Kaszubskie Zaduszki. Wierzenia, które odeszły w niepamięć 1

Kaszubskie Zaduszki. Wierzenia, które odeszły w niepamięć

Diabły, maszkary i chleb dla ubogich. Wieńce, jadło za oknem i szacunek dla zmarłych. Wędrujące dusze. Kaszubskie Zaduszki

Listopad to miesiąc, w którym na Kaszubach roi się od duchów, demonów i strasznych opowieści. Aura sprzyja takim myślom; mgły wiszące nad polami, deszcze i przenikliwy chłód, wiatr huczący w kominie, tarmoszący nagie drzewa w sadzie, wcześnie zapadający mrok i cisza. Cisza, w której każdy najmniejszy odgłos jawi się groźnie i tajemniczo. To kaszubskie Zaduszki.

Fot. Pixabay
Fot. Pixabay

Do niedawna żywe były zwyczaje i obrzędy związane z odchodzeniem z tego świata; umieraniem, pogrzebem, a potem pielęgnowaniem więzi z duszami tych, co odeszli. Kaszubi nie bali się śmierci. Przyjmowali ją jako naturalną kolej rzeczy. Czuli jednak trwogę przed demonami, złymi duchami, wieszczami lub łopi, którzy po zmroku, a zwłaszcza nocą czatowali na ludzi. Znali sposoby na obłaskawienie lub odstraszenie złych duchów, wiedzieli jak pomóc duszom czyśćcowym, jak nie dopuścić do „narodzenia się” nowego wieszczi. Jednak zwyczaje i obrzędy z tym związane odchodzą w niepamięć. Młodzi nie wierzą już w duchy, nie znają i nie kultywują tradycji swoich przodków. Wiele elementów z kaszubskiego życia znika bezpowrotnie.

– Dawniej wszyscy uczestniczyli w uroczystościach pogrzebowych; dorośli, dzieci, młodzież – mówi pani Maryla, mieszkanka Mirachowa. – Teraz nie ma dzieci na pogrzebach, nawet nie wiedzą jak zmarły wygląda, jak jest chowany. Mówi się, że to dla ich dobra. Ale przecież życie i śmierć są ze sobą ściśle związane. Nie można udawać, że jest inaczej, albo że śmierci nie ma… Pielęgnowanie tradycji bierze się z uczestnictwa w obrzędach i rytuałach – dodaje po chwili.

Na szczęście są osoby, które troskliwie i pieczołowicie odtwarzają z okruchów pamięci starych ludzi obraz dawnej wsi kaszubskiej. Jedną z nich jest ks. prof. Jan Perszon. W swoim dziele „Na brzegu życia i śmierci” zawarł szczegółowy opis zwyczajów, obrzędów oraz wierzeń pogrzebowych i zaduszkowych na Kaszubach.

Fot. Pixabay
Fot. Pixabay

Kto wejdzie do kościoła, tego rozszarpią dusze

Pod koniec października rozpoczynały się przygotowania do uroczystości Wszystkich Świętych i Dnia Zadusznego. Podobnie jak dzisiaj, odwiedzano groby, czyszczono je i przystrajano. Dawniej gospodynie plotły z gałęzi świerkowych lub bukszpanu wieńce zaduszkowe, przyozdabiały je papierowymi kwiatami i zanosiły na cmentarz. Powszechnie wierzono bowiem, że dusze zmarłych odwiedzają w Dzień Zaduszny swoje groby i interesują się ich wyglądem. Wierzono również, że w czasie liturgii cmentarnej, gdy ksiądz chodzi między grobami i kropi wodą święconą, część kropli pada także na dusze, które w ten sposób doznają odpuszczenia grzechów.

W południowej części Kaszub był jeszcze zwyczaj wyplatania wieńca zaduszkowego ze świerka i jałowca oraz umieszczania go w wigilię Wszystkich Świętych w kruchcie kościoła. Wieniec ten miał być darem dla dusz, które przychodzą nocą z 1 na 2 listopada, na swoją doroczną mszę. W jesienne, słotne i ciemne wieczory snuto opowieści, że ten, kto będzie próbował wejść do kościoła podczas takiej mszy, umrze rozszarpany przez dusze. Po takim śmiałku pozostaną tylko rozrzucone strzępy ubrań. Byli tacy, co widzieli o północy rozświetlony kościół, a jeszcze inni powiadali, że kościelny zostawia specjalnie przygotowane „na liturgię dusz” paramenty mszalne, czyli szaty, kielichy, dzwonki… Wierzono, że tę niezwykłą mszę odprawia o północy ostatni zmarły ksiądz w danej parafii.

Pewnych zwyczajów, o których pisze ks. Jan Perszon, nie pamiętają nawet najstarsi mieszkańcy Kaszub. We wspomnieniach pani Marty, 98-letniej mieszkanki Starej Huty pozostało jedynie wyplatanie zaduszkowych wianków.

– Przeważnie przyozdabialiśmy je kolorowymi papierkami i wstążeczkami – opowiada. No i szliśmy pieszo na cmentarz do Strzepcza. To około 7 kilometrów, na skróty, przez pola.

Kartuska kolegiata, fot. T. Słomczyński
Kartuska kolegiata, fot. T. Słomczyński

Maszkary, chleb dla ubogich i oczyszczająca moc ognia

O innych zasłyszanych zwyczajach wspomina Pan Henryk, zięć pani Marty. Otóż dziadek ze strony ojca opowiadał lata temu, że kiedyś w Zaduszki chodzili na cmentarze przebierańcy. Byli to młodzi chłopcy ubrani za diabłów i jakieś straszydła. Ale po co? – nie wiedział.

Pan Andrzej Busler w artykule „Kaszubskie Zaduszki i związane z nimi dawne tradycje” przybliża nieco ten temat pisząc: „W Dzień Zaduszny funkcjonował dawniej zwyczaj, dzisiaj już zupełnie nieznany – na cmentarzach można było spotkać grupy chłopców poprzebieranych za diabły i inne maszkary. Grupy takie były wyposażone w specjalne instrumenty – diabelskie skrzypce, grzechotki, klekotki, sznere, knare i burczybas (tradycyjne instrumenty kaszubskie). Tak przebrane i wyposażone zespoły miały za zadanie odpędzić złe duchy, które przeszkadzały wejść na cmentarz potępionym duszom”. Ale pani Marta tego nie pamięta. Pewnie działo się to jeszcze dawniej, może w XIX wieku?

Natomiast niektórzy starzy ludzie wspominają zwyczaj pieczenia zadusznych chlebów i obdarowywania nimi najuboższych. Działo się to w wigilię Wszystkich Świętych. Zadaniem dzieci było zaniesienie chleba biednym, zaś obdarowani mieli w zamian modlić się za zmarłych z rodzin darczyńców.

Na Kaszubach zmarłych darzono szczególną estymą. Modlono się za cierpiące w czyśćcu dusze i odprawiano pokutę. Do dzisiaj w wielu parafiach odmawia się w ich intencji tak zwane „zdrowaśki” czy też „wypominki”. Wierni w listopadzie przynoszą do kościoła, począwszy od dnia Wszystkich Świętych, karteczki z imionami osób, które zmarły, by się za nie wspólnie modlić podczas mszy i nabożeństw.

W listopadowe wieczory groby rozświetlone były tysiącami świeczek, zwanych wiecznym widem. Miały one ułatwić duszom znalezienie swojego grobu, ogrzać dusze, spalić w ogniu grzechy a także odpędzić demony.

DSC_0001
Fot. Tomasz Słomczyński/Magazyn Kaszuby

Ziemia pełna wędrujących dusz

Starano się, szczególnie w święto Wszystkich Świętych i w Dzień Zaduszny, nie przeszkadzać pokutującym duszom, a wręcz je wspierać tu na ziemi. Pierwsze dni listopada spędzano więc w ciszy i skupieniu. Po zapadnięciu zmroku nie odwiedzano znajomych ani sąsiadów. Wierzono bowiem, że w tym czasie odbywają się wędrówki dusz. Dlatego starano się nie wychodzić z domu po zmroku, a jeżeli już była taka konieczność, to iść środkiem drogi, by nie przeszkadzać duszom przemykającym bokiem. W chatach rozpalano ogień w piecu, by przychodzące dusze mogły odpocząć i ogrzać się, w oknach zaś zostawiano jadło i napoje. Niektórzy gospodarze, by przekonać się, czy jego dom odwiedziła nocą jakaś dusza, wysypywali próg piaskiem i rano szukali śladów.

W okresie tym obowiązywało wiele zakazów, których należało bezwzględnie przestrzegać. Na przykład jeszcze do niedawna nie wolno było wylewać pomyj ani żadnych innych nieczystości za dom, żeby przypadkiem nie oblać wędrujących dusz. Nie wolno też było spuszczać psów z łańcucha, hałasować, muzykować ani tańczyć. Starano się zachować ciszę i powagę. Nawet gwizdanie było zakazane. Ks. prof. Jan Perszon w cytowanej książce „Na brzegu życia i śmierci” pisze, że jeszcze po II wojnie światowej w części powiatu kartuskiego i wejherowskiego w noc Wszystkich Świętych unikano pozostawiania na kuchennym stole noży i widelców, gdyż mogłyby przeszkadzać przychodzącym do domu duszom. Natomiast w Dzień Zaduszny kaszubskim rolnikom nie wolno było wykonywać żadnych prac polowych, albowiem tego dnia cała ziemia roiła się od dusz, którym należał się spokój.

Fot. Pixabay
Fot. Pixabay

Szacunek

– Jak spojrzymy na sprawy obrzędowe, to opierały się one na kalendarzu pór roku – dopowiada pan Andrzej Busler, regionalista i znawca Kaszub. – To pory roku dyktowały część tych zwyczajów.

– Wiele z tych wierzeń dotyczy nie tylko Kaszubów – dodaje Pan Eugeniusz Pryczkowski – ale całej kultury słowiańskiej. Natomiast pamięć ludzka i literatura przechowała pewne elementy. Myślę, że w umysłach starszych ludzi one jeszcze funkcjonują, ale to jest już kwestia minionych pokoleń. Większość tych zwyczajów zanikła, na przykład nikt już nie wylewa pomyj na zewnątrz, bo ma odpowiednie urządzenia w domu, mało kto chodzi nocami po drogach i tak dalej… Swoją drogą, ciekawe były te zwyczaje, bo pokazywały pewien szacunek dla zmarłych i to było w tym wszystkim istotne.

Wiele zwyczajów umarło, odeszło w zapomnienie. Pozostało sprzątanie i dekorowanie grobów, palenie świec, msza cmentarna i wypominki. Niewiele osób dzisiaj pamięta, skąd wzięła się ta tradycja i co leżało u jej podstaw.