Kolejny zapomniany na Kaszubach bohater. Józef Król uratował 45 osób

Kolejny zapomniany na Kaszubach bohater. Józef Król uratował 45 osób

Leśniczy potrafił zorganizować schronienie, wyżywienie dla 45 osób, które ukrywały się przed Niemcami. Jeden z ukrywanych wydał go NKWD

Historia tego człowieka jest typowa i wyjątkowa zarazem. Wyjątkowa jest jego odwaga, poświęcenie, wysoki poziom organizacji i przysłowiowy łut szczęścia. Dzięki temu wielu ludzi zawdzięczało mu życie. A co jest typowe? Typowa jest „kaszubskość” tej opowieści. Polskość i niemieckość, trudne wybory, z których każdy był niedobry. W końcu – niezasłużona kara i upokorzenie.

Józef Król jest kolejnym nieznanym szerzej bohaterem, Kaszubą, o którym nie naucza się w szkołach, nie produkuje się filmów… A sama historia, rzeczywiście jest filmowa.

Kroll i Król

Józef Król urodził się 24 września1898 roku w Borzestowskich Pustkach. Niemiecki urzędnik zapisywał nazwiska po niemiecku – w akcie urodzenia mały Józio nosi nazwisko Kroll, podobnie jak jego ojciec Johann i matka Weronika (z domu „Jankowski”).

W dokumentach kościelnych, poświadczających, że Józef został ochrzczony nazajutrz po urodzeniu, Józek nosi nazwisko zapisane jako „Król”.

To znamienne: w różnych dokumentach – w zależności, kto je sporządzał i w jakim celu, Józef ma różne nazwiska: polskie – „Król” i niemieckie – „Kroll”.

Dogtrekking czyli z psem w sercu [Kaszub] 3
Kolano. Fot. Tomasz Słomczyński/Magazyn Kaszuby

Inwalida

Przez następne lata Józef znika z pola widzenia – brak jest dokumentów, które zaświadczyłyby o tym, co robił, gdzie przebywał. Zapewne chodził do niemieckiej szkoły podstawowej. Wiadomo natomiast, że w 1917 roku dziewiętnastolatek pracował już na roli dziadka Michała w Borzestowskich Piaskach. W tym samym roku zostaje powołany do wojska. Trwa Wielka Wojna. W niemieckim mundurze walczy na froncie wschodnim do 16 listopada 1918 roku. Zostaje ranny w lewą dłoń. Do końca życie pozostanie inwalidą, choć stopień tego inwalidztwa będzie raczej lekki – ma sztywność lewego kciuka i nie może swobodnie poruszać dwoma palcami. Uchroni go to od wcielenie do Wehrmachtu.

Co naprawdę się wydarzyło na froncie pierwszej wony światowej? Jak doszło do odniesienia tych ran? Czy nie było to czasem samookaleczenie (np. przestrzelenie dłoni), akt sabotażu, żeby nie służyć w armii?

Józef nie poruszał tego tematu, nie chciał o tym mówić.

Leśnik

W 1920 roku kończy się pruska dominacja na Pomorzu. Wczesną wiosną wkracza na Kaszuby wojsko polskie.

Józef postanawia zostać leśniczym. Podejmuje decyzję o rozpoczęciu nauki w szkole leśnej w Margoninie pod Poznaniem, którą kończy w 1924 roku. Wraca na do rodzinnych stron, na Kaszuby – dwudziestosześcioletni świeżo upieczony leśnik zaczyna praktykę w nadleśnictwie Mirachowo. Potem na krótki okres przenosi się do Kartuz, by ostatecznie – w 1925 roku, objąć stanowisko leśniczego w Kolańskiej Hucie k. Ostrzyc.

W 1929 roku Józef bierze ślub z Martą Niklas z Ostrzyc. W latach 1930 – 1937 rodzi im się czworo dzieci. Wszystkie noszą polskie nazwisko: „Król”.

W tym czasie Józef Król jest aktywnym działaczem Związku Zachodniego, za co otrzymuje odznaczenie. Organizacja ta ma umacniać polskość na ziemiach do niedawna znajdujących się w pruskim zaborze. Jej członkowie prowadzą akcje propagandowe, agitują, manifestują swoje przywiązanie do ojczyzny.

Wielkimi krokami zbliża się druga wojna światowa i powrót administracji niemieckiej na Kaszuby, które staną się w ten sposób częścią Trzeciej Rzeszy.

Pensjonat w Ostrzycach inny niż wszystkie. Isaan to region w Tajlandii 21
Ostrzyce. Fot. Piotr Emanuel Dorosz

Uciekinierzy

Las wokół Ostrzyc wcale nie jest duży. W bezpośrednim sąsiedztwie leśniczówki Józefa Króla znajdują się dwa obozy, założone w budynkach przedwojennego ośrodka wypoczynkowego organizacji YMCA w Kolanie (dziś w tym miejscu również znajduje się ośrodek wypoczynkowy). W jednym przebywa kilkudziesięciu Żydów, w drugim zaś – około setki jeńców francuskich i angielskich. Pracują, głównie przy budowie dróg przebiegających przez okoliczne lasy. Poza tym na terenie tym – wokół Wieżycy, działają grupy zbrojne Tajnej Organizacji Wojskowej „Gryf Pomorski” oraz wiele innych, mniejszych organizacji konspiracyjnych. W lesie ukrywają się również ci Kaszubi – cywile, którzy chcą uniknąć represji wynikających z odmowy podpisania Niemieckiej Listy Narodowościowej, jak również ci, którzy ją podpisali, ale nie zamierzają dać wcielić się do Wehrmachtu.

Obywatel III Rzeszy

Józef Król podpisał tę listę, dokładnie rzecz biorąc – podpisał tzw. volkslistę, przyznano mu kategorię II, co oznaczało, że uzyskał obywatelstwo niemieckie i tytuł tzw. tytuł Reichsdeutscha.

Nie miejsce tutaj, by tłumaczyć, czym dla Kaszubów i Pomorzan, było podpisanie tej listy. Pokrótce można stwierdzić, że w wielu przypadkach – inaczej niż w okupowanej Polsce (Generalnej Guberni), odmowa taka wiązała się z deportacją na roboty do Niemiec, do obozu koncentracyjnego, lub po prostu – ze śmiercią z rąk hitlerowców.

Według jednej z relacji, Józef Król został zaszantażowany przez sąsiada, zniemczonego Kaszubę, który miał mu grozić, że jeśli nie podpisze listy, ten ujawni Niemcom jego propolską postawę z okresu dwudziestolecia międzywojennego. To mogło oznaczać tylko jedno – na Pomorzu takich ludzi Niemcy od razu likwidowali albo wysyłali do obozów koncentracyjnych.

Dodać na koniec można, że do września 1944 roku volkslistę podpisało ok. 950 tys. osób, co stanowiło ponad 54,5 procent mieszkańców Pomorza.

Czterdziestu pięciu

Józef Król, do niedawna działacz na rzecz polskości, teraz obywatel III Rzeszy, rozpoczyna tajną działalność polegającą na świadczeniu pomocy uciekinierom kryjącym się w lesie. Nie działa sam. Pomaga mu żona, jej siostra Maria, gajowy Kujach i brat Leon, a także najstarszy syn Jerzy. Józef Król stworzył – z członków swojej rodziny oraz zaufanego współpracownika, całą grupę działającą na rzecz prześladowanych przez Niemców.

Jeden z ukrywających się – Tadeusz Hamerski, podaje (liczby te miał usłyszeć od innego ukrywającego się – Fryderyka Lassa), że w latach 1939 – 1945 oni wszyscy przyczynili się do uratowania łącznie 45 osób – 42 Polaków, dwóch jeńców angielskich i jednego Ukraińca. Czy liczby te są prawdziwe? Wobec braku udokumentowanych informacji, nie ma argumentu by je podawać w wątpliwość, choć rzeczywiście może się to wydawać wręcz nieprawdopodobne – zważywszy na niewielkie rozmiary lasów w okolicach Ostrzyc.

Całej listy nazwisk uratowanych nie znamy. Znanych jest zaledwie siedem polskich nazwisk. Czy oprócz nich wśród ukrywających się byli również Żydzi? Kobiety? Dzieci? Tego, niestety, nie wiemy.

Maria Dąbrowska w Ostrzycach. Głucha wieś 1
Widok z pomostu w Kolanie. Fot. Tomasz Słomczyński/Magazyn Kaszuby

Jak pomagali?

Pierwszą, zasadniczą rzeczą była pomoc w wyborze miejsca na bunkry, które powstawały w lesie, a także dostarczenie materiału i potem, stworzenie „strefy ochronnej”, czyli kierowanie pracami leśnymi w ten sposób, żeby nie zwiększać ryzyka dekonspiracji.

Lecz nie tylko w bunkrach ukrywali się „podopieczni” Józefa Króla. Część z nich pracowała u niego w gospodarstwie. Ludzie ci mieli „lewe papiery” lub po prostu spędzali dnie w ukryciu, wychodząc na zewnątrz tylko nocą. Pod koniec wojny do Józefa dokwaterowano niemieckiego wojskowego, który kierował budową umocnień – rowów przeciwczołgowych. Nawet wtedy Józef Król nie zaniechał pomagania uciekinierom, również na terenie własnego gospodarstwa.

Ponadto konieczne było śledzenie zamierzeń policji i wojsk niemieckich, przewidywanie ich działań – obław, akcji przeczesywania lasu, i ostrzeganie przed nimi ukrywających się. Józef Król zdobył zaufanie niemieckiego policjanta o nazwisku Jacobs, stacjonującego w Goręczynie. Poza tym wymieniał się informacjami z ówczesnym sołtysem Ostrzyc – Niemcem Otto Kowalke, który był przychylny Polakom. Dzięki tym kontaktom leśniczy mógł skutecznie chronić swoich „partyzantów” (tak Niemcy określali wszystkich ukrywających się w lesie) przed obławą.

Mieszkańcy bunkrów musieli niekiedy przemieszczać się. Wykorzystując swoje możliwości, Józef Król przygotowywał im dokumenty robotników leśnych. Także w ten sposób mogli unikać pojmania, obław organizowanych przez wojska hitlerowskie.

Ponadto – co oczywiste, wszyscy członkowie zaangażowani w pomoc ukrywającym się, szczególnie kobiety, regularnie dostarczali im żywność, odzież, potrzebne do życia w lesie narzędzia i artykuły.

Milczenie Kaszubów

Kolejne pytanie, które pozostanie bez odpowiedzi, dotyczy pozostałych mieszkańców okolicznych wsi – Kaszubów żyjących w Ostrzycach, Wieżycy, Szymbarku, Krzesznej, Kolanie, Goręczynie, Ramlejach. Nie sposób wyobrazić sobie, żeby o niczym nie wiedzieli, nie spotykali w – niewielkim w sumie lesie, „podejrzanych” osób. Z pewnością do takich spotkań dochodziło. Ludzie musieli wiedzieć „coś” o działalności miejscowego leśniczego. Gdyby chcieli się swoją wiedzą podzielić, zapewne mogliby liczyć na szczególne względy ze strony niemieckiej policji i administracji. A jednak milczeli.

Faktem jest, że przez wszystkie lata wojny nikt z ukrywających się w lesie koło Ostrzyc nie wpadł w ręce Niemców.

Dogtrekking czyli z psem w sercu [Kaszub] 7
Widok z Trzebuńskiej Góry. Fot. Tomasz Słomczyński/Magazyn Kaszuby

Gorzki koniec

Wojna dobiegała końca. Zanim wkroczyli Rosjanie, do leśniczówki przyszedł pewien Ukrainiec, podający się za skoczka spadochronowego, zrzuconego za linię frontu. Józef Król przyjął go, przechowywał go pod swoich dachem, zatrudniwszy jako pomocnika w gospodarstwie.

Na wieść o zbliżających się czerwonoarmistach, Józef postanowił zakopać swoją broń myśliwską. Nie chciał, by została mu zarekwirowana. Poprosił Ukraińca o pomoc. Ten zaś wkrótce doniósł Rosjanom, że leśniczy (przypomnijmy: działacz społeczny w sanacyjnej Polsce, a potem „Niemiec”) ukrył przed nimi broń palną.

Józef Król został zabrany przez NKWD 24 marca 1945 roku. Trafił do obozu w Resz, w obwodzie swierdłowskim, za Uralem. 20 października 1947 roku miał wyznaczony transport do Polski. Kilka tygodni wcześniej zachorował jednak na gruźlicę. Najprawdopodobniej (tak wynika z listów współosadzonych) w dniu wyjazdu jeszcze żył, ale złożony chorobą nie mógł się stawić do transportu. Wkrótce potem zmarł. Został pochowany w bezimiennej mogile.

W międzyczasie pozostałej w Polsce rodzinie zesłańca zabrano cały dobytek.

Na cmentarzu w Goręczynie znajduje się jego symboliczny nagrobek, z napisem: „Zmarł na nieludzkiej ziemi. Data i miejsce nieznane”.

***

W 1946 roku zakończyło się postępowanie sądowe, w którym Józefa Króla zrehabilitowano. Rodzina odzyskała majątek. Do dziś nie postawiono ku jego pamięci żadnej tablicy pamiątkowej, żadna z ulic nie nosi jego imienia, a sama historia bohaterskiego leśniczego jest w zasadzie nieznana.


Komentarz autora:

O Józefie Królu dowiedziałem się od przewodnika i regionalisty kaszubskiego Piotra Kowalewskiego. Opowiadał o nim podczas jednej z organizowanych przez siebie pieszych wędrówek po Kaszubach. Wkrótce potem przekazał mi kserokopię publikacji Tadeusza Hamerskiego „Biografia leśniczego Józefa Króla (pośmiertna) z Kolańskiej Huty, gmina Goręczyno, powiat Kartuzy”. Książeczka ta została wydana w Bydgoszczy w 2003 roku.

Tadeusz Hamerski pisze w Przedmowie:

Niniejsze wspomnienie – biografię o Józefie Królu i jego rodzinie, piszę po 60 latach. Czuję się winnym, że dopiero teraz oddaję hołd temu wspaniałemu człowiekowi, Polakowi, Kaszubowi z krwi i kości, który zawsze podkreślał swoje głębokie polsko-kaszubskie pochodzenie.

(…)

Jako jeden z 42 Polaków (…) kryjących się przed okupantem niemieckim, miałem szczęście, że trafiłem w rejon leśnictwa Kolańska Huta, gdzie „leśnym” był Józef Król i gajowym Kujach.

(…)

Postanowiłem własnym sumptem wydrukować niniejsze wspomnienie, które zostanie bezpłatnie rozdane na cmentarzu w Goręczynie (…), gdzie znajduje się grobowiec Józefa Króla.

Niniejszy artykuł opary jest w całości na tej właśnie publikacji –  szerzej nieznanej, wydanej w geście wdzięczności, w niewielkim nakładzie.  Innych publikowanych źródeł o Józefie Królu, najprawdopodobniej nie ma. Przynajmniej ja do nich nie dotarłem. Jeśli się mylę, jeśli są takie publikacje – proszę Czytelników o informację.

Po lekturze tej wzruszającej publikacji staje się jasne, że jej autor, Tadeusz Hamerski nie jest profesjonalnym historykiem. Z zapałem – godnym szacunku zapałem amatora, próbuje naszkicować życiorys człowieka, który mu pomógł podczas wojny. Jestem więc świadomy możliwych błędów, które mógł popełnić Tadeusz Hamerski, a potem ja sam, pisząc artykuł tylko na podstawie jego książeczki.

Ta historia w pełni zasługuje na opracowanie naukowe, z wykorzystaniem wszystkich możliwych dokumentów, ukrytych w różnych archiwach, a także z wykorzystaniem wspomnień, być może jeszcze niespisanych. Być może to ostatni moment, by zarejestrować słowa ostatnich świadków tamtych wydarzeń.

Tadeusz Hamerski kończy swoją książeczkę słowami:

Tym moim wspomnieniem apeluję także do kartuskich Kaszubów, dotychczas niemych świadków swojej historii. Zacznijcie mówić. Pytam, na co czekacie? Przekażcie i Wy to co wiecie – historii i potomności.

Proszę o kontakt każdą osobę, która jest w posiadaniu informacji o Józefie Królu, leśniczym z Kolańskiej Huty.

[email protected]

tel. 794 263 446