Festiwal Mitologii Słowiańskiej za nami. Jak było? [FOTOREPORTAŻ] 1

Festiwal Mitologii Słowiańskiej za nami. Jak było? [FOTOREPORTAŻ]

Chciałoby się, żeby Festiwal Mitologii Słowiańskiej zachował taki właśnie, niezmiernie sympatyczny, kameralny charakter.

Festiwal Mitologii Słowiańskiej dobiegł końca. Ostatni weekend minął redakcji Magazynu Kaszuby na poznawaniu – nie tyle kaszubszczyzny tym razem, co słowiańszczyzny właśnie. Rzecz jasna, kaszubskość jest częścią i wywodzi się ze słowiańskiego pnia, więc traktowaliśmy to jako swoiste uzupełnienie naszych dotychczasowych doświadczeń i poszukiwań kaszubskich. Festiwal Mitologii Słowiańskiej, jego pierwsza edycja, odbył się na terenie grodziska Owidz w dniach 24-26 sierpnia.

Chcemy to podkreślić z całą mocą – to był naprawdę dobry czas.

Z kilku względów. Ale po kolei…

Wiedza

Przez cały okres trwania festiwalu w sali konferencyjnej odbywały się wykłady. Nam przypadła rola opowiadaczy o kaszubskich bóstwach, duchach i demonach. Kolejne osoby – praktycy, naukowcy, rekonstruktorzy, opowiadali o swoich doświadczeniach. Niekiedy były to relacje z dość osobistych doświadczeń i fascynacji (jak w przypadku naszego wykładu), innym razem zaś – prezentowane były wyniki badań naukowych. Czyli; kto chciał, ten mógł swoją wiedzę poszerzać. Zazwyczaj sala na wykładach była pełna lub prawie pełna.

Inscenizacje

Tu nie sposób nie wspomnieć o budzącej respekt postaci… Sławomir Uta.  Człowiek znany w słowiańskim ruchu rekonstrukcyjnym. Prezentował szereg obrzędów słowiańskich, z kaszubskiego obowiązku wymienimy obrzęd ścinania kani. Obejrzeliśmy go w formie, która mogła mieć miejsce w czasach przedchrześcijańskich, odmiennej od dziewiętnastowiecznych przekazów. Bardzo ciekawa interpretacja. Sławek potrafił nadać obrzędom klimat powagi, nie narażając ich na ryzyko popadania w bardziej lub mniej spektakularny banał, co – w przypadku działań rekonstrukcyjnych, nierzadko się zdarza. Wówczas rekonstrukcja staje się karykaturą. Ale nie tym razem.

Tak, niewątpliwą zaletą inscenizacji Sławka było to, że publiczność miała wrażenie, że uczestniczy w czymś, co dzieje się naprawdę, nie tylko „ku uciesze gawiedzi”.

Warsztatowo

Pletliśmy kosze z trawy, lepiliśmy z gliny grzechotki, dziewczyny zafundowały sobie nordycko-słowiańską fryzurę. Nie mogło tych aktywności zabraknąć na festiwalu, i były bardzo potrzebne. Rekonstruktorzy udzielający rad, dzielący się swoimi doświadczeniami tworzyli specyficzny klimat, tak bardzo potrzebny na takiej imprezie.

Na scenie i poza nią

Delira & Company z Robertem Jaworskim (Żywiołak), ROD, Fifidroki, Delira and Company, Tomas Koćko&Orchestra, Percival Schuttenbach i jeszcze niespodzianka w postaci teatru tańca – na festiwal przyjechała ekipa tancerzy z Łodzi, którzy przedstawili mit o Marzannie i Jaryle (choreografia: Adrianna Bielak).

Te nazwy mówią same za siebie. Co jeszcze napisać? Że publiczność wchodziła na scenę, by bawić się niemalże u boku wykonawców? Że – jak na każdym szanującym się festiwalu, nagle z nieba lunęło na głowy festiwalowiczów? Że artyści, po zejściu ze sceny nie uciekali do autokarów, tylko (również z niżej podpisanym) balowali niemal do rana?

Dzieciaki

Atmosfera festiwalu i doskonała organizacja pozwalała odpocząć rodzicom. Dzieciaków pośród namiotów nie brakowało. Mogły swobodnie i bezpiecznie poruszać się po całym terenie, korzystać z przygotowanych atrakcji (Strefa Małego Słowianina), placu zabaw, ganiać się między stoiskami i samodzielnie zarabiać pieniądze prezentując zebranym umiejętności strzelania z zabawkowego łuku (tak, do takich spontanicznych sytuacji również dochodziło, i to w czasie, gdy rodzice przysłuchiwali się dyskusji o tym, jak na Słowiańszczyźnie zarabiać w biznesie). No i widok dwulatki dygającej do ciężkich brzmień folkmetalowych zespołu Percival Schuttenbach… Bezcenne.

Można powiedzieć, że w przestrzeni grodziska odbywały się dwa festiwale – jeden dla dorosłych, drugi dla dzieci. Obydwa były świetnie zorganizowane. Dość powiedzieć, że bez uczucia niepokoju traciłem na godzinę, dwie lub trzy z oczu siedmioletniego syna, który w tym czasie „gdzieś tam był”. Wiedziałem, że nic złego stać mu się nie może. Wiele dobrego – i owszem.

Festiwal Mitologii Słowiańskiej wyróżnia przede wszystkim atmosfera

To był bodajże największy atut festiwalu.

Z jednej strony należałoby życzyć organizatorom większego rozmachu, żeby stoisk było więcej, rekonstruktorów, wydarzeń i samych uczestników, żeby festiwal rósł w siłę i zdobywał rozgłos. Z drugiej jednak strony chciałoby się, żeby zachował taki właśnie, niezmiernie sympatyczny, kameralny charakter.

W Festiwalu Mitologii Słowiańskiej uczestniczyło około pięciuset osób. Poznawaliśmy się w piątek i sobotę. W niedzielę większości osób mogłem powiedzieć „cześć”. Uśmiechy, uściski rąk, rzucane na pożegnanie „do zobaczenia za rok”.

No właśnie: do zobaczenia za rok!


Festiwal Mitologii Słowiańskiej – FOTOREPORTAŻ – autor zdjęć: Krzysztof Krajnik