu. Była upokarzająca.

UCZNIOWIE. WAKACJE

Jak ważne jest dla was wsparcie rodziców?

Niezwykle ważne. Najważniejsze. Gdyby rodzice mieli pełną wiedzę o co walczymy, i jakie zagrożenia stoją przed szkołą, to nie mieliby wątpliwości, że należy głośno wyrażać swój sprzeciw wobec tego, co się dzieje. Wie pan, dlaczego otrzymaliśmy takie jednoznaczne wsparcie od Rady Rodziców? Dlatego, że odbyła się dwugodzinna dyskusja, w której nie opieraliśmy się tylko na obiegowych opiniach i hasłach. Tak, wsparcie rodziców w tej sytuacji jest bardzo ważne. Ale nie chodzi mi o wsparcie bezwarunkowe. To nie ma być tak, że co robi nauczyciel, to rodzic ma popierać. Chodzi o to, żeby rodzice byli świadomi, żeby nauczyciele byli świadomi, i będziemy mieli wtedy świadomych uczniów.

No właśnie – gdzie w tym całym zamieszaniu są sami uczniowie?

Na pewno, po zakończeniu strajku, jak przyjdą do szkoły, będziemy chcieli z nimi o tym porozmawiać. Stało się coś niedobrego, bo strajk sam w sobie nie jest niczym dobrym.

I w tej sytuacji trzeba porozmawiać z uczniami o tym, dlaczego tak się stało. To może być świetna lekcja demokracji. I trzeba będzie to z nimi przepracować.

Moje dzieci pytają z obawą, czy czasem nie będą musiały tego odrabiać w wakacje.

Mogą być spokojne. Nie, nie ma takiej możliwości.

A czy jest możliwe, żeby strajk trwał do wakacji?

Nikt dzisiaj nie wie, co dalej będzie.