Sikorzyno. Muzeum nieoczywiste z magiczną herbatką

„Chciał Zakrzewski, to teraz ma”. Co ma? Muzeum Dwór Wybickich w Sikorzynie. Miejsce, które powstało z martwych. Może dlatego jest tak magiczne.

[Współpraca: Tomasz Słomczyński]

Do tej wycieczki od początku byłam sceptycznie nastawiona. Zwiedzanie Dworu Wybickich w Sikorzynie wydawało mi się strasznie nudne, a już w szczególności dla dzieciaków. Znajoma, która również podróżuje ze swoim dziećmi, jednak gorąco zachęcała do odwiedzenia tego, jak je nazwała, magicznego miejsca. Co może być magicznego w takiej budowli? A tym bardziej dla dzieci? Moja wrodzona ciekawość nie dawała mi spokoju. Z uwagi na to, że ponownie niestabilna pogoda odebrała nam odwagę by wyruszyć nad morze, pojechaliśmy do Sikorzyna, w charakterze poszukiwaczy magii.

Wieś Sikorzyno (nazwa pochodzi od pierwszych właścicieli dworu – rodziny Sikorskich) położona jest nieopodal góry Wieżyca, pomiędzy Szymbarkiem i Gołubiem – znanymi kaszubskimi wsiami letniskowymi. Jadąc wzdłuż wsi zobaczyć można leciwy park i tam nieopodal, przy kamiennym murku można zaparkować samochód. Do samego dworu dostaniemy się tylko przez jedną bramkę otwieraną domofonem. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale już przechodząc przez nią ma się wrażenie, że jest się w innej epoce. Od ilości zieleni, śpiewu ptaków, zapachu kwitnącej lipy może się zakręcić w głowie. Na ganku wita nas pani w stroju stylizowanym na ubiór z minionych lat i zaprasza do środka. Początkowo jest dosyć mrocznie, cicho, mamy wrażenie, że jesteśmy sami. Przewodniczka po skasowaniu nas za bilety (12 zł normalny, 9 ulgowy, dzieci do 4 lat bezpłatnie) zaczyna swą opowieść o dziejach tego miejsca.

Okazuje się, że w swojej bogatej historii oprócz Sikorskich dwór był w posiadaniu także rodziny Wybickich (w 1609r. poprzez ślub z jedną z Sikorskich majątek przeszedł w ręce Wybickich). To właśnie w tym miejscu urodziły się starsze siostry Józefa Wybickiego, autora słów polskiego hymnu narodowego. A on sam urodził się już w Będominie nieopodal Kościerzyny (to pomysł na kolejną wycieczkę).

Dwór Wybickich w Sikorzynie - pozytywka z cukierkami
Dwór Wybickich w Sikorzynie – pozytywka z cukierkami Fot. P. Momot

Dzieje tego uroczego miejsca  są jednak dość tragiczne. Dwór na przestrzeni wieków często zmieniał właścicieli, w jego wnętrzu mieściła się niegdyś gorzelnia parowa, szkoła i sklep. Zniszczony w 1992r. został sprzedany Zrzeszeniu Kaszubko – Pomorskiemu, a w 1998r. – już w katastrofalnym stanie – nabył go konserwator zabytków Leszek Zakrzewski. Zdołał nie tylko odnowić zabytkowy budynek, ale też uratować niezrabowane dotąd elementy wyposażenia i zapełnić wnętrza autentycznymi meblami i sprzętami z okresu XVII – XIX w. Można tu zobaczyć pokoje urządzone dla damy, pana, a nawet dzieci. W izbach jest sześć pięknie zdobionych czynnych pieców kaflowych. Są również kąciki muzyczne z dawnymi instrumentami oraz teatrzyk pacynkowy. Moje dzieciaki – Hanię i Filipa, zainteresowała pozytywka, która oprócz grania „częstowała” cukierkami.

Dziś Muzeum Dwór Wybickich w Sikorzynie tętni życiem. Od 2008r., po generalnym, ratunkowym remoncie (trwał w sumie 12 lat) został udostępniony dla zwiedzających. Oprócz muzeum jest tu również dworska herbaciarnia – w gąszczu zielonej roślinności schowane są urocze stoły i krzesełka. Można skosztować tam różnych herbat oraz kawy, a także zjeść smakowitą szarlotkę z bitą śmietaną. Oczywiście nie ominęliśmy tego punktu programu, ale z tej chwili wytchnienia skorzystała głównie starsza część rodziny. A co z dzieciakami? Czyżby słychać było hasło: „ale nuda”?

Ku mojemu zaskoczeniu mój sześcioletni syn i półtoraroczna córka nie chcieli opuszczać tego miejsca. Bez problemu znaleźli sobie inne przyjemności niż degustacja herbatki w zielonych altanach. Zachwyceni byli pięknym, trochę dzikim ogrodem, który otacza dwór. Pobudzili swoją fantazję do tego stopnia, że w stawie porośniętym rzęsą widzieli krokodyla. W roślinnym labiryncie, który nawiązuje do XVIII-wiecznej mody na zielone błędniki przy pałacach i dworach, szukali wejścia a potem wyjścia z niego. W parku znaleźliśmy również warzywniak z obwódkami z bukszpanu, platformę widokową, aleję z prawie 200 letnimi lipami, zakończoną altaną (kręgiem), trzystuletniego dęba. Jednak hitem wycieczki stała się huśtawka zwisającą z potężnej gałęzi klonu. W każdym urokliwym miejscu ławeczka, altanka, figurki, wijące się bluszcze i kwiaty… Nie było mowy o nudzie. A magii w tym miejscu tyle, że brakuje słów, by to opisać.

Dwór Wybickich w Sikorzynie - platforma w roślinnym labiryncie
Dwór Wybickich w Sikorzynie – platforma w roślinnym labiryncie Fot. P. Momot

***

Do Sikorzyna dojechać można swobodnie samochodem od strony Szymbarka, Gołubia lub Kalisk. Do Gołubia dojeżdża PKM-a, a z dworca można podjechać rowerem lub przejść się pieszo na całodzienną wycieczkę.

Rokrocznie, począwszy od 2005 roku, w ostatnią sobotę maja odbywa się tu finał masowego rajdu dla dzieci i młodzieży „Majówka z generałem Wybickim”. Impreza ta łączy symbolicznie dworek w Będominie z dworem w Sikorzynie.

Korzystałam z:

– z folderu zakupionego w Dworze Wybickich w Sikorzynie

– Szwajcaria Kaszubska – przewodnik turystyczny

– http://dwor-wybickich.com.pl/

***

Z Leszkiem Zakrzewskim, właścicielem dworu w Sikorzynie, rozmawia Tomasz Słomczyński.

Chciałem zapytać, jak to było z remontem dworku w Sikorzynie.

Pierwsza kwestia, dla wyjaśnienia: dworek to jest rezydencja mieszczańska, podmiejska. Adwokata, kupca, i tak dalej… A dwór, bez względu na wielkość, to jest posiadłość ziemiańska. Dworek to taki domek letniskowy. Do czynienia z dworem mamy tam, gdzie ziemianie, szlachta żyła z ziemi. W Sikorzynie nie mamy dworku tylko dwór.

Czyli w pierwszym pytaniu już popełniłem fatalny błąd.

Nie każdy musi o tym wiedzieć. Dworki mogły mieć podobny kształt, ale różnica jest zasadnicza.

To jak było z tym dworem, z jego remontem?

Jestem z wykształcenia i zawodu konserwatorem dzieł sztuki. Najpierw zobaczyłem anons prasowy, że jest gdzieś jakiś dwór do sprzedania. Przyjechałem, zobaczyłem…

Ale chyba oczami wyobraźni musiał pan na ten dwór spoglądać?

Tak, był w takim stanie, że ponad rok próbowano go sprzedać i nikt nie chciał go kupić. U mnie bardziej sentymentalne względy odegrały rolę i skrzywienie zawodowe. Zdecydowałem się na ten zakup. To było w 1998 roku, odbudowywałem go przez dziesięć lat, potem jeszcze dwa lata trwała adaptacja poddasza na pokoje gościnne, więc wszystko trwało w sumie dwanaście lat. I teraz jest to powszechnie dostępne muzeum.

Przed chwilą jednym zdaniem zamknął pan coś, co prawdopodobnie stanowiło sporą część pana życia przez całą dekadę: „w ciągu dziesięciu lat to wyremontowałem” – tak pan powiedział. To była droga przez mękę?

Tak. Z kieszeni nie kapały mi pieniądze. Wręcz przeciwnie, brakowało ich. Zdołałem to zrobić przy pomocy kredytów z trzech banków i własnego zarobkowania. „Robiłem” kamienice na Długiej i Długim Targu w Gdańsku, Katedrę Oliwską, zdobywałem w ten sposób pieniądze, które pozwalały mi na podejmowanie kolejnych remontowych kroków.

Sponsorzy jacyś? Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego? Powiat, gmina, województwo?

Nie, nie było chętnych. Ale ja nie czuję się pokrzywdzony. „Chciał Zakrzewski, to teraz ma. Dlaczego miałyby mu z nieba spadać jakieś prezenty?” Robiłem to wszystko przed wstąpieniem do Unii Europejskiej. Gdybym robił to teraz, środki unijne pewnie skróciłyby te moją mękę.

Spotykał się pan z niedowierzaniem: „Nie, Zakrzewskiemu to się nie może udać. Za duże przedsięwzięcie”?

Wiele osób tak myślało. Nawet w rodzinie wiele osób sceptycznie do tego podchodziło. No ale…

Ale dzisiaj dwór  zarabia pieniądze.

Zarabia od niedawna na siebie, ale jeszcze nie na mnie. Zarabia na panie przewodniczki, na sprzedawczynię w herbaciarni, na pana, który jest gospodarzem-ogrodnikiem. Z problemami, oczywiście. Wszystkie instytucje – nazwijmy to” wyższego rzędu”, mam na myśli muzea czy filharmonie, żyją z pieniędzy, które przysyła im się pocztą. My natomiast zbieramy każdą złotóweczkę.

W pana dworze można przenocować.

Tak, u góry są pokoje gościnne.

A na dole można oglądać przedmioty, które są pana własnością.

Tak, bo dwór był pusty, miał wybite okna, drzwi otwarte na oścież. Wszystko było rozkradzione. To, co dzisiaj znajduje się we wnętrzu, to częściowo moje pamiątki rodzinne, bywają też darowizny. Ludzie zwiedzają i nagle przypomną sobie, że mają coś na strychu.

Siada pan czasem za tym wspaniałym biurkiem?

Czasami tak, po godzinach otwarcia muzeum.

I co pan czuje? Ogromną satysfakcję?

Pewną satysfakcję mam. Ale ja zawsze patrzę do przodu na to, co jest do zrobienia, a to co jest zrobione uważam za naturalne. Nie siedzę za biurkiem jak paw. Raczej ciągle spoglądam na problemy, które są przede mną.

Mieszka pan w Sikorzynie?

Nie, cały czas mieszkam w Gdańsku bo jestem aktywny zawodowo, w najbliższym czasie w Wilnie będę prowadził prace konserwatorskie. Moim marzeniem jest osiąść na emeryturze w dworze w Sikorzynie, jeśli będę mógł sobie na to pozwolić.

Czy w dworze mieszka jakiś duch?

To zależy. Dla tych, którzy chcą, zawsze się znajdzie. Kuny zawsze tuptają po dachu. Uprzedzam nocujących gości, że te zwierzęta uaktywniają się w nocy. One tu zawsze były i pewnie będą, bo nie ma sposobu, żeby je stąd wyprowadzić, no ale musimy jakoś tu z nimi żyć w symbiozie. Od czasu do czasu jęknie jakaś belka, która schnie, w zależności od pogody czy sezonu grzewczego, czasem strzelają belki stropowe. To są naturalne odgłosy, które różnie można zinterpretować.

Czyli, że jak ktoś będzie chciał, to nawet i ducha znajdzie w Sikorzynie.

Tak. Ale jest tu także duch w cudzysłowie. To jest wyjątkowo miłe dla mojego ucha, kiedy ludzie twierdzą, że w tym dworze, w przeciwieństwie do innych takich muzeów, jest duch…

Genius loci?

Duch dawności i nieuchwytna atmosfera, której nie ma w innych tego typu muzeach. Ludzie odczuwają jakby właściciele przed chwilą gdzieś wyszli. Na stoliku leży zaczęty pasjans, jakaś robótka ręczna, haft, widać kapcie przy łóżku. Te szczegóły sprawiają wrażenie, że ogląda się dom, w którym się żyło i żyje nadal.

Pozwoli pan, że wyrażę swoją opinię. Dwór w Sikorzynie nie jest taki cukierkowy, taki wylizany do bólu jak inne atrakcje turystyczne, gdzie widać, że wszystko jest pod turystę, że jest czymś w rodzaju atrapy. Ale „przejdźmy” teraz do parku. Tam jest wielka atrakcja dla dzieci. Labirynt roślinny.

Tak, założyłem go już kilkanaście lat temu, w trakcie odbudowy dworu sadziłem tam małe roślinki.

Dwór Wybickich w Sikorzynie - Labirynt roślinny cieszy dzieci i dorosłych Fot. T. Słomczyński
Dwór Wybickich w Sikorzynie – Labirynt roślinny cieszy dzieci i dorosłych Fot. T. Słomczyński

Świetne miejsce do zabawy w chowanego. Chciałem zapytać o jeszcze jedną sprawę. Czy można powiedzieć, że Wybiccy to ród szlachecki i kaszubski? Że to szlachta kaszubska?

Tak.

A nie ma pan wrażenia, że zazwyczaj tak nie mówimy, że się nam to „nie klei”? Że jak mówimy „Kaszub” to zazwyczaj mamy na myśli osobę pochodzenia chłopskiego, w stroju ludowym?

Z całą pewnością była to szlachta kaszubska. Tu się rodzili, tu się wychowywali, uprawiali ziemię, dawali pracę ludziom i tu na koniec splajtowali. Choć być może nie mówili po kaszubsku, bo językiem tym posługiwali się raczej chłopi.

Stereotyp jest taki, że jak Kaszub, to na pewno chłop. Warto podkreślać, że niekoniecznie tak musi być. To również może być szlachcic, ziemianin.

Oczywiście, że tak. Tu na Kaszubach mieliśmy cały przekrój społeczny – od parobka po szlachcica, ziemianina, proboszcza, kanonika, i tak dalej.

Dwór Wybickich w Sikorzynie Fot. T. Słomczyński
Dwór Wybickich w Sikorzynie Fot. T. Słomczyński